Rozdział 31

4.3K 194 2
                                    

Mark

— Halo — usłyszałem męski głos, tylko dlaczego Juli telefon odbiera jakiś facet. Ona jest jak magnes.

— Gdzie Julia? — odrazu zapytałem rozpoznając głos prawniczka.

— Właśnie nie wiem nie ma jej z tobą?

— To bym nie pytał cię gdzie ona jest — ten facet chyba kupił sobie zawód.

— Chciałem ją przeprosić, bo się pokłóciliśmy. Gdy wszedłem na klatkę drzwi były otwartę na oścież, a kot siedział na klatce. Nigdzie jej nie ma, mam złe przeczucie to nie w jej stylu.

— Na co czekasz?! Dzwoń na policję, niedługo będę, wsiadam do samolotu.

Rozłączam się po czym zajmuję miejsce w samolocie. Niestety ja też mam złe przeczucia, ona musi być cała i zdrowa. Oni, bo dziecko również. Kurwa, zaczynam się denerwować przecież raczej nie wyskoczyła na zakupy. W moich oczach stają łzy i jestem tak kurewsko bezradny w tym jebanym samolocie. Startujemy, więc niedługo będę w Nowym Jorku. Podróż ciągnie mi się w nieskończoność, ale w końcu lądujemy. Szybko kieruję się w stronę samochodu i odjeżdżam z piskiem opon. Łamie po drodzę wszystkie zakazy jakie są możliwe, łącznie z niezapiętymi pasami. Co chwilę próbuję wyrwać kierownicę że złości. Mój telefon napierdala jak głupi, dzwoni Lisa. Jeszcze tego mi brakowało, więc rzucam telefon na tylne siedzenie.

Wysiadam pod blokiem Juli i wbiegam po trzy schodki na górę. Gdy otwieram drzwi widzę Taylora i dwóch policjantów.

— Może pana przyjaciółka wyszła na zakupy? — pyta policjant.

— Nie napewno by zamknęła mieszkanie — mówi.

— Jest pan prawnikiem sam pan rozumie, że mamy związane ręce przez czterdzieści osiem godzin.

— W dupie to mam rozumiesz?! Macie ją sprowadzić, teraz już natychmiast! — wtrącam się.

— Niech pan się uspokoi, nerwy to zły doradca — mówi młody policjant, pokazując kajdanki.

— Dobra, uspokój się — mówi do mnie prawnik klepiąc po ramieniu.
Posyłam mu spojrzenie w stylu, dotknij mnie jeszcze raz, a cię zabiję.

— Panowie jeżeli pani Julia nie wróci do jutra, proszę się zgłosić ze względu na jej ciąże zaczniemy szybciej jej szukać — policjant podaję nam obu dłoń i wychodzi.

— Gdzie ona może być? — pytam mężczyzny łapiąc go za poły marynarki.

— Nie wiem - odpowiada  może Ana coś będzie wiedzieć... — dodaje.

— Dzwoń — ponaglam go.

Taylor od dziesięciu minut próbuje, dodzwonić się do przyjaciółki Juli, ale nic z tego. Wyrywam mu aparat z ręki.

— Jedźmy do niej.

— Ok, to dobry pomysł — w końcu w czymś się zgadzamy.

— Kurwa, a co jeśli wróci?

— Poproszę sąsiada, żeby tu przyszedł zadzwoni jak wróci.

Potakuję mu głową i wychodzimy. On poszedł do sąsiada, a ja czekam przy swoim aucie.

— Moim pojedziemy — odzywa się.

— Wolę swoim — mówię.

— Nie znasz drogi, a nie ma czasu na naukę.

No tak, tym razem ja muszę przyznać mu rację. Wsiadamy do auta i ruszamy.

Po kilku minutach milczenia nie wytrzymuję i odzywam się.

— Dodaj gazu, kierujesz jak pizda.

— Sherlocku, a nie pomyślałeś o tym, że jak zatrzyma nas policja to stracimy cenny czas? — jak ten facet może być taki opanowany, gdy ja w środku cały dygoczę.

Wysiadamy pod firmą Juli i pędzimy do sekretariatu. Po drodzę spotykamy Megan.

— Gdzie jest Ana? — pyta mężczyzna.

— Witaj Mark — mówi ignorując Taylora i zwracając się w moją stronę.

— Gdzie Ana? — ponawiam pytanie.

— Skąd mam wiedzieć? Wzięła dzień wolnego na dzieci, bo jej mąż gdzieś wyjechał. A wy co jak poparzeni?

Ignorujemy ją i biegiem wychodzimy z biurowca.

Wysiadamy pod pięknym, białym parterowym domkiem. Trawnik jest idealnie przycięty i słychać głosy roześmianych dzieci. Wchodzimy na podwórko i idę za mężczyzną. Wchodzimy do ogrodu, gdzie wodą z węża ogrodowego leje kobieta, która widziałem w szpitalu w stronę swoich dzieci, a one piszczą szczęśliwe.

— Taylor? — pyta zakręcając wodę na co dzieci wydają dźwięk niezadowolenia. Spogląda w moją stronę i widzę w jej oczach zdziwienie.

— Anna powiedz, że Julia jest u ciebie — mówi Taylor, a głos mu się łamie.

— Nie ma jej u mnie, a coś się stało?

Mężczyzna opowiada jej co i jak, a ona słucha z niepokojem.

— To do niej nie podobne, jadę z wami może już wróciła — mówi stanowczo.

Czekamy w samochodzie na kobietę, która poszła dom dalej zaprowadzić dzieci do mamy, a mnie szlag jasny trafia.

— Gdzie może jeszcze być? — pytam.

— Nigdzie, nie wiem — odpowiada zrezygnowany.

W końcu przychodzi przyjaciółka Juli i ustalamy, że wracamy do mieszkania mojej kobiety. Jesteśmy bezradni, ale jak oni nie wiedzą, gdzie może być to ja tym bardziej.

Siadam w pokoju na kanapie i gapie się bezmyślnie w zegarek minęła godzina odkąd tu siedzę i czuję że już dłużej tu nie wytrzymam. Wstaję gwałtownie.

— Jadę na policję. Muszą zacząć jej szukać natychmiast — mówię stanowczo. W tym momencie nasze trzy głowy kierują się w stronę otwieranych drzwi, w których staję na wpół naga, zapłakana Julia.

Podbiega do Taylora i mocno się w niego wtula.

— Tak bardzo się bałam, tak się bałam — przytula się do niego, a on glaszczę ja po włosach i całuję w głowę.

W tym momencie, moje serce pęka na pół. Dlaczego on, a nie ja? Czy to przy nim czuję się najbezpieczniejsza? Nagle Julia robi coś czego nikt z nas się nie spodziewał. Mocno policzkuję mężczyznę.

— To wszystko twoja wina! Twoja! — wykrzykuje mu w twarz, a ja już nic nie rozumiem. Biorę koc i zarzucam na nią, ale nie dotykam jej widząc w jakim jest szale...

Klient (zakończone) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz