Rozdział 17

5.2K 224 15
                                    

Julia

Cały miesiąc minął tak samo praca, sen, łzy, praca, sen, łzy.

Od ostatniej rozmowy z Taylorem, nie kontaktowałam się z nim.
Kilka razy Ana próbowała namówić mnie na imprezę, abym trochę odetchnęła, od smutnej rzeczywistości. I dziś jej się udało, nie jestem typem imprezowiczki, ale dla świętego spokoju się zgodziłam.
Mark, również się ze mną nie kontaktował mam tylko nadzieje, że u niego wszystko dobrze. Nie życzę mu źle, ale dobrze mi z tym, że się nie odzywa. Ostatnio nie czuję się najlepiej, ale to pewnie z tego powodu, że nie wiele jem a dużo śpię.
Cieszę się, że mam towarzystwo Psikusa, bo nie czuje się taka samotna.

Postanawiam dziś zjeść coś pożywnego, wiec nakładam sobie makaron ze szpinakiem i pierś drobowią. Wszystko popijam szklanką soku z pomarańczy. Wstaję od stołu i niechętnie myślę co na siebie włożyć. Dawno już nigdzie nie wychodziłam. Otwieram moja dużą szafę i przyglądam się sukienką. Postanawiam dziś zaszaleć więc zakładam małą czarną, która mi sięga do połowy ud i do tego czerwone szpilki. Włosy nakręcam lokówka i zostawiam rozpuszczone. Do tego robie makijaż trochę mocniejszy niż zwykle. Patrzę w lustro i maluję usta czerwoną szminką. Wyglądam typowo imprezowo, ale nawet makijaż nie jest w stanie zatuszować mojego zmęczenia życiem. Ktoś puka do drzwi patrzę w wizjer i to mój sąsiad. Nie otwieram, bo kilka razy już się na niego natknęłam. Lubię go, ale teraz nie mam czasu na pogadanki wiec udaję, że mnie nie ma. Patrzę w stronę salonu i widzę, że wszędzie panuje bałagan. Postanawiam posprzątać. Zaczynam od salonu i kuchni, po czym biorę się za sypialnie i mój pokój w którym nie raz pracuje.

W łazience jest względny porządek. Biorę do ręki telefon i jest po dwudziestej, nie zdążę go odłożyć, gdy zaczyna dzwonić, to Ana.

— Hej, mała czekam na dole w taksówce.

— Ok, zakładam szpilki i juz idę.

Gdy klucze drzwi, wychodzi mój sąsiad.

— o Julia pukałem do ciebie myślałem ze cie nie ma.

— Naprawdę? Pewnie brałam prysznic — postanawiam skłamać.

— Wybierasz się gdzieś?

— Tak idę na imprezę z przyjaciółką, przepraszam ale się śpieszę.

— Jasne, to uciekaj jak będziesz czegoś potrzebować, wal śmiało — postanawiam, mu tylko odpowiedzieć uśmiechem i zbiegam na dół, ale czuje na sobie wzrok sąsiada. Nie zwracając sobie tym głowy, wsiadam do taksówki.

— Hej, gotowa?

— Mhm...

— W takim razie jedźmy — mówi Ana i podaje taksówkarzowi nazwę klubu.

Po około dwudziestu minutach, jesteśmy na miejscu. Klub znajduje się w centrum Bostonu i nazywa się Daimond. Jest to nowoczesny budynek. Przepuszczają nas bramkarze robiąc pieczątkę na dłoni.
W środku jest duszno, ściany są czerwone połączone z beżem, wszędzie są czarne skórzane loże i duże stoły. Barman jest przystojny i miły.

— Jul, co pijemy — pyta Ana.

— Dwa razy martini poproszę — mówię do barmana.

Barman się do mnie uśmiecha i podaje mi dwa razy martini z oliwką w środku.

— Chodź, zarezerwowałam nam loże — mówi do mnie przyjaciółka.

— Na górze? — pytam.

— Na dole mam ochotę się dzisiaj spić,  a nie chcę spaść ze schodów.

— Wariatka — uwielbiam Ane jest w niej tyle życia, nie wyobrażam sobie lepszej przyjaciółki.

Idąc do naszej loży, zerkam no górę gdzie siedzą prawie sami mężczyźni, dobrze ubrani tak zwani "apacze" którzy "paczą" sobie na dziewczyny i wybierają ładną, która zabawi ich w ten wieczór. Usiadłyśmy na swoje miejsca i rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym cieszę się, że Ana wyciągnęła mnie z domu, bo bardzo fajnie spędzam czas.

Po trzecim drinku, przerzuciłam się na sok. Chodź jedna z nas musi zachować jasny umysł, bo źle możemy skończyć.
Poszłyśmy tańczyć, bo leciał fajny kawałek Beyonce. Cały czas, przystawiał się do mnie, jeden z facetów z góry, na początku było ok, ale stał się coraz bardziej nachalny.
Odpychałam go, ale był zbyt silny dla mnie. Nagle usłyszałam.

— Koleś, odczep się od niej to moja dziewczyna.

Spojrzałam na mężczyznę i miałam wrażenie, że go znam. Przypomniałam sobie i klepnełam się w czoło. To ten młodszy jeden z policjantów. Najważniejsze, że udało się mu odstraszyć tamtego natręta.

— Dziękuję Panu — powiedziałam.

— Roger jestem — wyciągnął do mnie rękę. 

— Julia, dziękuję Roger — i nagle się zachwiałam, a przed oczami zrobiło mi się ciemno, ostatnie co poczułam to ręce, które uchroniły mnie przed upadkiem.

Nie wiem ile czasu minęło, ale obudziłam się w miejscu w którym ściany były białe, a ja leżałam na wysokim łóżku.

— Wróciła Pani do nas? — zobaczyłam nad sobą kobietę, w czerwonych włosach, upiętych w koka? Ma około czterdziestu lat i stetoskop na szyi.

— Wie Pani gdzie jest? — zapytała świecąc mi w oczy latarką.

— Sądząc po Pani białym uniformie i stetoskopie myślę, że w szpitalu...

— Tak, straciła Pani przytomność i przywieźli tu Panią przyjaciele.

— Proszę mówić mi po imieniu — mówię do sympatycznej lekarki.

— Dobrze Julio, podpisz tutaj zgodę na badania które wykonaliśmy podczas, gdy nie było z Tobą kontaktu — lekarka podsuwa mi papiery do podpisania, czytam i składam podpis.

— Nic mi nie jest, to ze zmęczenia...

— Musisz zostać w szpitalu, musimy zrobić ci więcej badań. W ciąży mogą się zdarzyć omdlenia, ale nie utrata przytomności mus...

— W czym?! — nie daje dokończyć lekarce.

— To ty nie wiesz? Jesteś w ciąży, gratuluję możesz poinformować szczęśliwca, który zostanie tatusiem — mówi lekarka uśmiechając się do mnie.

Pierwsza myśl, która mi się nasuwa jest pytaniem. Tylko kto zostanie tym szczęśliwym tatusiem Taylor czy Mark...

Klient (zakończone) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz