Rozdział 28

4.8K 198 1
                                    

Julia

Obudziłam się, usiadłam na łóżku, rozejrzałam się i zorientowałam, że Marka nie ma. Na szafce obok łóżka zobaczyłam kartkę.

"Skarbie, tak słodko spałaś nie chciałem Cię budzić. Musiałem już jechać na lotnisko, nie martw się o nic już niedługo będziesz moja, a ja cały twój. Zostawiam Ci mój samochód, jedź ostrożnie. Przyjadę po Ciebie jak tylko wrócę.

Mark

PS. Kocham Cię.

Uśmiechnęłam się do kawałka kartki. Jestem szczęśliwa, to on jest mężczyzną mojego życia.
Wygramoliłam się z łóżka i udałam do łazienki spojrzałam w lustro i wyglądałam jak po wojnie światowej.
Poprzedniego dnia nie zmyłam makijażu, bo nie miałam na to czasu, na samą myśl uśmiechnęłam się do siebie.

Weszłam pod prysznic i puściłam gorącą wodę, zaczęłam się myć, moja kobiecość była obrzmiała co nie dziwne, bo wczoraj dostała niezły wycisk. Wytarłam się, a mokre włosy związałam w wysokiego koka. Ubrałam się w to w czym przyjechałam do Nowego Jorku i zeszłam do restauracji wzięłam w rękę bułkę oraz herbatę i wyszłam z hotelu żegnając się z recepcjonistką, która poinformowała mnie, że rachunek jest uregulowań.

Na parkingu stał samochód Marka Audi R8, więc wsiadłam i ruszyłam do domu.
Po drodze doczytałam smsa od Taylora więc poprosiłam, żeby podjechał do mnie.

Gdy weszłam do mieszkania Taylor na mnie już czekał.

— Juls, gdzie ty byłaś całą noc?! Martwiłem się o ciebie! — zaczął robić mi wywody odrazu mnie przytulając.

— Tay, muszę z tobą porozmawiać...

— Jeju, skarbie mów coś z dzieckiem? — położył rękę na mój brzuch.

— Nie no co ty! — odrazu załapałam się za brzuch.

— Nie strasz mnie, chodź do mnie — wyciągnął rękę w moją stronę, a ja zrobiłam krok w przód. Taylor mnie objął i cmoknął w usta.

— To o czym chcesz rozmawiać? — zapytał się przyglądając mi uważnie.

— Zrób mi herbatę, a ja pójdę się przebrać ok? — próbowałam jak najdłużej odwlec w czasie tą trudną rozmowę.

— Okej — i mi się udało.

Poszłam do sypialni i usiadłam bezradnie na łóżku, chowając twarz w dloniach.

Nie chce stracić Taylora, jest dla mnie bardzo ważny. Nie chcę go ranić, a wiem że za chwilę wybije mu nóż w serce. Serce nie sługa i nic nie poradzę na to że kocham Marka. Taylor to wspaniały facet, ale nie jest pisane mi go pokochać. Wierzę, że spotka kobietę swojego życia i też będzie szczęśliwy.

Przetarłam rękoma twarz i zebrałam się w sobie, przebrałam się i udałam do salonu. Taylor na mnie czekał z gorącą herbatą, usiadłam obok niego na łóżku, a on złapał mnie za rękę.

— Tęskniłem za tobą...Julia co to jest? — wskazał na mój pierścionek zaręczynowy, który zapomniałam ściągnąć. Nie chciałam, aby dowiedział się w ten sposób...

— Ja, ja...ja spędziłam tą noc z Markiem — zaczęłam się jąkać

— Co?! — Taylor gwałtownie wstał z łóżka, a ja skuliłam się w sobie.

— Ja go kocham, nic na to nie poradzę — zaczęłam płakać rozkładając bezradnie ręce.

— Obiecałaś mi! Dałaś mi szansę! — mój były mąż był wyraźnie wzburzony, ale mu się nie dziwie. Mimo to próbowałam przyjąć bojową postawę.

— Chciałam, naprawdę chciałam spróbować, ale nie potrafię zrozum. Jesteś wspaniałym facetem...

— I dlatego rozkładasz nogi przed nim jak tylko wyjade w sprawie interesów?! Może wcale nie jestem taki wspaniały? Może przed wyjazdem powinieniem cię porządnie przelecieć, żebyś nie leciała do niego? A może nie jestem tak wspaniały jak on?! — skończył mówić, a ja poczułam jak bym dostała w twarz. Nie spodziewałam się takich słów po nim.

— Tak! Masz rację nie jesteś taki wspaniały jak on, bo by mnie nigdy tak nie obraził i nie poniżył! — wykrzyczałam mu w twarz, a mój były mąż zrobił coś czego nigdy bym się nie spodziewała. Przyciągnął mnie do siebie i nachalnie zaczął mnie całować pchając na ścianę.

Próbowałam się wyrywać, ale unieruchomił mi ręce nad głową. Szarpałam się z nim kilka chwil, a gdy mnie puścił wymierzyłam mu policzek z całej siły jaką w sobie miałam. Stałam patrząc na niego ze złością i ciężko dyszałam.

— Wypierdalaj stąd! No już! — zaczęłam krzyczeć na całe gardło.

— Juls, ja...

— Głuchy jesteś?! Wyjdź z mojego mieszkania!

— Ja tego tak nie zostawię! To dziecko może być moje!

— To się okaże jak urodze, a teraz zejdź mi z oczu!

— Jak chcesz — sięgnął do kiesznie i rzucił we mnie czymś, a następnie opuścił moje mieszkanie trzaskając drzwiami.

Gdy Taylor wyszedł ja padłam na kolana i zaczęłam głośno płakać. Nie to nie mogło się tak skończyć. Ja go kocham, nie jak mężczyznę, ale jak brata i przyjaciela. Oprócz niego nie miałam nikogo. Byłam sama jak palec. Nie przecież nie jestem sama, już nie. Mam dziecko - moje dziecko. Teraz tylko ono się liczy. Najgorsza jest myśl, że on miał rację. Zachowałam się jak tania ździra, on nie zasłużył sobie na takie traktowanie to moja wina, to wszystko moja wina. Położyłam się na podłodzę i płakałam glaszcząc się po brzuchu.

— Ty moje maleństwo jesteś najważniejsze — powiedziałam do swojego brzucha.

Nie wiem ile jeszcze tak leżałam, ale gdy się uspokoiłam dostrzegłam pod stolikiem kawowym coś świecącego. Wstałam i podniosłam to czym we mnie rzucił Taylor. To był pierścionek, śliczny klasyczny pierścionek zaręczynowy z jednym wiekszym diamentem w kolorze różowym, który otaczały kilka mniejszych w kolorze białym. On chciał mi się oświadczyć. Jeju jakie to wszystko skomplikowane.
Czuję się bardzo zmęczona muszę się położyć...

Obudziłam się bardzo głodna, a za oknem było już ciemno.

— Pora cię nakarmić maluszku — powiedziałam do mojego dziecka w brzuchu. Udałam się w piżamie do kuchni i zaczęłam przygotowywać sobie kanapki. Gdy już kończyłam do drzwi rozległo się pukanie.

Siedziałam tyłem do drzwi, które z tego wszystkiego nie zamknęłam. To pewnie Tay, przemyślał sobie wszystko i przyszedł mnie przeprosić, ja z resztą jego też powinnam...

— Wejdź — krzyknęłam nawet nie odwracając się za siebie.

Gdy odwróciłam głowę w stronę drzwi, poczułam tylko tępy ból głowy i nastała ciemność...

Klient (zakończone) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz