tęskną nocą samotną, sny nie nadchodzą

289 47 4
                                    

W nocy, z soboty na niedzielę, nadal nie spał. Miał wrażenie, że jako jedyny mieszkaniec tego małego miasteczka jest wciąż na nogach. Nawet się nie wykąpał. Włóczył się w ubraniach roboczych po przepracowanym popołudniu, o które sam poprosił szefa. Za pracę w weekendy dawał mu 20% premii do wynagrodzenia. 

W upaćkanych błotem spodniach z szelkami na piersi i mocno przepoconej koszulce bezsensownie toczył się po domu. Obijał się od ścian i mebli. Chciał zjeść, ale nie miał apetytu i ostatecznie zrezygnował z tego pomysłu. Chciał się wykąpać, jednak stwierdził, że nie ma na to ochoty i puścił tę myśl w zapomnienie. Ostatecznie wszedł do swojego pokoju i opadł bezwładnie na łóżko. Zapalił swoją lampkę nocną i spojrzał na zalegający kurz na biurku przed nim. Miał posprzątać, ale od wielu miesięcy nie miał na to chęci, pojedyncze ukłucia motywacji kończyły się na pójściu do kuchni po szmatkę, którą następnie odkładał z powrotem do szafki i głęboko wzdychał. 

Spoglądał przed siebie tępym, jakby pustym i wypranym wzrokiem. Jego sprana twarz pokryta była drobnymi rysami, choć liczył sobie dopiero dwadzieścia dwa lata. Cięte i charakterystyczne rysy, mocno szpiczasty nos i jakby wyżłobiona w drewnie szczęka. I te oczy, w dowodzie piwne, a w rzeczywistości miały kolor żółtych, jesiennych liści. Na czaszce zaś zmierzwione i lekko przetłuszczone, falowane włosy długością sięgające lekko odstających uszu, niesfornie stercząc na różne strony. Usta miał wąskie i niewypukłe. Był poważny. Całe życie miał minę pokerzysty. I wzdychał, gdy był zmęczony, tak jak teraz.

W końcu zdecydował się wstać. Ciężko poczłapał do kuchni i zgiął się, ściągając swoje dziurawe skarpety. Rzucił je w stronę automatu, zabierając się za odpinanie szelek i zsuwanie roboczych męskich ogrodniczek. Następnie zdarł z siebie koszulkę, krzywiąc się na kwaśny zapach swojego ciała. 

- Musisz o siebie zadbać, Ray. - warknął do siebie.

Rozprostował plecy, dając smukłe i poharatane ręce z długimi palcami na biodra i wyginając się do tyłu. Coś łupnęło mu między łopatkami. Mruknął coś niezrozumiałego pod nosem. Z lekkim skrzywieniem otworzył lodówkę i zmarszczył czoło. Puszki z zupą pomidorową nie były najlepszym posiłkiem, lecz dlaczego nie? Wyciągnął jedną i sięgnął po stary, przepalony garnek. Czekając aż zupa zacznie bulgotać, wyciągnął głęboko z szafki piwo. Otworzył je i łapczywie zrobił parę łyków. 

- Zimna noc dzisiaj, prawda? - westchnął głęboko i spojrzał w zaciągnięte żaluzjami kuchenne okno. - Styczeń. Już styczeń. Już prawie luty. - złapał twarz w dłoniach na parę chwil drętwoty. - Kto by się spodziewał, że tyle się stanie. Tyle się zmieni. Przecież było stabilnie, było wszystko pod kontrolą. A może jedynie tylko tak myślałem? Może żyłem w jakiejś fikcji? - wyprostował się i przemieszał zupę, następnie znowu spojrzał w okno, na srebrnych żeliwnych paskach odbijała się strużka światła dochodząca z jego małej sypialni. - Niedawno siedziałem tutaj z tobą. Niedawno byłem tutaj z tobą. W tym mieszkaniu. W tym mieście. - machnął ręką w lewo strącając warzechę z garnka, przeklnął pod nosem i objął miejsce tuż obok siebie tęsknym wzrokiem. - A teraz jestem tutaj zupełnie sam i rozmawiam sam ze sobą. Chyba wariuję bez ciebie. - czuł, że zaraz się roześmieje w głos i zaniesie tym śmiechem, aż straci panowanie nad oddechem. Jednak nawet się nie uśmiechnął. Nie miał siły. Był nadzwyczaj poważny. 

- Jestem zupełnie jak wampir, rozumiesz? - zrobił pauzę na parę minut i znowu przemieszał zupę, wziął też piwo w rękę i delikatnie zgniótł puszkę z małą irytacją oraz żalem. - Nigdy nie zrozumiesz. Dlatego cię tu nie ma.  

[S].

2018Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz