Epilog

77 8 3
                                    

Zawsze myślałem, że będę miał całkiem spokojne życie, nieodbiegające od normy przyjętej przez społeczeństwo. Wiecie... Szkoła, miłość, studia, praca, małżeństwo, dzieci, emerytura i takie tam. I możliwe, że wszystko by się tak skończyło, gdyby nie kilka głupich błędów, które popełniłem. Było miliony rozwiązań z tej całej sytuacji, a my widzieliśmy tylko jedno.

Dzięki temu, że mój ojciec był kiedyś prawnikiem i to cholernie dobrym, wszystkie wykroczenia, które mi udowodniono, uszły mi na sucho, zwłaszcza że nie było żadnych większych dowodów, świadczących o moich czynach. Niestety nie myślcie sobie, że nie zostałem ukarany. I wcale nie chodzi mi tu o jakieś szlabany i inne duperele.

Siedzę właśnie na pogrzebie Jacksona McKenzie'go. Na pogrzebie chłopaka, dla którego zrobiłbym wszystko i gdyby nie to jak zakończyła się nasza przygoda, wciąż robiłbym to co robiłem. To jest moja karą, utracenie bliskiej mi osoby, a wraz z nią cząstki mnie.

Mój biedny Jackson złamał kręgosłup przy upadku i nie przeżył drogi do szpitala. Ja niestety miałem to cholerne szczęście, które chciałbym mu oddać. Złamałem tylko nogę i doznałem wstrząsu mózgu.

To nie tak, że nie płaczę bo go nie kochałem i było to zwykłe zauroczenie. Uwierzcie mi, wciąż kocham i to najmocniej. Kiedy wrócę do domu i będę siedział sam w pokoju, nie przestanę wyć, nie wiem jak długo, może przez dzień, a może przez rok, albo i nawet do końca mojego życia. Teraz czuję okropną pustkę. Nawet już nie wiem dokładnie gdzie, ani w głowie, ani w sercu. Wiem tylko, że ona zwiastuję okropny ból, a być może już go odczuwam, tylko owa pustka go znieczula?

Rozglądam się po pomieszczeniu. Widzę rodzinę Jacksona, a jeszcze bardziej dobija mnie widok jego matki, która stoi z chusteczką nad zamkniętą już trumną i wydaje okropne dźwięki. To chyba ten moment, kiedy napływają mi łzy do oczu, ale mimo wszystko mój organizm stara się zatrzymać je na swoim miejscu.

Czuję się tak oszołomiony. Dosłownie. Nawet nie wiem czy dzieję się to naprawdę. Może to tylko sen? Nie. To na pewno nie sen. To niemożliwe, aby odczuwać taką okropną pustkę i ból jednocześnie śniąc. To wszystko jest prawdziwe. Jackson, miłość mojego życia, właśnie spoczywa w drewnianej trumnie, czekając na pochówek.

Nie jestem w stanie trzymać tego w sobie i wybucham szlochem. Siedząca obok mnie Scarlett obejmuję ramieniem moje ciało i tylko patrzy ze współczuciem. Nie chce ich współczucia. Nie chce od nich niczego. Chce tylko cofnąć czas i naprawić kilka błędów. Wraz z Jacksonem umarło wszystko o czym marzyłem.

Kiedy trumna została już całkowicie zakopana, a ceremonia dobiegła końca i wszyscy już odeszli, każdy w swoją stronę, siadam przy nim i patrzę w ziemię. Mam wrażenie, że zaraz przyjdzie i dotknie mnie w ramię, a następnie uciekniemy gdzieś daleko, gdzieś gdzie będziemy mogli być szczęśliwi.

- Pamiętasz liściki, które mi wysyłałeś? – uśmiechnąłem się przez łzy. – Te, które musiałem połączyć w całość, albo nasz pierwszy pocałunek? Nasz pierwszy raz? Te wszystkie chwilę przez, które śmialiśmy się, przez które płakaliśmy sobie na ramieniu? Nigdy nie zapomnę wspólnie spędzonego czasu w Nowym Jorku, ani w tym motelu na totalnym zadupiu, kiedy tańczyłeś w długich, białych skarpetkach i samych bokserkach. Wiem, że czekam na odpowiedź jak głupi i wiem, że od ciebie jej nie uzyskam, ale jest gdzieś miejsce, w którym się jeszcze zobaczymy? – pytam i czuję jak moje serce rozsypuję się na kawałeczki. – Kocham cię i wierzę, że tak jest – szeptam.

Wróciłem do domu. Czuje się taki bezradny. Nie wiem totalnie co zrobić. Przeżyłem dzisiaj już kilka ataków paniki, a po każdym jest jeszcze gorzej. Dochodzi do tego, że duszę się własnym szlochem. Strasznie boli mnie głowa, ale akurat nie jest to porównywalne do tego co odczuwam w środku. Mama nie opuszcza mnie ani na moment i lula moje ciało, jak małego niemowlaka do snu. A ja tylko płaczę.

Może faktycznie jest gdzieś tam miejsce, gdzie będę mógł być szczęśliwy z Jacksonem. Możliwe też, że wcale takiego miejsca nie ma i na tym zakończyła się nasza przygoda, za którą jestem niezmiernie wdzięczny. Jedno jest pewne: przede mną otworem stoi całe życie, i żeby dowiedzieć się czegokolwiek o mojej zmarłej miłości, muszę najpierw jakoś je przeżyć, ale nie o tym jest ta historia.  

✔️Złe RzeczyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz