Rozdział 30

4.7K 190 2
                                    

Julia

Obudziłam się ze strasznym bólem głowy. Chcę usiąść, ale nie mogę. Patrzę na moje ręce, a one są przywiązane do ramy łóżka. Co ja tu robię do cholery i gdzie ja jestem. Zimno mi. Podnoszę głowę i widzę, że jestem w samej bieliźnie. Jestem chyba w jakimś tanim motelu, na ścianach jest położona tapeta w kolorze brzoskwiniowym. W pokoju znajduję się podwójne łóżko, do którego jestem przywiązana stół z dwoma krzesłami, stolik, a na nim stary telewizor oraz fotel i szafa. Na fotelu leży kołdra i wiele bym dała abym mogła się nią przykryć. Żaluzje są zasłonięte, ale słońce próbuje się przebić. Nie wiem ile byłam nie przytomna. O mój Boże aby dziecku się nic nie stało. Może ktoś mnie usłyszy...

— Pomocy!!! Ratunku!!! Wypuście mnie stąd!!! — krzyczę tak od godziny.

Za chwilę stracę głos. Zaczynam płakać z bezradności. Jestem głodna, jest mi zimno, nie wiem gdzie jestem i kto jest odpowiedzialny za to, że tu jestem.

— Maluszku, wszystko będzie dobrze - nie wiem czy mówię to do dziecka, czy bardziej żeby siebie uspokoić.
Muszę spróbować stąd uciec, więc szarpie za liny którymi mam związane ręce, ale nic to nie daję.

Leżę i próbuje uspokoić swój oddech. Nie chcę żeby coś się stało z moim dzieckiem. Słyszę przekręcany klucz w drzwiach i zaraz poznam swojego oprawcę. Szybko zamykam oczy i udaję, że śpię. Wchodzi do pokoju mężczyzna, ale nie widzę jego twarzy. Zamyka drzwi od środka i zapala światło, otwieram jedno oko, a moim oczom ukazuje się twarz mężczyzny. Na jego widok czuję wielką ulgę.

— Luke?! — i jestem w szoku widząc męża Any i wspólnika Taylora.

— O wstałaś księżniczko — mówi do mnie.

— Luke zabierz mnie do domu. Jesteś z Aną? Ktoś mnie tu przywiązał. Przyjechałeś mi pomóc prawda? — pytam chodź sama w to nie wierzę.

— Kobieto spokojnie po co tyle pytań. Zaraz ci wszystko wyjaśnię, ale obiecaj, że bedziesz grzeczna — skinełam tylko głową na znak, że się zgadzam.

Podszedł do mnie i zaczął rozwiązywać mi ręce, szybko usiadłam, a następnie podbiegłam do fotela i szybko nakryłam się kołdrą.

— Przeniosłem ci coś do jedzenia...

— Nie chcę jeść, chcę do domu. Luke co ty odpierdalasz? Czemu tu jestem? Czemu mi to robisz?

— Zamknij się i jedz!

— Luke, ja cię nie poznaję co się z Tobą dzieje. Przecież masz Ane i dzieci.

— Jedz, chyba że chcesz zagłodzić swojego bękarta.

Zaczęłam jeść, ale z trudem przeszło mi coś przez gardło.

— Posłuchaj mnie, ja nic do ciebie nie mam, jesteś fajną dziewczyną i Ana cię lubi, ale ja nie mam wyboru rozumiesz?

— Właśnie nic nie rozumiem — odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

— Zadarłem z niewłaściwym ludźmi, grożą mi, że zabiją dzieci i Ane jeżeli ciebie im nie dostarcze. A to wszystko dzięki twojemu mężusiowi.

— To znaczy?

— To znaczy, że twój mąż oskarżył i doprowadził do posadzenia niewłaściwych ludzi, a oni teraz chcą się na nim zemścić dotarli do mnie i nie mam wyboru, muszę chronić swoją rodzinę — powiedział patrząc gdzieś przed siebie.

— Co się ze mną stanie? — zapytałam, choć dalej nie mogę w to wszystko uwierzyć.

— Urodzisz, nie wiem co z dzieciakiem, ale ty zostaniesz luksusową dziwką.

— I ty mówisz to tak spokojnie?! Mogłeś iść na policję, porozmawiać z Taylorem co kolwiek! — wykrzyczałam mu w twarz.

— Uspokój się! Myślisz, że nie chciałem? Chciałem, ale wtedy przyszli do mnie i powiedzieli, że mają pół policji w kieszeni, a ja nie wiedziałem, które pół rozumiesz?

— Dlaczego jestem w samej bieliźnie?

— Bo cię oglądali jak byłaś nieprzytomna i to zadecydowało o twojej przyszłości, zawsze mogłaś zostać dawcą organów...

— Dlaczego nikt mnie nie słyszał?

— Domyśl się, bo jesteśmy tu sami?

— Nie dobrze mi muszę do toalety... — powiedziałam

— Idź...

Weszłam do toalety i zaczęłam wymiotować. Toaleta była razem z łazienką. Gdy skończyłam wymiotować usiadłam na sedesie i zaczęłam myśleć o tym co powinnam zrobić. Rozejrzałam się po łazience, ale oprócz sedesu, zlewu, wanny z kotarą nie było nic. Nawet nie mam czym się bronić. Czemu Taylor nie domyślił się, że może z jego powodu grozić mi niebezpieczeństwo. Luke, próbuje chronić swoją rodzinę ja to rozumiem, ale nie wierzę, że nie było innego wyjścia. Myśląc o tym wszystkim wpadłam na pewien pomysł.

Udałam, że dalej wymiotuje, a w międzyczasie weszłam do wanny i na moje szczęście był prysznic. Zaczęłam odkręcać słuchawkę prysznicową, ale była mocno przykręcona. Postanowiłam zaryzykować więc pociągnełam z całej siły za wąż i na moje szczescie był stary więc odpadł od baterii. Uspokoiłam oddech i stałam pod prysznicem czekając, aż Luke zacznie mnie szukać. Nie minęło pięć minut, a tak też się stało.

— Julia, nie uciekniesz — usłyszałam.

To się jeszcze okaże, pomyślałam.
Gdy tylko Luke odsłonił kotare z całej siły uderzyłam go w głowę słuchawką prysznica, bałam się że to go tylko zamroczy więc pobiegłam szybko do pokoju i chwyciłam krzesło...

— Aua co za dziwka! — podbiegłam do niego bo był trochę zamroczony i z całej siły uderzyłam krzesłem, a on padł jak dlugi.

— Ja go chyba zabiłam! — powiedziałam do siebie, ale sprawdziłam tętno i było wyczuwalne.

Szybko przeszukałam kieszenie mężczyzny i znalazłam kluczyki od auta. Nie myśląc wiele szybko w samej bieliźnie wybiegłam z pokoju i zaczęłam się kierować w stronę parkingu. Nie wiedziałam ile mam czasu, na szczęście parking był pod samymi oknami. Wsiadłam w samochód Luke i ruszyłam z piskiem opon płacząc ze szczęścia.

Klient (zakończone) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz