štiriindvajset (24)

133 12 3
                                    

Chociaż usypiając miała w sobie lekkość, która dodawała jej nadziei, że wszystko się ułoży, noc wcale nie była dla niej łaskawa. Razem ze zmrokiem pojawiły się lęki, niepozwalające jej usnąć. Nie powinno więc nikogo dziwić, że już o czwartej nad ranem była całkowicie obudzona, stojąc w oknie i obserwując mgłę, która leniwie unosiła się nad górami.

Nie chciała robić z siebie ofiary, nigdy tego nie robiła. Jednak teraz, kiedy stała przy otwartym oknie, czując na sobie chłodny powiew porannego wiatru, czuła, że wszystko co dobre opuściło właśnie ją. Wydawało jej się, że od pewnego czasu jej życie przypomina jakiś żałosny film. Wszystko działo się za szybko, decyzje podejmowała bez żadnego przemyślenia, a później nagle budziła się, będąc w czymś, czego nie potrafiła wytłumaczyć. I chociaż było jej cholernie ciężko, w pewnym sensie czuła ulgę. Wszystko wydawało się teraz tak bardzo skomplikowane. Sama nie potrafiła określić stanu w jakim jest. Zdecydowanie potrzebowała czasu.

Westchnęła cicho, podchodząc do drzwi. Omiotła spojrzeniem pokój, aby po chwili wyjść z niego najciszej jak potrafiła. Zdawała sobie sprawę, że reszta domowników najpewniej jeszcze śpi. Jednak skoro ona nie mogła, równie dobrze mogła zwiedzić okolicę, a nie siedzieć w pustych czterech ścianach, które sprawiały, że się dusiła. Naprawdę wierzyła, że rześkie powietrze pozwoli jej ukoić krzyczący umysł.

***

Obudziło go głośne pukanie do drzwi. Przeklął głośno, zrywając się z kanapy, na której zasnął. Szybko założył na siebie porzucony wczorajszego wieczoru sweter i ruszył w stronę przedpokoju, aby otworzyć drzwi.

- Spałeś? - zapytał Peter, wchodząc do pomieszczenia.

- Tak, widocznie musiałem usnąć gdzieś nad ranem - odpowiedział Anze, drapiąc się niezręcznie po ramieniu. - Stało się coś?

- Nie, po prostu nie umiem znaleźć sobie miejsca - westchnął Prevc.

- Wchodź dalej - zaproponował Anze. - Chcesz coś do picia?

Chłopak tylko pokręcił głową, siadając na fotelu. Schował twarz w dłoniach, oddychając ciężko. Anze w żaden sposób nie skomentował tego zachowania, na szybko sprzątając zagracony salon.

- Gdzie ona może być? - zapytał nagle Peter. - Myślałem o tym całą noc. Wiem, że ojciec stwierdził, że powinniśmy po prostu czekać, ale ja tak nie potrafię. Zawsze najbardziej martwiłem się o nią i Domena, wiesz? Oboje są tak cholernie impulsywni. I zawsze starałem się mieć to wszystko pod kontrolą. Teraz czuję, że totalnie jej nie mam.

- I co? I obwiniasz się o to, że nie zauważyłeś, kiedy oni zaczęli żyć własnym życiem? - Anze usiadł naprzeciwko chłopaka. - Peter, nie możesz przeżyć życia ani za Katię, ani za Domena.

- Wiem o tym i wcale nie chce tego robić. I nie wiem czy mogę to nazwać obwinianiem się, przecież cieszyłem się, kiedy Domen pierwszy raz zignorował polecenia rodziców i zabalował, nie wracając na noc do domu i czułem się tak cholernie dumny, kiedy Katia postawiła się rodzicom i zamieszkała z tobą. To wszystko świadczyło o tym, że mają swój mózg i wiedzą, czego chcą - wytłumaczył. - Myślę, że teraz po prostu źle czuję się z tym, że nie wiem, gdzie ona jest. Zrozum mnie, chciałbym być przy niej, pomóc jej, nawet siedzieć w kompletnej ciszy, byleby wiedzieć, że mam ją przy sobie. I żeby ona wiedziała, że zawsze może na mnie liczyć.

- Wydaje mi się, że Katia doskonale wie, że zawsze może na ciebie liczyć. W końcu to do ciebie przychodziła zawsze, kiedy w jej życiu coś się waliło, to u ciebie była, kiedy pokłóciła się z rodzicami - westchnął Anze, przecierając twarz. - Peter, ona po prostu chciała od tego wszystkiego uciec. Zostać sama, żeby móc przemyśleć wszystko na spokojnie. Potrafię ją zrozumieć, nawet jeśli szaleję ze strachu o nią i obawy, że nie mogę jej teraz w żaden sposób ochronić.

Chłopak nie odezwał się, opierając się mocniej na fotelu i wzdychając. Nie mógł sobie znaleźć miejsca i jedyne czego chciał, to zrozumieć całą sytuację, która była teraz chaosem w jego głowie. Spojrzał na Anze, bawiącego się swoimi palcami i zapytał cicho, jakby obawiając się odpowiedzi.

- Czy ty też chciałeś uciec?

- Zdarzało się, że myślałem o tym, aby po prostu wszystko rzucić i wyjechać - wzruszył ramionami. - Jednak po wyprowadzce od rodziców czułem, że znowu mogę złapać oddech, że nic mnie nie dusi i odzyskałem kontrolę, nawet jeśli codziennie ćpałem. Później wplątałem się w związek z Nastją, na początku było świetnie, jednak później pojawiły się komplikacje i chociaż chciałem, to nie uciekłem, bo bałem się, że wtedy to wszystko wycieknie. Kiedy wybuchła cała ta afera między nami i włączył się do tego jeszcze Cene... to całkowicie zmieniło mój światopogląd. Byłem pewny tego, że muszę się po prostu odizolować, ale niedługo potem pojawiła się Katia i już nigdzie nie musiałem się wybierać. Więc jeśli zapytasz mnie teraz czy chcę uciec, bez zastanowienia odpowiem, że nie. Katia jest dla mnie wszystkim.

- Skoro tak jest to dlaczego nigdy nie zdecydowaliście się na bycie razem? Już praktycznie każdy wiedział, że coś między wami jest, a wy ciągle twierdziliście, że to nic.

- Peter, to cholernie trudne. Ja po prostu nigdy nie myślałem, że byłbym w stanie kogoś pokochać - powiedział szczerze. - Nie wiedziałem czym jest miłość, dopóki nie pojechaliśmy z Katią do Paryża. Wtedy po prostu na nią popatrzyłem i już wiedziałem, że ją kocham. Nigdy nie zdążyłem jej tego powiedzieć i niczego nie żałuję bardziej, bo może gdybym to zrobił, wszystko wyglądałoby teraz inaczej.

- Głęboko wierzę w to, że jeszcze będziesz miał mnóstwo okazji, żeby jej to powiedzieć - uśmiechnął się krótko Peter. - Naprawdę nade wszystko chcę, żebyście byli szczęśliwi. I w sumie też dlatego tutaj jestem.

- Co? - zdziwił się Anze, unosząc brwi do góry.

- Rozmawiałem wczoraj z Miną i ona nagle rzuciła, że ty masz w tym momencie o wiele gorzej niż Katia. Tak naprawdę, strasznie się o to pokłóciliśmy. Potrzebowałem czasu, żeby to przemyśleć, ale w końcu doszedłem do tego, co ona miała na myśli. Anze, jesteś całkowicie sam w mieszkaniu, które znasz na pamięć i w mieście, w którym znasz wszystkich dilerów. Jestem pewny, że gdziekolwiek jest teraz moja siostra, nie tknie żadnych narkotyków. A ty masz za sobą mosty, które jeszcze nie są spalone. Wrócisz do ćpania, jeśli będziesz w tym wszystkim sam. Dlatego myślę, że najlepiej będzie, jeśli na jakiś czas zamieszkasz ze mną i z Miną. Ona się na to zgodziła, jest wręcz przekonana, że to najlepsze wyjście.

- Nie mogę siedzieć wam na głowie - odparł od razu chłopak.

- Anze, ja nie pytam cię o zdanie - powiedział twardo Prevc. - Straciłeś prawo do decydowania o tym, kiedy rozpoczął się cały ten syf. Teraz po prostu musisz się poddać, dać sobie pomóc, kiedy ktoś wyciąga do ciebie pomocną dłoń.

- Postaram wyprowadzić się tak szybko jak to będzie możliwe - poddał się Lanisek, tak naprawdę zdając sobie sprawę, że Peter ma rację.

- Kiedy będziesz gotowy - poprawił go z lekkim uśmiechem. - Daj mi całe to świństwo, które masz gdzieś tutaj ukryte. Wierzę ci, nie będę cię sprawdzał jak dziecka, po prostu musisz się tego pozbyć.

Anze podniósł energicznie głowę, z delikatnym szokiem przyglądając się koledze, który tylko wzruszył ramionami. Wstał powoli, zaczynając zbieranie wszystkich środków odurzających, które pochowane były po całym mieszkaniu. Odwrócił wzrok, gdy Peter sprawie wrzucał wszystko do toalety, naciskając spłuczkę. Nie spodziewał się, że będzie to tak ciężkie, dopóki nie poczuł silnego, męskiego uścisku i całkowicie się rozkleił, nagle żałując wszystkiego, co uczynił, aby tylko mocniej kopać pod sobą dołki.

- Nie pozwolimy ci się stoczyć jeszcze niżej - obiecał Prevc. - Dla Katii.

- Tak - mruknął zachrypniętym od płaczu głosem. - Dla Katii.

Bezdenność | Anze Lanisek | zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz