Podchodzę do Saffron. Ta przeciąga się i wyciąga ręce w moją stronę. Wtulam się w nią , ale czuje się z tym źle. Wiem , że to ostatni dzień z nią. Ostatnia godzina. A może nawet ostatnie minuty. To nie jest tak , że ja ją skreślam. Ja poprostu muszę nauczyć się żyć bez niej. Muszę zobaczyć jak wygląda życie bez Saffron Campbell i całej otoczki jej osoby. Zaczynam niepewnie temat , chociaż wiem jak tragicznie może się to skończyć. Dla mnie... dla niej. Możliwe , że nawet dla ludzkości , którą miarowo jestem otoczona.
- Saffron... posłuchaj. Ja... ja myślałam o nas. Rozmawiałam z Sam i doszłam do wniosku , że nasz związek nie ma przyszłości. Ja chcę mieć dzieci , a ty mi ich nie dasz. Chce stabilności i życia razem. Ja nie mogę czekać na to , czy po kilku miesiącach , albo tygodniach ci się nie znudzi. Ja nie zniosę tego drugi raz. Kocham Cię , ale to jest pożegnanie. Bardziej kocham Sam i Ansela. Oni i dziewczynki są moim życiem. Pomijając naszych przyjaciół. Rozumiesz? - Powiedziałam ze łzami w oczach. Czułam się źle. Nawet nie źle , brudno. Okropnie.
- Bądź szczęśliwa. - Odpowiedziała mi na wszystko i pocałowała. W przeciągu dziesięciu minut jej nie było. Nie zrobiłam nic. Nie odprowadziłam jej , nie zapytałam czy jeszcze się zobaczymy. Ona wyszła. Ja zostałam w łóżku sama.
Znowu spuściłam rolety i czekałam na błogą ciemność. Była godzina 8:00 może 8:30 , sama nie wiem. Do wigilii miałam dziesięć godzin. W domu oprócz porządku nie miałam zrobione nic. A sama byłam na dodatek w rozsypce. Postanowiłam się przespać , bo gorzej być dziś nie może. Nastawiłam budzik na godzinę później i spokojnie usnęłam.
••••••
Zeszłam do kuchni i zaczęłam przygotowywać dania. Zajęło mi to więcej niż myślałam. Wykończona , nie mogłam tak naprawdę odpocząć. Najpierw pomogłam Sam przy dzieciach. Później zajęłam się stołem , a na końcu sobą.
Kiedy byłam w łazience i kończyłam prostować włosy , przyszli pierwsi goście. Usłyszałam głosy rodziców Samanthy. Postanowiłam się pospieszyć. Kiedy skończyłam z włosami , zaczęłam z makijażem. Później się ubrałam w sukienkę przed kolano i ciemne rajstopy. Na nogi wsunęłam pantofle i zeszłam z uśmiechem do gości.
- Cześć , Betty , Mark. - Przywitałam się z rodzicami przyjaciółki. Oboje mnie uściskali i w miłej , choć trochę krępującej rozmowie czekaliśmy na następnych gości.
Zjawili się kilkanaście minut później. Ciocia Dolores z mężem- Davidem. Kuzynka Bonnie z narzeczonym- Ezrą i dziećmi- Kate , Summer i Brandonem. Chwilę po nich dołączyli dziadkowie Samanthy. Czyli moi ulubieńcy. - Elizabeth i Jerry.
- Liz , Jerry. Jak miło was widzieć. - Uściskałam dziadków. Nie byli oni "moi" , ale czułam od nich miłość. Gdybym miała mieć dziadków i podać w życzeniu ich typ , to podałabym tylko ich namiary. Chciałabym takich dziadków. Skromnych , ale niezwykle kochanych i życzliwych. Nie za bogatych , ale dla mnie wręcz idealnie ustatkowanch. Jedyne czego nienawidziłam w nich to tego , że dają się wykorzystywać swojej córce. Nie lubiłam jej. Ale to inna , gorsza historia...
Dzieci skakały i krążyły wokół nas. Summer zaczepiła mnie i zapytała się "kiedy będzie jedzonko" , odpowiedziałam , że za chwilkę a dziewczynka usiadła przy stole i niecierpliwie czekała na pierwszy posiłek. Dostała go kilka minut po naszej wymianie zdań.
Okej! Trochę dramy i zerwania. Długo nie było niczego o Anselu... już nawet zaczęłam za nim tęsknić. Tak , jak widzicie rozdziały pojawiają się ostatnio dość często i postaram się napisać ich jak najwięcej , żeby dodawać co dwa trzy dni. Teraz będą ferie więc będę miała czas na pisanie. Mam nadzieje , że wam się podoba!
Do następnego rozdziału -Blackmiller1986
![](https://img.wattpad.com/cover/112791181-288-k255736.jpg)
CZYTASZ
I'm (not) In Love With You Saffron |SKOŃCZONE|
Chick-LitSaffron Campbell ponownie pojawia się w życiu Rosalie , która w tym momencie ma idealnie rozplanowane życie. Jej związek i przyjaźń się rozpada , a życie prywatne staje się nieważne- liczy się jedynie Saffron. Przebieg sytuacji całkiem się zmienia i...