- Idziesz ze mną dzisiaj do Lucy? - Spytał James, kiedy wychodziliśmy ze szkoły. Było piękne piątkowe popołudnie. Temperatura jeszcze na plusie, słońce świeciło, idealny dzień na spacer.
- Emm, nie za bardzo mogę...- Zmieszałam się. - Idę do biblioteki...
- Znowu? - Westchnął. - Będziesz już trzeci raz w tym tygodniu. Raczej nie przeczytałabyś tyle książek tak szybko.
- Fakt, chociaż i tak całkiem prędko idzie mi czytanie. - Mrugnęłam do niego. - Spotykam się z Lacey, chce mi się czymś pochwalić.
- Niedługo będę zazdrosny o starszą kobietę. - Zaśmiał się. To był mój James. Po tym jak we wtorek wrócił do szkoły, udawaliśmy, że naszego spotkania w sobotę nie było. Staraliśmy się zachowywać tak jak dawniej. - O czym tak gadacie? O robieniu na drutach?
- Ona wcale nie jest tak stara. - Pokazałam mu język. - Ma dwadzieścia osiem lat i naprawdę da się z nią normalnie pogadać. Poleca mi dobre książki! No i trochę pomaga przy takich...no wiesz...damskich sprawach.
Uznałam, że lepiej nie mówić przyjacielowi w jakich. Chyba by się nie ucieszył gdybym się go na przykład spytała jak ubrać na wieczorną randkę z Grahamem. Policjant obiecał mi, że zabierze mnie w jakieś specjalne miejsce. Aaaaa już nie mogłam się doczekać. Normalnie pewnie pomagałaby mi przy tym Lucy, ale ona nadal była w śpiączce, a Lacey ją w pewnym stopniu umiała zastąpić. Znałyśmy się nie cały tydzień, ale bardzo dużo z nią przegadałam, mogłam się zwierzyć z problemów z tatą, no i rozumiemy się, ponieważ oby dwie jesteśmy po wypadku. Nie musiałam udawać, że wszystko jest w porządku przy niej. Wczoraj jak tylko mnie zobaczyła, powiedziała, że mam na nią zaczekać w jej mieszkaniu. Przyszła po kilkunastu minutach z gorącą herbatą i kazała się wypłakać. Jak do niej nie przyszłam to nie wiedziałam, że aż tak widać to, że źle się czuję z tą całą amnezją, ale jak wracałam do domu to czułam się o niebo lepiej. Dlatego jak dzisiaj zadzwoniła to nie mogłam jej odmówić. Stałyśmy się sobie naprawdę bliskie.
- Potem i tak idę na chwilę do Lucy. - Dodałam, widząc podniesioną brew Jamesa.
- Okej, a kiedy ja dostanę swój tygodniowy przydział? - Wyszczerzył zęby, a ja zaśmiałam się i szturchnęłam go w ramię.
- To, jutro hamburgery? - Spytałam.
- Noo mogę pomyśleć. - Udał, że się zastanawia. - Niech będzie, będę czekał na ciebie koło pierwszej Różyczko. - Pocałował mnie w policzek na pożegnanie i pobiegł do domu.
W bibliotece pachniało kurzem i starymi książkami. Lacey robiła co mogła by doprowadzić to miejsce to porządku, ale jak na razie daleko mu było do czasów świetności. We wtorek zwierzyła mi się, że kiedy po raz pierwszy weszła do czytelni zauważyła w niej ślady użytkowania. Ponoć były tu koce, nawet plecak z batonami, a książki były porozrzucane jakby ktoś w pośpiechu opuszczał bibliotekę. Co prawda jej oficjalne otwarcie miało być dopiero za tydzień, ale już teraz można było bez przeszkód przyjść i wypożyczyć książkę.
- O już jesteś! - Z zaplecza wyszła drobna kobieta z lekko pucołowatą twarzą okalaną długimi brązowymi włosami. Mimo, że miała koturny to była mojego wzrostu, a ja nie należę do wysokich osób. Jednak nie można powiedzieć by to zabierało Lacey uroku. Ba przez to wyglądała jeszcze lepiej. W jej obecności często czułam się jak niedojrzała pod względem fizycznym małolata. Cieszyło mnie, że była starsza ode mnie o dziesięć lat, ponieważ oznaczało to, że jest dla mnie jeszcze nadzieja.
CZYTASZ
Tato, przecież obiecałeś
FanfictionHistoria osiemnastoletniej Rosabelli Gold, zamkniętej w czasie od dwudziestu ośmiu lat, razem z resztą mieszkańców tajemniczego miasteczka Storybrooke. Wolno pisane