Spóźniony prezent na dzień dziecka, słoneczka! :D
A tak poza tym, to chciałabym ogromnie podziękować za 1000 wyświetleń! Nawet nie wiecie jak mnie to cieszy i jak duże ma to dla mnie znaczenie. Dziękuję! I miłego czytania :)
***
Bawił się telefonem w zakrwawionej dłoni, leżąc prosto na plecach i gapiąc się w sufit. Dźwięki muzyki mieszały się z papierosowym dymem, który sporadycznie wypuszczał. Jeden głupi artykuł sprawił, że upadł na samo dno. Był wściekły tak bardzo, że pięścią rozbił lustro w łazience. Wiedział, że będzie musiał oddać za to pieniądze, jednak w tym momencie nic go to nie obchodziło. Fala złości minęła, zostawiając po sobie zwyczajną pustkę. Czuł, że mógłby zniknąć w tej chwili i nic by się nie zmieniło.
I palimy papierosy to my Ci młodzi ludzie, ten ciągły wrażeń niedosyt, trochę radość, trochę smutek, płuca w połowie wyplute mamy, nie obchodzi nas to teraz, może później, nie obchodzi jej, że przeniósłbym dla niej to nawet górę, może dwie, trochę radość, trochę smutek, wiem, że miłość przyjdzie, ale może później, razem wtedy ze mną pójdzie gdzieś.
Cichy dźwięk przychodzącego połączenia wyrwał go z zamyślenia. Spojrzał na ekran, zauważając roześmianą twarz Katii i siebie samego, całującego ją w policzek. Doskonale pamiętał dzień, kiedy zrobili to zdjęcie. Było to tydzień przed ich wyjazdem do Paryża. Wszystko wydawało się wtedy proste, byli po prostu szczęśliwi i zadowoleni. Teraz jednak wydawało mu się to czymś odległym, jakby to wszystko było za mgłą lub grubym szkłem. Jednego był pewien - gdyby tylko wiedział wcześniej, nie godziłby się na to, co było między nimi.
Cisnął telefonem przez cały pokój, a ten przestał dzwonić. Nie interesowało go, czy to ona odrzuciła połączenie czy telefon się rozwalił. Zgasił papierosa i odwrócił się, kładąc na brzuchu. Wcisnął twarz w poduszkę i krzyknął z całej siły.
***
Wzięła łyk czarnej, mocniej kawy, opierając się o maskę samochodu. Dopiero świtało, a do celu zostało jej jeszcze dwadzieścia minut drogi. Musiała zrobić sobie jednak przerwę, po prawie pięciu godzinach jazdy.
Nikomu nie powiedziała, że przyjedzie. Przez chwilę chciała powiedzieć Anze, jednak nie odbierał on telefonu, ani nie wyświetlał wiadomości. Była zaniepokojona, ponieważ chłopak nigdy się tak nie zachowywał, przynajmniej w stosunku do niej. Nie raz widziała, jak odrzuca połączenia, kiedy dzwonili jego znajomi, a ona akurat przebywała z nim. Jednak nigdy nie zdarzyło się, aby ignorował ją.
Mimo wszystko jechała dalej. Chciała pojawić się w Oberstdorfie rano, dlatego kontynuowała jazdę przez całą noc. Dopiero teraz stanęła na parkingu, pozwalając sobie na chwilę odpoczynku i zadowalając się kawą z automatu. Obserwowała wschód słońca, dopijając chłodny już napój i pogrążając się we własnych myślach. Czuła się dziwnie, będąc tutaj, na parkingu w południowych Niemczech, zamiast spania we własnym łóżku w Słowenii. Dlaczego w ogóle zdecydowała się tutaj przyjechać? Sama nie miała pojęcia. Chciała po prostu zobaczyć się z Anze i porozmawiać z nim. Potrzebowała tylko tego mocnego uścisku i cichego szeptu, że wszystko jest w porządku. I tylko Anze mógł sprawić, że naprawdę w to uwierzy. Westchnęła, uśmiechając się do swoich myśli. Nie miała pojęcia, kiedy chłopak zaczął odgrywać tak ważną rolę w jej życiu. Pewnie, byli przyjaciółmi od dziecka. Byli blisko, mogli na sobie polegać i często się spotykali. Jednak nigdy nie był jej pierwszym wyborem. Teraz czuła, jakby mógł być jej jedynym wyborem.
Z rozmyślań wyrwała ją cicha melodia telefonu. Spojrzała na wyświetlacz, zauważając uśmiechniętą twarz Domena. Chwilę zajęło jej podjęcie decyzji, ale w końcu odrzuciła połączenie. Wsiadła do auta, kładąc telefon na siedzeniu pasażera. Uruchomiła silnik, już bez zbędnego myślenia, ruszając w dalszą drogę.
***
- Katia? - wrzasnął zszokowany Jernej, biegnąc w jej stronę.
Dziewczyna zaśmiała się, zamykając drzwi samochodu. Dopiero co zajechała pod hotel. Nie zdążyła nawet zastanowić się, co robić dalej, a już była mocno ściskana przez słoweńskiego kolegę.
- Cześć - uśmiechnęła się, również mocno go przytulając.
- Co ty tutaj robisz? - zapytał.
- Niespodzianka! - dziewczyna roześmiała się jeszcze głośniej.
- Kończyłem właśnie trening i miałem wchodzić, żeby zdążyć na śniadanie, kiedy cię zobaczyłem. Na początku myślałem, że mi się coś pomyliło, ale patrzę jeszcze raz na ciebie, później na auto, no i się zgadza!
- To była najbardziej spontaniczna decyzja w moim życiu, naprawdę - wytłumaczyła. - Jeszcze wczoraj koło północy kończyłam trening.
- Chodź, nie będziemy przecież gadać przed hotelem - poprowadził ją w stronę wejścia - tym bardziej, że wszyscy powinni być już w bufecie. Czyli nikt nie wie, że tutaj jesteś? Nawet twoi bracia?
- Naprawdę nikt - zaśmiała się.
- Jesteś naprawdę szalona - rzucił mężczyzna. - Jechałaś sama calutką noc przez obce państwa.
- Tak wyszło - wzruszyła ramionami. - Dusiłabym się w domu. Ostatnio jakoś nie mogę znaleźć sobie miejsca.
Jernej odpowiedział coś, jednak nie dała rady go usłyszeć, gdyż weszli do wielkiego, głośnego pomieszczenia. Wszędzie rozstawione były różnego rozmiaru stoły, co sprawiało, że bufet wydawał się zatłoczony. Prawdziwej tłoczności dodawali jednak mężczyźni, chaotycznie poruszający się po całym pomieszczeniu. Dziewczyna rozpoznała większość z nich, a nawet pomachała kilku, zanim przepchnęli się do stolika reprezentacji Słowenii.
- Dzień dobry - powiedział wesoło Jernej. - Znalazłem niespodziankę na zewnątrz.
Przesunął się, ukazując Katię. Peter pisnął głośno, rzucając się na siostrę i od razu zadając jej masę pytań. Domen wskoczył na nich, przekrzykując starszego chłopaka. Ta tylko śmiała się, powtarzając, że nudziło jej się w domu, więc podjęła spontaniczną decyzję. Przywitała się krótko z każdym mężczyzną, zauważając, że przy stoliku nie ma tego, na którym najbardziej jej zależało.
- Zostajesz na dłużej? - zapytał w końcu Domen.
- Nie mam pojęcia - odpowiedziała. - Nie myślałam o tym, ale raczej nie dam rady dłużej zostać. Codziennie mam teraz treningi, a już trochę ich opuściłam.
- Jakbyś chciała zostać dłużej to ulokujemy cię u Laniska - zaśmiał się Tepes, nie zważając na krótkie krzyki oburzenia ze strony Petera. - Mały kombinator, my się ciśniemy po dwóch w pokoju, a ten sobie zaklepał pojedynczy.
- Nie! To ja nie zostaję! - jęknęła żartobliwie, aby po chwili śmiać się z całą resztą znajomych. - W ogóle gdzie on jest? Śpi jeszcze?
- Tak myślimy. Co jest naprawdę dziwne, bo zazwyczaj wstaje jako pierwszy. Boi się, żebyśmy mu całego jedzenia nie zjedli - powiedział komicznie Jernej, a po chwili ściszył głos. - Bo wiesz, jego prawdziwą miłością jest jedzenie. Tylko nie mów nikomu, to tajemnica.
- Oczywiście, zatrzymam to tylko dla siebie - szepnęła dramatycznie, udając, że zamyka usta na kłódkę. - Dajcie mi numer pokoju, pójdę go obudzić.
- Niech sam wstanie, gamoń jeden - zaśmiał się Peter, uważnie obserwując siostrę, która uniosła brew do góry.
Domen wyrzucił z siebie cyfrę, widząc spojrzenia, jakim obrzuciło się jego rodzeństwo. Zadowolona dziewczyna pokręciła z rozbawieniem głową, kiedy szła korytarzem, szukając odpowiedniego pokoju. W końcu znalazła, więc zapukała cicho. Nie uzyskała odpowiedzi, dlatego powtórzyła gest, tym razem głośniej. Kiedy ciągle nie otrzymała żadnego znaku, delikatnie pchnęła drzwi. Nie spodziewała się, że będą otwarte, dlatego zdziwiła się, gdy te ustąpiły.
- Nie możecie mi dać jednego, cholernego dnia spokoju? - usłyszała zachrypnięty głos, gdzieś po swojej lewej stronie. - Nie czuję się dobrze, nie chcę nikogo widzieć.
- Anze? - zapytała cicho. - Mnie też nie chcesz widzieć?
Chłopak odwrócił się gwałtownie, pokazując zmęczoną twarz i zdecydowanie przećpane oczy. Widać było, że jest w szoku, jednak szybko zastąpiła go obojętność.
- Ty jesteś akurat ostatnią osobą, którą chciałbym widzieć kiedykolwiek - parsknął w końcu.
CZYTASZ
Bezdenność | Anze Lanisek | zakończone
FanfictionChlał całą noc, a później cały dzień. Następną dobę dochodził do siebie. Potem poszedł na trening, jego skoki były koszmarne, a on rozpływał się, pomimo ujemnej temperatury na zewnątrz. Czuł gorącą krew, płynącą jak wodospad w jego żyłach. Pełną jak...