9 | pomoc

3.9K 261 59
                                    


Rozdział 9: pomoc


— Nasz przystanek, panowie i panie! — krzyczy z fotela kierowcy Nolan, z którymi miałam okazję — a nawet przyjemność — zamienić kilka słów na stacji benzynowej. Przeprosił mnie wtedy, że nie zatrzymał się, kiedy kilkukrotnie mu kazałam, ale został ostrzeżony, że taka sytuacja z pewnością będzie miała miejsce, więc jego zadaniem było się nie przejąć.

— Gdzie właściwie jesteśmy? — rzuca Bolton, wychodząc z pojazdu zaraz po Nolanie.

— Nie mam pojęcia, ale jest tutaj cholernie pięknie — odpowiada chłopak, po czym ruchem ręki wskazuje, żebyśmy wszyscy wyszli z samochodu.

Powietrze nie jest już tak gorące, z chęcią nałożyłabym cienki sweter na moje gołe ręce. Słońce jednak cały czas tkwi wysoko na niebie. Patrząc na to, gdzie się znajdujemy, nie mogę się doczekać, żeby jednak zaczęło powoli schodzić, racząc nas niesamowitym zachodem.

— To letni dom moich rodziców, więc jeśli któreś z was coś rozpierdoli, to nie dojedziecie do domu — ogłasza Brady, chłopak, którego włosy mienią się kilkoma odcieniami błękitu i srebra, tworząc niesamowity efekt na jego głowie.

Chyba oddycham z ulgą. Ktoś przynajmniej wie, gdzie jesteśmy i teraz jestem już świadoma, że nie będzie to żaden biwak, a pobyt w wielkim — jak widzę przed sobą — drewnianym domu przy jeziorze. Cała sceneria prezentuje się wręcz nieprawdziwie.

Każdy próbuje znaleźć swoją torbę w stercie wszystkich bagaży — cały czas nie wierzę, że moja mama mnie spakowała — i odchodzi, gdy w jego ręce trafi już jego własność. Słyszę jakieś krzyki przy drzwiach wejściowych, których niestety nie widzę, bo kawałek pokoju z mojej strony jest wysunięty tak, że jego ściana skutecznie zasłania wejście. Po niekoniecznie entuzjastycznej reakcji innych stwierdzam jednak, że to najprawdopodobniej nic wielkiego i nie ma potrzeby, żeby się tym martwić.

Odnajduję wzrokiem walizkę, która niewątpliwie należy do mnie, po czym szybko chwytam jej rączkę i postanawiam dołączyć do grupy, która stoi już przed drzwiami. Zbliżam się do niej coraz bardziej, a towarzyszy mi dziwne uczucie, że krzyk dziewczyny jest mi znajomy.

— Jezu, Adidas! — słyszę radosny głos tej samej osoby, która przed chwilą wypluwała swoje płuca.

Kiedy przepycha się przez całe towarzystwo, żeby po prostu wpaść w moje ramiona, nie mogę być bardziej niż pewna, że to nikt inny jak Hailey Maymac. Odpowiadam więc uściskiem, co najmniej się ciesząc, że jest tutaj ze mną, kiedy mogłoby mi się wydawać, że moim jedynym kompanem będzie Jackson.

— Przepraszam — mamrocze. Nie mam siły, żeby odpowiedzieć jej tak, jakbym chciała, bo wiem, że nawiązuje ona do tego, że nie było jej przez czas, kiedy nie miałam przy sobie nikogo.

Nie mam chęci na użalanie się nad sobą. Zwinnie przeskakuję więc na inny temat, pytając się o jej wczesne wakacje. Nie mogę jednak udawać, że nie widzę, jak blondynka cały czas subtelnie zerka w stronę Jacksona, co po raz kolejny przypomina mi o tym, że mam w planach pomóc im gdzieś wyjść.

I muszę w końcu zacząć działać.

— Jackson, chodź, przywitaj się! — wołam i delikatnie zaczynam oddalać się od dwójki, która zaczyna niezręcznie wymieniać pojedyncze zdania.

Z uśmiechem na ustach staram się odnaleźć chłopaka, który jako jedyny jest w stanie mi pomóc. Przynajmniej jeśli chciałabym na razie spróbować najprostszej wersji mojego planu. Podchodzę do niego, ciesząc się, że stoi sam.

— Potrzebuję twojej pomocy, to jest niezręczne, przepraszam — bełkocze, nie starając się na niego patrzeć, żeby nie zawstydzić się do reszty.

— Potrzebujesz towarzystwa, bo twoja przyjaciółka znalazła sobie chłopaka? — prycha, ale zaraz po tym jego usta opuszcza cichy śmiech.

Jego zachowanie zmienia się z minuty na minutę i nie wiem, czego mogę oczekiwać w danym momencie. Teraz jednak czuję ulgę, że postanowił znowu przenieść się na łagodniejszy ton.

— Potrzebuję towarzystwa, bo chcę, żeby go znalazła — zmieniam trochę jego zdanie tak, żeby było bliższe prawdy.

— Jeśli powiesz mi, że po raz kolejny chcesz, żebym pomógł ci przez jakiś pieprzony zakład to... — zaczyna, ale szybko mu przerywam.

— To tym razem pomożesz mi ze względu na Jacksona i Hailey. Błagam — dodaję, unosząc spojrzenie na bruneta.

Jest pełen wątpliwości i wyraźnie się zastanawia, chyba niezadowolony, że w ogóle bierze to pod uwagę. Jego wzrok schodzi finalnie na mnie, po czym posyła mi słaby uśmiech.

— Jaki to zakład? — rzuca.

— Jeśli będziemy parą, oni wyjdą na randkę — mamroczę, czując, że brzmi to gorzej, niż mi się wydawało.

Nie otrzymuję odpowiedzi. Zamiast tego chłopak zaczyna się ode mnie oddalać. Wzdycham niezadowolona, równocześnie będąc świadoma tego, że plan B jest o wiele bardziej skomplikowany.

Z tą myślą idę w stronę grupy, ponownie zatrzymując się przy Hailey i Jacksonie, którzy przez cały czas byli zbyt zaabsorbowani rozmową, żeby zauważyć, że ja też poszłam zamienić z kimś kilka zdań.

— Mam dla ciebie dwa prezenty! — słyszę za sobą głos, do którego zdecydowanie nie pasuje ten entuzjazm.

Zaskoczona odwracam się w stronę Aidena, który wystawia w moją stronę kilka kwiatków, które zapewne przed chwilą zerwał i udekorował kilkoma liśćmi. Bukiecik prezentuje się przeuroczo, ale wewnątrz czuję tylko ulgę.

Pomoże mi.

— Drugi? — mówię, unosząc brwi. Nie wiem, co jeszcze może wymyślić, ale podziwiam jego kreatywność, która zaczęła tak szybko działać.

— Drugi to ja — szepcze, po czym szybko chwyta w dłonie moje policzki, łącząc nasze usta w pocałunku.


Zakład o miłość 2 ━ [Skończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz