7 | najlepsze wakacje w naszych nędznych życiach

4.5K 264 27
                                    


Rozdział 7: najlepsze wakacje w naszych nędznych życiach


Czuję, jak spada mi kamień z serca, gdy w kawiarni nie zauważam nikogo, kto mógłby zakłócić mój czas w tym miejscu. Najwyraźniej mój ulubiony lokal otacza wokół siebie aurę bezpieczeństwa dla swoich najczęstszych klientów. Właściwie to miejsce wręcz emanuje spokojem i kiedy tu siedzę, mam wrażenie, że mam w dłoniach cały świat, jakkolwiek głupio by to nie brzmiało.

— Moja ulubienica, Addison — słyszę ciepły głos Tany, dziewczyny, która pracuje w tym lokalu, odkąd sięgam pamięcią. Unoszę wzrok znad wystawy ciast, na którą się patrzyłam, a przed sobą zauważam tak dobrze znaną mi uśmiechniętą twarz piegowatej baristki, która zawsze związuje swoje rude włosy w dość ciasnego kucyka, wypuszczając na twarz tylko kilka kosmyków.

— Cześć, Tana — witam się z dziewczyną, posyłając jej uprzejmy uśmiech. Zamawiam to, co zawsze i odbieram mój napój, odwracając się do mojego stałego miejsca, zauważam, że ktoś już przy nim siedzi.

Najwyraźniej jednak szczęście dopisuje mi dzisiaj trochę bardziej, ponieważ osoba, która zajmowała mój stolik, wstała i odeszła od miejsca. Z uśmiechem na ustach zajmuję moje krzesło, stawiając picie na blat stolika. Sączę zamówienie, co chwilę wyglądając za okno. Jest piękny, słoneczny dzień, idealny na zakończenie roku szkolnego, które każdy zwieńcza większym lub mniejszym świętowaniem.

— Myślała pani, że tu nie wrócę? — słyszę nagle spokojny głos, który wyrywa mnie z rozmyślań.

Wybita z transu, podskakuję delikatnie, przestraszona niespodziewanym głosem, co równa się cichym śmiechem osoby, która się do mnie odezwała. Zawstydzona unoszę spojrzenie na chłopaka, którego od razu rozpoznaję. Nie wiem, w jaki sposób nie byłam w stanie rozpoznać go po głosie czy postawie, skoro siedział przy tym stoliku.

— Och, Jackson, przepraszam — mamroczę wręcz nerwowo, od razu chwytając kubek z napojem, żeby podnieść się z miejsca i po prostu opuścić kawiarnię.

— Adidas, spokojnie. — Silne dłonie chłopaka zaciskają się delikatnie na moich ramionach. Delikatnie popycha mnie w stronę mojego krzesła, zajmując to naprzeciwko.

Łagodność w jego głosie sprawia, że bez zbędnego kłócenia się przysiadam ponownie na drewnianym meblu. Nie wiem, jak zareagować na to, że użył przezwiska, którego tak dawno nie słyszałam, ale postanawiam uczcić to tylko uśmiechem.

— Szukałem cię tyle razy w szkole... — mówi po chwili, wprowadzając mnie swoimi słowami w stan głębokiej konsternacji. Unoszę moje spojrzenie, wiercąc nim teraz dziurę w chłopaku, którego najwyraźniej delikatnie to krępuje. — Nie umiałem cię znaleźć, przepraszam — dodaje.

Nie miał jak mnie znaleźć. Każdą przerwę spędzałam poza budynkiem szkoły, dusząc się w dymie papierosów ludzi, którzy też próbowali uciec od placówki chociaż na kilkanaście minut. A że jako jedyna większa grupa ludzi mieli mnie i właściwie siebie nawzajem gdzieś, nie było problemu, żebym plątała się gdzieś między nimi. Celem było to, żeby ci, którzy mnie szukali, nie mogli mnie znaleźć.

Tylko że robiłam to w celach samoobrony, bo uciekałam przed potencjalnymi kłótniami czy wiązankami wyzwisk, a nie osobami, które faktycznie chciały ze mną porozmawiać.

— Hailey powiedziała mi, co się dzieje. Chciałem dotrzymać ci towarzystwa — przyznaje, posyłając mi po chwili niepewny uśmiech.

Czuję, jakby ktoś po prostu mnie przytulił, zapewniając, że jest okej. Jackson Bolton to niewątpliwie dar dla świata i w tym momencie dla mnie.

— Rozmawiałeś z Hailey? — zmieniam nagle temat, czując, jak rośnie we mnie podekscytowanie wywołane słowami blondyna.

Moje pytanie wyraźnie go zawstydza i widać, że przez chwilę zastanawia się, jak mógłby ukryć swoje delikatnie zaróżowione policzki, które w końcu przykrywa swoimi dużymi dłońmi. Unosi powoli spojrzenie, chowając swoją twarz w dłoniach już kompletnie, gdy nawiązuję z nim kontakt wzrokowy. Z moich ust ucieka niewinny chichot, wywołany przeuroczą reakcją chłopaka.

— Boże, Jackson, ty na nią lecisz! — oznajmiam chyba trochę za głośno, co od razu sygnalizuje mi chłopak, przykładając wyprostowany palec do swoich ust.

Kiwam głową ze zrozumieniem, chociaż chciałabym chwilę pokrzyczeć, ciesząc się, że moja najlepsza przyjaciółka znalazła sobie kogoś, kto naprawdę ją lubi i będzie mu na niej zależało. Czuję, jak moje policzki zaczynają trochę boleć od szerokiego uśmiechu, w jakim wykrzywiły się moje usta.

— Musisz ją gdzieś zaprosić! — kontynuuje, tym razem ściszając mój głos.

— Wiesz, że nie mam w sobie tyle odwagi... — mamrocze blondyn, cały czas mówiąc niepewnie.

— A co jeśli postawiłabym was w sytuacji bez wyjścia? — proponuję, sama nie wiedząc, do czego właściwie dążę.

Właściwie wiem, do czego dążę, a raczej, o co mi chodzi. Moje myśli wędrują do nocy, kiedy założyliśmy się, że jeśli zostanę dziewczyną Aidena, Jackson i Hailey pójdą na randkę. I mimo że nienawidzę zakładów nad życie, będę miała przynajmniej pretekst, żeby ponownie zbliżyć się do Aidena, bo najzwyczajniej w świecie za nim tęsknię. Dwa w jednym to przecież świetna oferta.

— Jeśli myślisz o Escape Room'ie, to nie — blokuje od razu blondyn, a jego słowa po raz kolejny wywołują u mnie wybuch śmiechu.

Zmieniamy w końcu temat, gadając o kompletnych bzdurach, które jednak mają dla nas sens właśnie teraz. Obydwa nasze kubki zostały już dokładnie przez nas opróżnione i jesteśmy po czekoladowych ciastkach, które zamówił dla nas Jackson. Co jakiś czas wybucham śmiechem albo wywołuję taką reakcję u chłopaka. Spędzam najprzyjemniejsze pół godziny od dobrych kilku tygodni i to wszystko za sprawą Jacksona Boltona.

Obydwoje wstajemy, chcąc w końcu opuścić lokal. Przez chwilę muszę skupić uwagę na prostowaniu nóg, co wyjątkowo bawi blondyna. Wychodzimy razem z budynku i uświadamiamy sobie, że idziemy w tym samym kierunku. Dopiero zatrzymując się na przystanku autobusowym, Bolton ma zamiar kontynuować swój spacer. Kiedy chcę się z nim pożegnać, na przystanku zatrzymuje się samochód, który łudząco przypomina mi przyczepę kempingową. Otwierają się drzwi i z pojazdu wychyla się Aiden, posyłając naszej dwójce niepewny uśmiech, na który moje serce zaczyna bić trochę szybciej.

— Wsiadajcie — komunikuje krótko, ale na moje szczęście jego głos wręcz przepełniony jest radością.

Robimy to, co nam powiedziano, a ja z każdą kolejną sekundą zaczynam zastanawiać się coraz bardziej, w co właściwie się pakuję.

— Gdzie jedziemy? — pytam się nieśmiało Aidena, obok którego przychodzi mi siedzieć.

Ten odwraca spojrzenie w moją stronę, obserwując dokładnie moją twarz, po czym jego usta wykrzywiają się w jednostronnym uśmieszku. Nachyla się trochę bliżej mnie, żeby szepnąć tylko:

— Gdzie jedziemy, Preston? Na najlepsze wakacje w naszych nędznych życiach.


Zakład o miłość 2 ━ [Skończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz