Zostałam sama na dworze. Przed chwilą odjechała karetka. Wezwałam ją bo miałam nadzieję, że może się pomyliłam, może policjant tylko zemdlał, może...nawet sama nie wiem co, ale chciałam myśleć, że on nie umarł. Lekarz tylko potwierdził przypuszczenia, nawet nie spróbował go reanimować, po prostu osłuchał go i stwierdził zgon. Zabrali ciało, a mnie zostawili samą na komisariacie. Osunęłam się na ziemie, nie byłam w stanie stać. Przez chwilę jeszcze nie docierało do mnie co przed chwilą usłyszałam. To...wszystko stało się tak nagle. Jeszcze godzinę temu prosił mnie bym przyszła do niego na komisariat, a teraz? Teraz słyszę, że Graham prawdopodobnie miał zawał. Ale w takim młodym wieku? Przecież był zdrowym, młodym mężczyzną. Ratownik też nie umiał odpowiedzieć mi na to pytanie. Zaproponował, że mogą mnie podrzucić do domu bym nie wracała sama. Odmówiłam, nie umiałabym po tym wszystkim, jechać w jednym aucie razem z...z nim. Teraz tak zaczęłam się zastanawiać, że może ta „stara Rose" nie popełniła takiego błędu znikając. Od kiedy straciłam wspomnienia, cały czas dzieje się coś złego. Wypadek Lucy, teraz straciłam Grahama...Miałam ochotę znowu zrobić coś lekkomyślnego i znowu nic nie pamiętać.
W sali w której siedziałam już powoli zrobiło się ciemno. Lekko się chwiejąc wstałam z podłogi. Zdecydowałam się, że muszę, nie wiem gdzie, ale iść najdalej od tego miejsca. Pociągając nosem wyszłam z opuszczonego komisariatu. Nie byłam już wstanie płakać, najgorszy etap histerii chyba już mi minął, pewnie będzie jeszcze wracał, ale nie teraz. Na zewnątrz uderzyło mnie, że nie mam gdzie wrócić. Nie chciałam na razie pojawiać się w domu. Mój tata...on już od początku był nieprzychylnie nastawiony do Grahama jako mojego partnera, jakbym wróciła zacząłby mnie wypytywać, nie dałby mi spokoju. Do Jamesa też nie miałam co się dzisiaj kierować, Spędzał wieczór ze swoim ojcem. W końcu zdecydowałam udać się do biblioteki. Lacey, jeżeli ją poproszę, mam nadzieję nie będzie zadawała mi pytań.
Byłam już na klatce przed jej drzwiami, kiedy przypomniałam sobie, że kobieta też miała mieć dzisiaj randkę. Pewnie jeszcze nie wróciła z niej, ale trudno jeżeli jej nie ma to pójdę gdzie indziej. Zapukałam do zielonych drzwi, prowadzących do mieszkania bibliotekarki. Nikt mi nie otworzył, spróbowałam jeszcze raz, ale sytuacja się powtórzyła. Już miałam wyjść z klatki, ale zauważyłam, że zamek przy drzwiach nie jest zasunięty. Znaczyło to, że są one otwarte. Klamka ustąpiła, kiedy na nią nacisnęłam i mogłam wejść. Stwierdziłam, że Lacey pewnie zapomniała je zamknąć. Pociągnęłam nosem i weszłam do środka. Dom mojej przyjaciółki składał się z małego saloniku z kuchnią, jednej sypialni i łazienki. Znalazłam się w tym pierwszym, od razu zwróciłam uwagę na lustro wiszące przy samym wejściu i przechodząc koło niego spojrzałam w nie. Zaraz tego pożałowałam. Pod oczami miałam ślady po tuszu do rzęs, włosy, które wcześniej wyprostowałam były potargane przez trzymanie w nich rąk. Już chciałam za pomocą śliny przynajmniej poprawić jakoś oczy, kiedy usłyszałam odgłos dochodzący z pomieszczenia obok. Jakby ktoś coś przesuwał. Łózko? Wtedy pożałowałam, że weszłam do pustego mieszkania, w domu fakt atakowałyby mnie pytania ze strony mojego ojca, ale przynajmniej czułabym się w miarę bezpiecznie i mogłabym się pogrążyć w żałobie. Co mi strzeliło do łba, że weszłam do pustego domu. Chciałam się z niego wycofać, ale uderzyła mnie myśl, że jeżeli to są złodzieje, to lepiej będzie poinformować Lacey. Zatrzymałam się i wydzwoniłam numer do kobiety. Przez chwilę w mieszkaniu była znowu cisza, a potem z sypialni dało usłyszeć dzwonek komórki. Coś jest nie tak. Moja przyjaciółka zabiera ze sobą zawsze telefon. Ruszyłam w stronę pokoju z którego słyszałam muzyczkę. Przy nim zauważyłam, że zza drzwi jest widoczna delikatna poświata lampki. Gwałtownym ruchem je otworzyłam i zobaczyłam Lacey. Kobieta była rozebrana od pasa w górę i leżała na łóżku, całując namiętnie mężczyznę leżącego obok niej. Wtedy poczułam się nie tylko zażenowana, ale również jak intruz. Chciałam się powoli wycofać z pokoju, póki para mnie nie zauważyła. Mój plan spalił się na samym początku, kiedy zadzwonił mój telefon, a wesoły dzwonek rozbrzmiał na całe pomieszczeni. Lacey oderwała się od partnera i krzyknęła.
CZYTASZ
Tato, przecież obiecałeś
FanfictionHistoria osiemnastoletniej Rosabelli Gold, zamkniętej w czasie od dwudziestu ośmiu lat, razem z resztą mieszkańców tajemniczego miasteczka Storybrooke. Wolno pisane