Rozdział 35

5.5K 191 6
                                    

Mark

Miesiąc później

Dziś dzień ślubu, denerwuję się a jednocześnie jestem najszczęśliwszym facetem na ziemi. Dziś Julia zostanie moją żoną, dziś poraz pierwszy będę się kochał z moją żoną i już wiem, że nikt mi jej nie odbierze. Lisa wysyła mi pogróżki typu "nie będziesz mój, nie będziesz niczyji" ale ja tym się nie przejmuję. Raz nawet była w mojej firmie, ale ochroniarze ją wyprowadzili. Straciła bardzo w moich oczach, ale ten rozdział mojego życia jest już zamknięty.

Julia czuję się dobrze, a nasz syn prawidłowo się rozwija. Taylor przyjeżdża na badania, ale chyba nadal się nie pogodził z tym, że Julia wybrała mnie. Taylor jest spoko facetem i gdyby wybrała jego to wiedział bym, że jest w dobrych rękach. Widać, że bardzo ją kocha, a ona jego na swój sposób. Czy jestem zazdrosny? Chyba nie, bo przecież to mi za kilka chwil będzie ślubować miłość i wierność. Jesteśmy razem szczęśliwi i tylko to się liczy, jeżeli mój syn okaże się dzieckiem Taylora, będę go wychowywać jak własnego, a i jemu kontaktów nie będziemy utrudniać. Chyba go właśnie wyczytałem w myślach bo wszedł do mojego gabinetu. Już ubrany i gotowy na odstresowanie piłem małego drinka.

— To nie jest najlepszy pomysł pić tuż przed złożeniem przysięgi — zagadał.

— Chcesz też? — wygląda jak by również tego potrzebował.

— Chętnie — nalałem mu i podałem czystą whisky — Przyszedłem cię ostrzec, że jeżeli skrzywdzisz moją Julię to urządzę ci piekło na ziemi.

— Nie mam takiego zamiaru, ale chyba czas abyś i ty ułożył sobie życie.

— Moje życie, moja sprawa. Przyszedłem cię tylko ostrzec — wypił szklankę trunku jednym łykiem, od stawił szklankę na biurko i już wychodząc powiedział — Zazdroszczę ci Julia wygląda obłędnie.

— Z pewnością — zamknął drzwi za sobą.

Nie wiem jak to jest być mężem i ojcem, ale jednego jestem pewien oddałbym życie za Julie i naszego syna. Ona jest kobietą mojego życia i nie wyobrażam sobie innej za żonę.
Do gabinetu wszedł mój ojciec.

— Synu jesteś gotowy? Już czas... — powiedział spoglądając na zegarek.

— A czy można być gotowym na wzięcie na swoje barki tak dużej odpowiedzialności jak uszczęśliwić żonę i dobrze wychować syna?

— Mi się udało, chodź twoja mama młodo zmarła to była szczęśliwa, a syna dobrze wychowałem czyż nie?

— Tato, dziękuję ci za wszystko...

— Kocham cię synu — podszedł do mnie i mnie przytulił, a ja poczułem się dumny z takiego ojca.

— Jedźmy, bo jeszcze Julia się rozmyśli i ucieknie — puściłem oczko do ojca.

Julia

Stoję przed lustrem w swojej sukni ślubnej i welonie. Moja suknia jest koloru ecrue z fasonu tak zwanej rybki. Jest cała z koronki, z długimi koronkowymi rękawami. Jest prosta, ale jednocześnie ma coś w sobie. Jestem bardzo szczęśliwa, dziś moim mężem stanie się mężczyzna, którego bardzo kocham. Taylor nie zgodził się zostać moim świadkiem, ale poprowadzi mnie do ołtarza z racji, że mój ojciec nie żyje. Ana została moją świadkową, przyjechała sama gdyż Luke nie mógł mi spojrzeć w oczy. Mimo wszystko ja już mu wybaczyłam, wiem że zrobił to dla swojej rodziny. A czy nie każdy zasługuję na drugą szansę? Z drugiej strony cieszę się że jest sama, bo wiem że zajmię się trochę Taylorem. Ten dzień to dla niego pewnie koszmar. Nie chcę dziś o tym myśleć, chcę cieszyć się swoim szczęściem.
Na podróż poślubna wybrałam Francję, gdyż w ciąży wolę zwiedzać niż leżeć na plaży. Jutro rano wylatujemy.

— Halo Julia, czy ty mnie słyszysz? — pyta Ana, a obok niej stoi Tay.

— Co mówiłaś? Zamyśliłam się.

— Że już musimy wychodzić.

— Okej, okej jestem gotowa.

— A bukiet? - pyta gdy ja już wychodziłam.

— Ja wziąłem — mówi Tay, który nigdy mnie nie zawiódł i tak się stało i tym razem.

Weszliśmy do kościoła który był udekorowany na biało. Jest to mały katolicki kościółek, ale nie chciałam nigdzie indziej brać ślubu. Gdy tylko go zobaczyłam wiedziałam, że to tu chcę złożyć przysięgę Markowi. Mój przyszły mąż stał pod ołtarzem, a Taylor zaczął mnie prowadzić w takt marszu weselnego. Widziałam dziś po jego minie, że cierpi. Sam wyszedł z propozycją, że poprowadzi mnie do ołtarza. Gdy podeszliśmy do mojego męża spojrzał mi w oczy, w których widziałam łzy. Pocałował mnie w policzek oraz podał moją dłoń Markowi.

— Powierzam ci ją — odszedł na swoje miejsce.

Spojrzałam w oczy Marka i wiedziałam, że właśnie tego chcę.

Ksiądz zaczął uroczystość i właśnie Mark miał wypowiedzieć słowa przysięgi, gdy drzwi do kościoła otworzyły się z hukiem.

— Mówiłam ci, że tego tak nie zostawię! — wykrzyczała kobieta w stronę Marka.

Nagle podniosła rękę z pistoletem wycelowanym w moją stronę.

— To miał być mój dzień dziwko! — powiedziała, a następnie oddała trzy strzały. Wszystko działo się tak szybko. Nie poczułam bólu, ale poczułam ciężar czyjegoś ciała.

Otworzyłam oczy i zobaczyłam jak mój przyszły mąż leży cały we krwi. Szybko, na ile to możliwe w tej sukience uklękłam przy nim i zaczęłam uciskać jego rany, ale wszędzie było pełno krwi.

— Łapcie ją! — usłyszalam krzyk Taylora.
Gdy kobieta znów wumierzyła w moją stronę kilku mężczyzn powaliło ja na podłogę. Było mi wszystko jedno.

— Wezwijcie karetkę! — krzyknęłam i dopiero w tym momencie zdałam sobie sprawę co tak naprawdę się stało. Mark osłonił mnie własnym ciałem.

— Nie! —krzyknęłam przerażona i podbiegł Taylor — Mark, kochanie słyszysz mnie, Mark odezwij się, proszę. Słyszysz to nasz dzień, Mark obudź mnie proszę z tego koszmaru. Mark wstawaj proszę! — Taylor zaczął uciskać rany Marka.

— Opiekuj się nimi — wychrypiał do Taylora — Kocham cię — powiedział do mnie po czym zamknął oczy z których popłyneły łzy.

— Ja ciebie też, Mark nie zamykaj oczu! Mark! — nastała ciemność...

Otworzyłam oczy, a wokół mnie było wszystko sterylne białe. Podszedł do mnie Taylor.

— Julia, tak się martwiłem...

— Czy To był sen? — Tay tylko przecząco pokiwał głową.

Szybko odpiełam kroplówkę i wybiegłam na korytarz. Moja sukienka była cała w krwi. To jednak nie był sen.

— Mark! Gdzie jest mój mąż?! Ja chcę do mojego męża gdzie on jest?! — zaczęłam krzyczeć na całe gardło.
Taylor złapał mnie w pasie i nie pozwolił dalej iść. Pobiegł do nas lekarz.

— Musi pani się uspokoić, dla dobra dziecka. To nie przywróci życia pani narzeczonemu.

— Nie! Taylor powiedz, że to nie prawda! Powiedz, że on żyję! — złapałam go za poły marynarki i zaczęłam nim trząść.

— Tak mi przykro Juls...

— Nie! — tylko tyle byłam w stanie wykrzyknąć, nie miałam już siły.

— Ciii... Jestem przy tobie...

No, to był ostatni rozdział. Został epilog ...

Klient (zakończone) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz