I tak właśnie kończymy tę książkę.
Przepraszam, że dodanie tych ostatnich rozdziałów zajęło mi tak długo. Nie było to do końca zależne ode mnie, życie po prostu pisze własne scenariusze i jedyne co możemy zrobić, to się do tego dostosować.
Chcę również podziękować wszystkim i każdemu z osobna. Każde wyświetlenie, gwiazdka czy komentarz znaczą dla mnie naprawdę wiele. Mam nadzieję, że ta książka czasami was wzruszyła, może nieco rozbawiła, pomogła znaleźć ucieczkę od codziennego życia.
Dziękuję za wszystko! I zapraszam do czytania.
***
Cmentarna bramka zaskrzypiała głośno, kiedy popchnięta została przez męską dłoń. Młody chłopak przemierzał nekropolię, nie rozglądając się wokół i nie przejmując się mocnym, zimnym deszczem, który doszczętnie moczył jego postać. Zmierzał prosto do jednego z nagrobków i w końcu stanął nieopodal niego. Łzy niepostrzeżenie wydostały się z jego oczu, ginąc w kroplach deszczu, które uderzały w jego twarz.
- Trochę mnie tutaj nie było - wyszeptał w stronę zimnego marmuru. - I nawet nie wiecie, jak bardzo się za to nienawidzę. Będąc setki kilometrów od was, starając się naprawić swoje życie, sprawić, aby znów działało. Ponieważ teraz wszystko jest zwyczajnie rozjebane. Nie wiem co mogę wam powiedzieć. Wydawało mi się, że ulga w końcu nadejdzie. Myślałem, że kiedy stąd ucieknę będzie lepiej, że z czasem będzie spokojniej. Jednak zaczyna się kolejny rok bez was, a ja każdego dnia tęsknię mocniej, coraz bardziej zbliżam się do dna i codziennie czuję, że was zawodzę. Każdy wypalony papieros, którego bezsensownie rzucam pod swoje nogi, kolejna wychylona na raz piersiówka i następna wciągnięta kreska rozdziera moje serce mocniej i mocniej.
Zamilkł na chwilę, wpatrując się w wyryte na kamieniu imiona.
- Wiem, że chcieliście dla mnie jak najlepiej. Znam na pamięć historię waszych żyć, mam ją wyrytą w swoim sercu. A jednak brnę w to dalej. Wy znaleźliście swój ratunek, a ja? Ja jestem sam, chociaż obok są wszyscy. Przynajmniej tak to czuję, chociaż zapewne jest inaczej. Muszę po prostu otworzyć oczy, prawda? Otrząsnąć się. Pozbierać. Ale, kurwa, jest tak ciężko.
- Nikt nie powiedział, że będzie łatwo - usłyszał nagle cichy głos za sobą.
- Wręcz przeciwnie, wszyscy mówili, że nie dam rady - pociągnął cicho nosem. - Mieli rację.
- Czy ja wiem? Przecież mimo wszystko tutaj stoisz.
Chłopak uklęknął, nie zważając na to, że na jego spodniach pojawiają się mokre plamy. Położył na nagrobku niewielki znicz, odpalając go zapaliczką, którą wyciągnął z kieszeni kurtki. Uparcie patrzył przed siebie, chociaż wiedział, że Cene nie odpuści tak prędko. Otarł wściekle łzy i wstał, obracając się w stronę mężczyzny.
- Nie chcę rozmawiać - wyrzucił z siebie. - Nie mamy o czym rozmawiać.
- Nie musisz ze mną rozmawiać. Nie musisz nawet tego chcieć. Mogę mówić. Dzisiaj odbył się proces Nastji. Resztę życia spędzi w szpitalu psychiatrycznym o zaostrzonym rygorze.
- Powinna tam zdechnąć.
- Nicky... - westchnął mężczyzna. - Co da ci w tym momencie chowanie urazy?
- Co mi da kurwa chowanie urazy!? - wrzasnął chłopak. - Ta pierdolona dziwka zabiła moich rodziców, rozumiesz to!? Na moich pierdolonych oczach! Chciałbym umrzeć wtedy razem z nimi, wiesz!? Nienawidzę tego, że ciągle żyję. Życie bez nich przyniosło mi tylko i wyłącznie to, przed czym oni uciekali. Jaranie, chlanie i ćpanie do oporu. Nie radzę sobie. Po prostu chciałbym cofnąć czas i zginąć razem z nimi.
Wypowiadał swoje słowa twardo, doskonale wiedząc co chce powiedzieć, uparcie wpatrując się w imiona swoich rodziców wygrawerowane na kamieniu, nawet jeśli zacinający deszcz zamazywał mu widok.
- Nick, kurwa mać, ona jest chora! Co więcej mogę ci powiedzieć? Żadne słowa nie zmienią tego co się stało.
- Pierdoli mnie jej choroba, skoro odebrała mi wszystko, co kochałem najmocniej. Jej imię śni mi się po nocach i przez to mam ochotę już nigdy nie spać! Jak możesz w ogóle ją tłumaczyć? Ona zabiła twoją siostrę i najlepszego przyjaciela, do kurwy, a ty mówisz o niej tak spokojnie! Jej wyrok ani trochę mnie nie satysfakcjonuje. Mam nadzieję, że do końca życia będzie cierpieć w największym bólu i pustce tak wielkiej, jak ta w moim sercu.
- Nick, ja po prostu wiem, że nie mogę cofnąć czasu i nie mogę nic zmienić. Co mam zrobić? Pogrążyć siebie? Mam dwójkę małych dzieci, które właśnie bezpowrotnie straciły matkę. Doskonale wiesz jak mocno mnie teraz potrzebują. I nie zmienię tego, że ją kocham. Zawsze będę, ponieważ jest całym moim światem, wszystkim co mam. Nastja jest chora. To nie ona rządziła sobą, kiedy to robiła. Kierowała nią choroba. I zapłaciła za to wysoką cenę. Jej życie już jest stracone. Już nigdy nie zobaczy mnie, nigdy nie spotka swoich dzieci, nie zobaczy jak dorastają. Do końca życia będzie sama.
- Jebie mnie co się z nią dzieje, Cene i nie rozumiem, jak byłeś w stanie stworzyć z nią cokolwiek. Jak teraz patrzysz w lustro, wiedząc, że całe twoje życie było uknutym przez nią planem zemsty? Jak się czujesz, będąc pionkiem tej gry? Jak ty i dziadkowie żyjecie tutaj ze świadomością, że jesteście współwinni ich śmierci? Bo tak po prostu wpuściliście tę dziwkę do waszych żyć. Nigdy nie zastanawiałeś się, czemu Domen i wujek Peter odwrócili się od ciebie, kiedy zdecydowałeś się z nią być? Oni od razu zauważyli, że Nastja wcale się nie zmieniła. Moi rodzica tak samo. Tylko ty i dziadkowie zrobiliście dokładnie to co zawsze wychodziło wam najlepiej - zignorowaliście wszystkich, uparcie stawiając na swoim, bo przecież wy zawsze wiecie wszystko lepiej. Nawet po ich śmierci nie mieliście żadnych skrupułów, aby mi ich zabrać. A ich miejsce zawsze było w Londynie. Nienawidzę was za to każdego dnia mocniej.
- Nie powiesz żadnych słów, które są w stanie skrzywdzić mnie bardziej niż już jestem skrzywdzony - powiedział cicho. - Nick, możesz nas nienawidzić, ale to do niczego nie prowadzi. Ciągle cię kochamy i się martwimy. A ty po prostu się staczasz. Powinieneś tu zostać. Londyn nie jest twoim miejscem.
Chłopak odwrócił się energicznie, stając mocno przed starszym mężczyzną i wściekle na niego spojrzał. Wyglądał jakby chciał wysyczeć coś prosto w jego twarz, ale w końcu zaśmiał się ponuro, na nowo zwracając się w stronę nagrobka, kompletnie ignorując towarzysza i wyszeptał kilka słów, zanim ostatecznie opuścił cmentarz.
- Zawsze mówiliście, że każdy ma swoje własne dno od którego może się odbić i wrócić na ląd. Jednak ja w pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że można cały czas upadać i nie mieć od czego się odbić. I właśnie w tym momencie chcę, żebyście wiedzieli, że nie czuję dna pod swoimi stopami. Czy się ogarnę? Nie wiem. Może. A może po prostu czasami życie to bezdenność.
CZYTASZ
Bezdenność | Anze Lanisek | zakończone
FanficChlał całą noc, a później cały dzień. Następną dobę dochodził do siebie. Potem poszedł na trening, jego skoki były koszmarne, a on rozpływał się, pomimo ujemnej temperatury na zewnątrz. Czuł gorącą krew, płynącą jak wodospad w jego żyłach. Pełną jak...