22 | zakład (świąteczny specjał) - koniec

3K 188 14
                                    


Rozdział 22: zakład (świąteczny specjał) — koniec


4 MIESIĄCE PÓŹNIEJ

— Addison, nie widzieliście się tylko chwilę, nie stresuj się — słyszę Jacksona, który staje za mną, kładąc mi dłonie na ramionach.

— Łatwo ci mówić. Co, jeśli powie, że sobie kogoś znalazł? — pytam się z autentycznej niepewności przed taką możliwością.

— Czemu nie powiedział ci tego wcześniej? — prycha niepoważnie, a ja wymierzam mu delikatny cios w żebra.

— Bo jest uprzejmy i chciał ze mną zerwać twarzą w twarz — odpowiadam bez zastanowienia, myśląc, że właściwie nie są to głupie słowa.

— Obydwoje wiemy, że gadasz już jakieś paranoiczne bzdury, to nawet nie jest logiczne — stwierdza, zapewne kręcąc głową, czego nie jestem w stanie zobaczyć, jako że cały czas stoi za mną.

Nie umiem kontynuować tego tematu, nawet jakbym chciała, więc obydwoje poświęcamy naszą uwagę na zatapianie się w chaosie lotniska. Jest głośno, a obok nas przebiega mnóstwo ludzi. Typowe dla okresu przedświątecznego. Nigdy nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak wiele ludzi wraca do swoich rodzin.

A teraz sama jestem jedną z osób czekających na przybyszów, konkretniej pasażerów z samolotu, który przylatuje z Nowego Jorku, bo właśnie tam studiuje Aiden.

— Tęsknisz za nim? — droczy się ze mną blondyn, który razem z jego rodziną i mną przyjechał, żeby wyczekiwać na przybycie Harwella już na lotnisku.

— Nie, kompletnie nie — odrzucam sarkastycznie, krzywiąc się do chłopaka, w którego stronę staram się wykrzywić głowę.

Dłonie Boltona opuszczają moje ramiona i po chwili czuję je oplatające moją talię. Ku mojemu zdziwieniu chłopak kładzie też swoją brodę na kości obok mojej szyi, wzdychając głęboko.

— Jackson, czy ty jesteś pewien? — zagaduję luźno, śmiejąc się z zachowania chłopaka.

Wydaje mi się, że po tych słowach powinien już odpuścić, ale on tego nie robi, cały czas przytrzymując mnie w swoim uścisku. Jest to co najmniej dziwne, jeszcze dziwniejszym będący fakt, że ja i moja obsesja na punkcie perfum właściwie wszystkich ludzi czujemy zapach charakterystyczny tylko (no może nie tylko, inni też mogą mieć takie perfumy) dla mojego chłopaka, którego wypuściłam na studia do innego miasta.

— Ja za tobą tęskniłem — stwierdza po chwili inny głos, upewniając mnie w przekonaniu, że to faktycznie jest Aiden.

Szybko wyswobadzam się z jego uścisku i odwracam do niego, rzucając się w jego ramiona już tak, żeby dla nas obydwojga było to wygodniejsze.

— Cześć, księżniczko — dodaje.

Kiedy staram się wcisnąć jeszcze mocniej moją twarz w jego obojczyk, czuję, jak w oczach zakręcają mi się łzy, których obecność jest dla mnie kompletnie uzasadniona.

Czuję wargi bruneta na mojej głowie i jego dłonie na moich plecach, a jego perfumy właściwie wszędzie.

To nie świąteczny cud, że przyjechał, ale zdecydowanie moja euforia może się z tym równać.

— Ale na pewno czujesz się tam dobrze? — zadaję to samo pytanie po raz kolejny, uwagę mając skupioną na wzorkach na jego koszulce, po których powoli jeżdżę palcem.

Zakład o miłość 2 ━ [Skończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz