ena (1)

619 27 12
                                    

Cześć, pamiętacie mnie jeszcze? Bez względu na odpowiedź, zapraszam na nową książkę!

***

Bankiet trwał w najlepsze i po całej sali chodzili ubrani dostojnie ludzie, w dłoniach dumnie dzierżąc kieliszki z jakimś luksusowym szampanem. Każdy uśmiechał się szeroko, komplementując swoich rywali, tak jakby na co dzień nie wyzywali się od najgorszych. Wszyscy wiedzieli, że prestiżowa Gala Sportu odbywa się w Słowenii tylko dla rozgłosu, renomy i podziwu. Pokazane były najlepsze momenty narodowego sportu, najlepsi sportowcy, a cała reszta zapraszana była jako zbędne tło. Mimo to każdy doskonale udawał, że wszystko jest paskudnie doniosłe i ma jakieś znaczenie.

Katia parsknęła we własnych myślach, widząc, jak jej koleżanka z drużyny przystawia się do sławnego i piekielnie bogatego pływaka. Aż przykro było patrzeć na tę fałszywość. Dlatego też dziewczyna rozejrzała się dokładnie, w duszy ciesząc się, że Peter był cholernie ważną osobowością na tej gali, a jej rodzina mocno to przeżywając, czekała z nim za kulisami. Gratulując sobie w myślach decyzji o wzięciu ze sobą dużej torebki, zgarnęła do niej dwa wina i butelkę wódki. Powolnym, dostojnym krokiem ruszyła w stronę wyjścia, a jej czerwona, długa suknia posuwała za nią w rytm uderzeń cienkich szpilek. Nie zauważyła, że czujnie obserwowana jest przez parę niebieskich oczu.

Z trudem przepchnęła się przez wąskie przejście, z lekką nostalgią wspominając, że za dziecka było to o wiele łatwiejsze. Jednak udało się i lekko się uśmiechając, usiadła na płaskim daszku budynku, w którym odbywał się bankiet. Wciągnęła głęboko chłodne, nocne powietrze, pozwalając sobie na opuszczenie maski. Zawsze było dla niej czymś oczyszczającym, kiedy tak po prostu siedziała, zimno muskało jej policzka, a dookoła wiła się ciemność. W tym momencie mogła dostrzec także światła dokładnie oświetlonej Słowenii, co przyprawiało ją o prawdziwe ciarki na ciele. Popijała wino i po prostu pozwoliła myślom płynąć.

- Za dzieciaka wchodziło się tutaj łatwiej - usłyszała za sobą, lecz nawet się nie odwróciła.

Doskonale znała ten głos, tak samo, jak jego właściciela. Anze usiadł obok niej, wyciągając jeszcze jedną butelkę wina zza marynarki, w drugiej ręce trzymając sok.

- Wzięłaś wódkę, a nie wzięłaś nic do przepicia? Istne samobójstwo. I nie wiem, czy trafiłem z winem, bo nie widziałem dokładnie, jakie brałaś.

- Będziesz miał problemy, jeśli się dowiedzą, że zniknąłeś - powiedziała cicho, nie komentując jego wcześniejszych wypowiedzi.

- I tak mam problemy, będąc kim jestem i robiąc co robię. Sam jestem jednym chodzącym problemem. Przyzwyczaiłem się już.

Katia parsknęła, opierając brodę na kolanach i oplatając je ramionami.

- Ja też powoli zaczynam nim być i się do tego przyzwyczajać.

- Wiem. Widzę. I wcale mnie to nie cieszy.

- Nie ja pierwsza i pewnie nie ostatnia.

Zapanowała między nimi cisza, jednak wcale nie była ona niezręczna. Popijali alkohol, powoli zatapiając swój smutek, złość i rozczarowanie tym wyimaginowanym światem. Pięknym światem sportu, gdzie widać tylko wierzchołek góry lodowej. Kiedy na przodzie widać zaangażowanie, pasję, ambicje. Szczęście z osiągnięcia celu, wyciąganie wniosków z porażek. Gdzie nie widać sprzedajności, dwulicowości, hipokryzji, matactwa i sztuczności.

W pewnym momencie Anze zaśmiał się gorzko i pociągnął solidny łyk z butelki, a dziewczyna rzuciła mu pytające spojrzenie.

- Ludzie mówią, że nie jest tak źle, kiedy jesteś zdrowy, masz dach nad głową, trochę jedzenia i pieniędzy. Mylą się. Bo musisz mieć chociaż jednego człowieka, który będzie przy tobie. Człowiek nie jest stworzony do samotności. Wtedy nie warto tego robić.

Bezdenność | Anze Lanisek | zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz