Rozdział 16: pusta winda
— Między nami nic nie ma — bełkoczę od razu, nie zastanawiając się zbytnio nad moimi słowami.
Brunet ściąga brwi, marszcząc przy tym czoło i z zagadkowym wyrazem twarzy dokładnie mi się przygląda. Jego spojrzenie jest przenikliwe, wręcz paraliżujące, więc tylko pozwalam mu myśleć nad tym, nad czym myśli.
— Jesteś tak kurewsko ślepa, Addison — mamrocze wyjątkowy niezadowolony, kręcąc przy tym głową. — Po prostu kurewsko ślepa — powtarza.
— Jeśli zrobisz mi łaskę i zaczniesz tłumaczyć to, co mówisz, będzie... — zaczynam, ale nie jestem w stanie dokończyć, będąc zagłuszona przez głośniejsze wtrącenie Drake'a.
— Co znowu mam tłumaczyć? Wszystko zawsze dostajesz na tacy! — rzuca z co najmniej ogromną irytacją w głosie, gestykulując przy tym.
— Pewnie, wszystko! Cała prawda świata jest w moim władaniu. Czy ty siebie słyszysz? — też podnoszę głos, kończąc pytanie kilkukrotnym stuknięciem palcem w czoło, podkreślając tym samym jego kpiące tło.
— Więc czego oczekujesz, jeśli pieprzone „kocham cię'' nie jest dla ciebie wystarczająco klarowne? — prycha, unosząc spojrzenie do góry.
— Jeśli skończyłeś już wpieprzać się ludziom w interes, to może powiem ci, że nie było to szczere!
Czuję, jak moje poirytowanie zaczyna zmieniać się w zdenerwowanie. Nie jestem w stanie zrozumieć, jakim cudem Drake ma czelność zarzucać mi tak absurdalne rzeczy, tym bardziej popierając je nieprawdziwymi faktami.
— Och, oczywiście. Pewnie później płakał na moich oczach też dla popisu, prawda?! — krzyczy Drake, machając rękoma tak żwawo i szeroko, że ludzie muszą dobrze go unikać, by przez przypadek nimi nie dostać.
I mimo że na po raz kolejny podniesiony głos powinnam chyba odpowiedzieć tym samym, zatrzymuję się gdzieś w jego słowach, nie wiedząc, co właściwie mam przez nie rozumieć. Po raz kolejny mówi coś absurdalnego, coś, co nie ma sensu, ani poparcia w rzeczywistości.
— Addison, lubię cię, więc też wolałbym nie widzieć, jak bez życia siedzisz w jednym punkcie, ignorując swoją przyjaciółkę przez jakiś czas. Ale Aiden jest jak mój brat i naprawdę nie mam zamiaru patrzeć na jego dość nędzną aktualnie egzystencję. Czy ty naprawdę nie widzisz, jaki on jest słaby, kiedy ranicie siebie nawzajem? — wyrzuca z siebie brunet, kręcąc cały czas głową. — Czy ty naprawdę jesteś tak zaślepiona swoim bólem, że nie widzisz jego? — dodaje, mówiąc już prawie szeptem.
Cisza.
Jedyne, co między nami teraz jest to cisza. Nie wiem, jak zareagować na słowa Drake'a. On chyba nie ma zamiaru ich rozwijać, zupełnie jakby to wyznanie było jego apogeum i zarazem linią kończącą to, co chciał mi powiedzieć. Więc wisi nad nami cisza, która wydaje się bardziej pochłaniająca od hałasu żyjącej galerii handlowej.
— Czy jestem w złym momencie? — słyszę za sobą głos bruneta, który nieświadomie wywołał między nami kłótnię. Zarówno ja, jak i Drake odwracamy się w stronę źródła dźwięku, podążając wzrokiem za Aidenem, który chwilę później stoi już przy nas.
— Kurwa, Bogu dzięki — mamrocze Drake, kręcąc głową. — Gdybym kiedykolwiek poczuł do niej coś więcej niż sympatię przyjacielską, chyba zrzuciłbym się z wysokiego budynku — mówi, a z jego głosu trudno wyczuć mi jakąkolwiek przesadę. Żegna się z Aidenem i podnosi dłoń, na co odpowiadam tym samym, po czym obserwuję, jak znika gdzieś między ludźmi.
I zostaję tylko ja, i Aiden.
Miotają mną sprzeczne emocje. Nie wiem, co powinnam myśleć. Nie wiem, co powinnam zrobić. Nie wiem, co powinnam powiedzieć.
— Addison... — zaczyna powoli, a jego głos jest słyszalnie nerwowy i stosunkowo cichy.
— Nie powinieneś był przyjeżdżać — mówię prawie momentalnie, za co przeklinam się w duchu. Naprawdę nie chcę wypowiadać takich rzeczy i jeszcze pewniej nie takim tonem.
— Co poradzisz, już to zrobiłem — rzuca, wzruszając ramionami.
— Nie powinieneś, nie mam zamiaru wsiadać do twojego auta — odpowiadam po chwili, unosząc dłonie w obronnym geście, po czym cofam się krok do tyłu.
Staram się, cholera, naprawdę staram się zignorować zrezygnowaną minę bruneta, który chyba stara się zakryć ból. I tak dość nędznie staramy się obydwoje.
I chyba nie wychodzi ani mi, ani jemu, bo widać, że obydwoje dobrze rozumiemy, co siedzi w głowie drugiemu.
— Nie musisz mieć zamiaru. Przyjechałem tylko, by cię podwieźć, musisz mieć po prostu resztki kultury — stwierdza, wykrzywiając usta w niewyraźnym uśmiechu.
Teatralnie przewracam oczami, bo wiem, że nie mam po co się kłócić, po czym tylko kiwam głową w geście kapitulacji. Aiden odwraca się połowicznie, wskazując, żebym szła przed nim (chyba wydaje mu się, że mogłabym uciec, gdyby mnie nie widział), więc to też robię, odwracając się kilkukrotnie w drodze do windy, o którą szybko poprosiłam.
— Wiesz, że i tak nie unikniesz rozmowy, prawda? — zaczyna powoli Aiden. Kiedy podnoszę wzrok, jego ręka porusza się po jego szyi w nerwowej manierze. Zastanawiam się, czy jest sens kiwnąć głową, kiedy ten kontynuuje — więc możemy zacząć ją tutaj?
Przez moją głowę przechodzi milion różnych myśli. Każda różni się od kolejnej praktycznie wszystkim, a ja nie wiem, które różnica przeszkadza mi najbardziej. Mam mało czasu, żeby wybrać, a waham się między drastycznie różnymi opcjami.
Wchodzimy do windy w ciszy. Cholera, fakt, że jest pusta, nie pomaga ani trochę.
— Addison? — słyszę tylko jego łagodne westchnięcie. I może faktycznie przez cały czas byłam zbyt zajęta czymś innym, żeby słyszeć, jak wiele można poczuć, wypowiadając czyjeś imię.
I chyba to chiche zaczepienie popycha mnie już definitywnie w stronę tego, nad czym nie powinnam się zastanawiać.
Zanim Aiden ma kolejną okazję podpytać mnie o odpowiedź, pozwalam samej sobie położyć swoją dłoń na jego, która opiera się o tył jego szyi. Drugą obejmuję jego policzek, zahaczając palcami o jego linię szczęki dosłownie ułamki sekundy przed tym, kiedy trochę mocniejszym ruchem przybliżam go do siebie.
I kiedy stykam moje wargi z jego, czuję dopiero, jak bardzo obydwoje tego potrzebowaliśmy. Nie muszę czekać prawie w ogóle na reakcję chłopaka, którego dłonie ściskają teraz moje biodra. To nie ognista walka uczuć, które teraz nie muszą się kryć, kiedy jesteśmy tak blisko fizycznie. Wydaje się, jakbyśmy ze sobą współpracowali, porozumiewając się wręcz perfekcyjnie.
I może teraz, kiedy zatraceni jesteśmy w gorącym pocałunku, w sumie cieszę się, że winda jest pusta.
—
CZYTASZ
Zakład o miłość 2 ━ [Skończone]
Teen Fiction- Nie zapomnisz o mnie - syczy wprost do mojego ucha, a jego ciepły oddech, który odbija się od mojego policzka, sprawia, że na mojej skórze pojawiają się dreszcze. Czuję na swojej twarzy jego przenikliwe spojrzenie, które jeszcze nigdy nie konstern...