triintrideset (33)

128 8 0
                                    

- Ciągle nie mogę uwierzyć, że kupiłeś nam dom w pieprzonym Londynie - zaśmiała się.

- Zawsze mówiłaś, że kochasz Londyn, a skoro nasza sytuacja w Słowenii jest ciężka postanowiłem pomóc szczęściu. Poza tym, Liam wydaje się świetnym kolesiem i był bardziej niż szczęśliwy, że będzie miał tam kogoś bliskiego.

- Liam zasługuje na to, aby mieć przy sobie kogoś bliskiego. Dla każdego człowieka najgorsza jest samotność, dlatego cholernie się cieszę, że będziemy mogli być dla niego podporą, a on dla nas - uśmiechnęła się Katia. - Po prostu tak cholernie dużo się wydarzyło i tak ciężko o tym mówić.

- Kochanie, w ogóle nie musimy o tym mówić. Stało się, dobrze? Oboje zawiniliśmy, ale najważniejsze jest to, że już jesteśmy razem. My i nasze dziecko. I nikomu więcej nie musimy się tłumaczyć.

- A jednak jedziemy do Słowenii - mruknęła, krzywiąc się lekko.

- Tak, jedziemy do Słowenii. Tylko dlatego, że mamy tam trochę załatwień, a później zamkniemy za sobą cały ten rozdział i zaczniemy od nowa.

- To będzie cudowne - uśmiechnęła się dziewczyna. - Wiesz, to naprawdę ciągle do mnie nie dociera. Będziemy rodzicami. Na początku miałam w sobie tyle emocji, myślałam, że mnie znienawidzisz, że sobie nie poradzimy, ja sobie nie poradzę, było mi tak źle. A teraz cieszę się najbardziej na świecie. To znaczy ciągle jest we mnie jakiś lęk, głównie o zdrowie naszego synka, ale także o to czy sobie poradzimy, jednak to jest zupełnie inne uczucie niż na początku.

- Katia, po pierwsze, nigdy bym cię nie znienawidził. I już nigdy nawet tak nie myśl. I tak, ja też byłem na początku w wielkim szoku, ale teraz jestem najszczęśliwszy na świecie. Czuję się jak wariat, jestem w stanie zrobić wszystko, nawet, jeśli też się boję. To jednak coś wielkiego, być odpowiedzialnym za taką małą istotkę, wychować ją. Jednak wiem, że sobie poradzimy. Mamy własny dom, pieniądze na wszystko, czego potrzebujemy i czego będzie potrzebować nasze dziecko i chociaż jesteśmy młodzi, mamy też doświadczenie, którego nie ma niejeden starszy człowiek. Wszystko, co się wydarzyło w jakiś sposób nas ukształtowało. I w dodatku, jeśli chodzi o dziecko, to spędziliśmy z maluchami sporo czasu, prawda? Poradzimy sobie.

- Wierzę, że damy sobie radę i będzie dobrze. Tylko to co robimy jest naprawdę szalone. Rzucamy wszystko na głęboką wodę. Rodzinę, karierę. Wszystko.

- Nasze rodziny muszą być rzucone na głęboką wodę, zanim wrócą na brzeg to zdążą wszystko przemyśleć - zaśmiał się Anze. - A co do karier. Tak, to może być ciężkie, ale nie kończę kariery. Po prostu ją zawieszam. Mam dwadzieścia cztery lata i przede mną jeszcze wiele lat podczas których będę mógł wrócić.

- Za to ja swoją kończę już na dobre - westchnęła cicho.

- Przykro mi, kochanie.

- W porządku. Mnie też jest z tym ciężko, ale kiedy poważnie o tym myślę, pływanie już od dawna nie dawało mi satysfakcji. Pewnie, wygrałam wszystko co można było wygrać będąc w juniorach i niedługo pewnie mogłabym pokazać się bardziej na arenie światowej, ale to jednak masa wyrzeczeń i samodyscypliny. Bardzo bym się bała, że znowu mogłabym nie poradzić sobie ze samą sobą, swoimi obawami i emocjami sportowymi. Ty za to masz rację, masz jeszcze wiele lat, aby wrócić do skakania. I gdybym się uparła, mogłabym urodzić dziecko i wrócić do treningów. Mam dwadzieścia lat i ciągle jestem zawieszona między juniorami, a klasą światową. Jednak ja tego nie chcę. Nie chcę do tego wracać. Znajdę sobie zajęcie, które pozwoli mi na pogodzenie pracy z życiem.

- Poradzimy sobie, kochanie - uśmiechnął się Anze.

- Wiem - dziewczyna powtórzyła jego gest. - Jestem naprawdę wdzięczna za wszystko, co ostatnio mnie spotkało. Otworzyło mi to bardzo oczy.

- Tak, możemy zacząć wszystko od nowa.

- I w Londynie!

- Dobrze, że Marija jest najlepszą kobietą na całym świecie i znalazła nam drugiego najlepszego ginekologa w Londynie, inaczej musielibyśmy zostać w Słowenii - zachichotał.

- Zdajesz się być lekko szalony na punkcie tego, żebym była pod najlepszą opieką. Najlepiej zgarnąłbyś Mariję z nami, aby była przy mnie przez cały czas - parsknęła śmiechem dziewczyna.

- Cóż, nie ukrywam, że przeszło mi to przez myśl i oczywiście, że jestem szalony na tym punkcie - mruknął rozbawiony. - Ciężko mi uwierzyć, że naprawdę to wszystko tak dobrze się układa.

- Po burzy zawsze wychodzi słońce, prawda?

- Tak, kochanie, to prawda.

Zamilkli na chwilę, splatając swoje dłonie na drążku do zmiany biegów i po prostu cieszyli się spokojem, którego nie czuli od tak dawna. Ciszę przerwał jednak Anze, wzdychając cicho, co nie uszło uwadze dziewczyny. Popatrzyła na chłopaka czujnym wzrokiem, widząc, że coś go trapi. Miała rację, bo już po chwili odezwał się zmęczonym głosem, którego nigdy wcześniej u niego nie słyszała.

- Chciałbym, abyśmy pojechali do moich rodziców.

Katia spojrzała na niego w lekkim szoku, ponieważ wiedziała, że stosunki Anze z rodzicami są bardzo napięte. Właściwie, nie mieli ze sobą żadnego kontaktu odkąd chłopak wyprowadził się z domu, tuż po swoich osiemnastych urodzinach. Zmarszczyła czoło, jednak pokiwała lekko głową.

- Oczywiście, jeśli tylko tego chcesz.

- To nie tak, że tego chcę - powiedział cicho. - Po prostu wyjedziemy do Anglii, zamieszkamy tam i będziemy budować tam całe swoje życie oraz naszą rodzinę. I myślę, że oni zasługują na to, żeby wiedzieć o tobie, o tym jak szaleńczo cię kocham, a także o tym, że mogą spodziewać się wnuka. Ponieważ to nigdy nie było tak, że w domu było źle, oni w żaden sposób mnie nie krzywdzili. Po prostu nie mogłem pogodzić się z tą obojętnością z jaką oni podchodzili do życia. Byli zdania, że nie warto tworzyć silnej więzi, nawet ich małżeństwo było nim tylko z nazwy.

Chłopak usilnie starał się przekazać Katii swój tok myślenia i chociaż dla niego samego było to ciężkie, ona po prostu rozumiała.

- Zatrzymasz się na chwilkę? - zapytała delikatnie.

- Coś się dzieje? - natychmiast spojrzał na nią z paniką.

- Nie, spokojnie. Chciałabym po prostu, abyśmy na chwile wysiedli. Jedziemy już długo, przyda nam się chwila odpoczynku.

Anze mruknął coś, zgadzając się z dziewczyną i już po chwili skręcił na jedną ze stacji benzynowych. Zaparkował samochód, wyłączając silnik i spojrzał na Katię, która odpinała pas bezpieczeństwa, aby po chwili wysiąść z auta. Zamknął oczy, ciężko opierając głowę na kierownicy, jednak po chwili powtórzył czynność dziewczyny. Podszedł do niej, widząc, że stoi nieopodal, wpatrując się w niemal zachodzące słońce.

- Będzie późna noc, kiedy dojedziemy do Słowenii - powiedział.

- Poczekamy do rana i wtedy załatwimy wszystkie sprawy - odpowiedziała, podchodząc bliżej chłopaka, aby mocno się w niego wtulić. - Rozumiem, Anze. Naprawdę wszystko rozumiem i zrobimy to wszystko tak, aby zacząć od nowa z czystą kartą. I też cię szaleńczo kocham. Najbardziej na świecie.

Bezdenność | Anze Lanisek | zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz