Caroline.

47 1 0
                                    

Z trudem podniosłam swoje ciężkie powieki. Świtało paliło mnie w oczy a w gardle czułam istną Saharę. Po chwili wydarzenia z ostatniego dnia uderzyły we mnie. Bieganie. Szpital. Lucas. Moja matka?. Moja mama faktycznie tu była? Czy tylko mi się zdawało? Sama już nie wiem.. przechyliłam głowę w bok i zobaczyłam Lucasa śpiącego na krześle. Musi mu być cholernie niewygodnie. Jednak jest tu ze mną, nie zostawił mnie. Nie zostawił mnie tak jak On. Przetarłam swoje zmęczone oczy, patrząc na swoje nadgarstki. Przypomniałam sobie ile krwi z nim kiedyś ciekło, ile ran na nich zrobiłam. Teraz zostały ledwo widoczne blizny, a jednak wspomnienia uderzają z podwojoną siłą. Westchnęłam głęboko, co będzie kiedy Lucas w końcu je zauważy? Co się stanie gdy dowie się o mojej mamie? O tym wszystkim co dzieje się w domu.. I co będzie kiedy mój „remont" w domu się skończy. Muszę zadzwonić do Cami i spytać się czy mnie przenocuje na jakiś czas, nie chce siedzieć Lucasowi ciagle na głowie..

-Obudziłaś się. - usłyszałam głos chłopaka i momentalnie na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.

- Ty też. - spojrzałam na niego. Wyglądał strasznie. Cienie pod oczami, przekrwione oczy. Przecież nie mogłam spać aż tak długo a przecież Lucas mógł pójść do domu. - Ile spałam?

-Prawie dwa dni. - że co?! Aż tyle.. o mamo przecież to tylko omdlenie spowodowane za dużym wysiłkiem.

-Siedziałeś tu ze mną przez ten cały czas?

-Nigdy cię nie zostawię Caro.

***
Późnym wieczorem wyszłam w końcu ze szpitala obiecując lekarzowi, że będę o siebie dbać. Ta jasne.
Dotarliśmy do domu gdzie nie zastaliśmy rodziców Lucasa. Chłopak powiedział, że pewnie poszli na jakąś kolacje służbową. Jeśli mam być szczera bardzo się z tego cieszyłam. Usiadłam przed telewizorem na dużej sofie, przytulając się do koca i włączyłam pierwszy lepszy program telewizyjny żeby tylko zagłuszyć niepożądane myśli. Czułam się ciężka. Wszystko mnie przytłaczało i nie dawało normalnie funkcjonować. Głosy w mojej głowie ciagle szeptały o mojej beznadziejności. Twoja mama cię nienawidzi idiotko.

-Caro?

-Dlaczego tak do mnie mówisz Lucas? - spytałam z irytacją. Naprawdę nie miałam pojęcia co mu strzeliło do głowy, że zaczął używać mojego prawdziwego imienia. Spojrzałam na niego wyczekująco.

-Po prostu..Bardziej do ciebie pasuje. Ale jeżeli nie chcesz, nie będę tak mówił, zrozumiem. - powiedział spokojnie, przysiadając się do mnie.

Właściwie dlaczego chciałam tego, żeby wszyscy mówili na mnie tak jak mój tata miał to w zwyczaju? Przecież ten człowiek jest dla mnie nikim. Właśnie. On dla mnie już nie istnieje. Przez tyle lat łudziłam się, że może nadal mnie kocha. A tą nadzieje dawało mi tylko zwracanie się do mnie „Nica", wtedy zawsze o nim pamiętałam. Tylko, że teraz nie mam już tej nadziei. Nienawidzę go. Tak jak twoja mama nienawidzi Ciebie, suko.

-Masz racje. Caroline brzmi o wiele lepiej niż Nica. - posłałam mu uśmiech i wróciłam do oglądania programu.

-Słuchaj.. Jutro jest ta impreza u Toma? Na pewno chcesz na nią jeszcze iść? Ja chętnie zostanę z tobą w domu i możemy sobie zrobić maraton oglądania filmów!- spojrzałam na niego z niedowierzaniem. On naprawdę nie chciał się widzieć z Katy.

-Lucas.. jeżeli nie chcesz iść na tą imprezę to po prostu mi powiedz. Nie będę cię zmuszała przecież. Ale jestem tego zdania, że małe rozerwanie się, dobrze nam obu zrobi. - Chłopak myślał nad tym intensywnie, widocznie bijąc się z myślami aż w końcu odparł.

-Dobrze, masz racje. Pójdziemy. Najwyżej wyjdziemy wcześniej. - nie wytrzymałam i mimowolnie zachichotałam.
***
-Caro! Rusz się. Też chce wziąć prysznic a ty siedzisz już tam od godziny!- krzyczał w drzwi od łazienki Lucas. Jeju no nie moja wina, że nam, kobietom, zajmuje to więcej czasu! Musimy się dokładnie ogolić, umyć i wysuszyć włosy, umyć twarz najróżniejszymi płynami i pillingami!

-Daj mi sekundę wezmę tylko kosmetyczkę!- odkrzyknęłam, pakując w kosmetyczkę wszystkie potrzebne mi rzeczy i wyszłam w samym ręczniku z łazienki.

-Zadowolony?

-Nawet nie wiesz jak bardzo.- Lucas mierzył mnie całą wzrokiem od stóp do głowy i poruszył się gwałtownie, wchodząc do łazienki. Jednak jego wybrzuszenie w spodniach dużo tłumaczyło. Zaśmiałam się sama do siebie i poszłam do lustra dokończyć swój makijaż.
Nie chciałam przesadzać, wiec dla odmiany oprócz tuszu do rzęs i podkreślonych brwi, użyłam bordowej pomadki i nałożyłam na powieki złoty cień, który idealnie podkreślał kolor moich oczu. Co do stroju też za dużo nie kombinowałam. Ubrałam zwykle białe rurki z wysokim stanem i przylegający, czarny top bez ramiączek a do tego założyłam złote szpilki. Spojrzałam w lustro swoim krytycznym wzorkiem i stwierdziłam, że nie jest tak źle. Całość z moimi lekko podkręconymi na końcach włosami wygląda w porządku. Lepiej nie będzie.

-Wyglądasz pięknie. - usłyszałam głos za sobą. Odwróciłam się i napotkałam się na błękitne oczy Lucasa. Patrzył prosto na mnie i powoli się zbliżał. On ubrany był za to w czarne jeansy i białą koszule, w której nie zapiął dwóch pierwszych guzików. Włosy tak jak zawsze miał postawione do góry. Wyglądał naprawdę dobrze. W sumie Lucas we wszystkim wyglądał dobrze.

-Dziękuje. -szepnęłam kiedy stanął naprawdę blisko mnie. Złapał rękami moje policzki i nachylił się, żeby móc szepnąć mi do ucha:

-Nawet nie wiesz jak ubolewam teraz na tym, że masz pomalowane usta. - przeszedł mnie lekki dreszcz czując oddech Lucasa na mojej szyi. - Ale wiesz co? Mogę pocałować cię gdzie indziej. Na przykład tu. - dotknął wargami mojego ucha a mi kolana się ugięły. - Albo tutaj. - złożył mi mokry pocałunek na mojej szyi, czułam jego język na mojej rozgrzanej skórze. Westchnęłam z rozkoszy, ale Lucas jeszcze nie przestał. Schodził niżej aż dotarł pod moje obojczyki gdzie zaczynała się bluzka. Lekko pociągnął bluzkę w dół. I pocałował mnie delikatnie w biust. -Tu też bardzo lubię. - wymruczał mi w skórę. Gdyby nie to, że Lucas mocno mnie trzymał na pewno bym odleciała. Czułam ciepło między nogami i dreszcze przechodzące przez moje ciało.

-P-pow-iiniśm-y już wych-oo-dzić. - wydusiłam z jękiem. Tak bardzo nie chciałam, żeby przestawał. Chłopak spojrzał mi w oczy i z powrotem naciągał koszulkę na swoje miejsce.

-Masz racje. Czas zmierzyć się z imprezą roku!

OdetchnijOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz