Rozdział XVIII

69 6 3
                                    

   Noce po powrocie do Richmond z Nowego Jorku były dla mnie koszmarem. Nawiedzały mnie okropne sny, w których odwiedzał mnie ten biedny mężczyzna sprzed restauracji w Filadelfii. Był w pewnym stopniu bohaterem, narażał swoje życie dla dobra innych, w momencie gdy ja reprezentowałem tego złego. 

W dzień natomiast czułem się znakomicie, mijały tygodnie, ale wraz z Jacksonem byliśmy dosłownie nierozłączni. Przy nim nie miałem czasu myśleć o przeszłości, ani o przyszłości. Sprawiał, że liczyła się tylko ta sekunda, w której obecnie się znajdujemy. Nic poza tym. 

Poświęciłem dla niego wszystko co tylko mogłem. Od szkoły, poprzez pasję, aż po przyjaźń. Właśnie przyjaźń. Scarlett. Chyba straciłem ją. Nie wiem czy na zawsze, czy tylko na jakiś okres czasu. Wiem jedynie, że zawsze będzie dla mnie jak siostra. Bo to właśnie ona wstawiała się za mną, kiedy nikt nie chciał. 

Cieszył mnie fakt, że moja przyjaciółka (mimo wszystko, zawsze będę ją tak nazywał, nieważne co między nami zajdzie) nie pozostała sama. Cindy zastąpiła mnie i to chyba najlepiej jak tylko mogła. Często widziałem je jak chodzą razem po szkolnych korytarzach i szeroko uśmiechają. Blondynka chyba trochę zaraziła Scarlett modą, ponieważ przez ten rok szkolny jej garderoba wywróciła się o sto osiemdziesiąt stopni. 

Victor i jego Legion nie byli już postrachem liceum. W ścianach tego budynku już nikogo nie obchodzili. Co jednak nie zmieniało faktu, że Brookens to niebezpieczny dupek, któremu uszło wszystko na sucho. Gdybym tylko miał dowody to wybrałbym się na policję i wyśpiewał wszystko funkcjonariuszowi, ale z drugiej strony nie mógłbym spojrzeć komuś w oczy, kto zajmuję się prawem. Mimo wszystko, ja również dokonałem zbrodni. 

Shaudni nie zmieniła się w ogóle. No może oprócz wyglądu, wciąż ćpała przez co wyglądała coraz gorzej. Jednak dawała radę i wspomagała nas przy spłacaniu długu u Kyle'a. 

A Dandelion? To wciąż ten sam typ, którego spotkałem dzięki Jacksonowi. Wciąż o nim nic nie wiem, nawet jak się nazywa.

Kyle natomiast okazał się bardziej łaskawy, o ile tak to można nazwać. Otóż przymykał oko na opóźnione spłaty i znów przedłużył nam termin, ale to dzięki mnie i Jacksonowi. Był zdziwiony, gdy wręczyliśmy mu całe pieniądze, które zwędziliśmy z restauracji. Pogratulował nam i dlatego "wręczył" taką ulgę.

Mama układała sobie nowe życie w Nowym Jorku razem z Raphael'em, a tato wciąż pracował lub siedział w domu przed telewizorem. 

***

   Standardowo jęknąłem, gdy usłyszałem ten paskudny dźwięk budzika, jednak gdy tylko otworzyłem oczy uśmiechnąłem się, ponieważ obok mnie leżał Jackson. Bez zastanowienia pocałowałem go w usta, a wolną ręką wyłączyłem urządzenie. 

Mój ojciec nie miał pojęcia, że mam chłopaka, ani o tym, że u mnie ktoś nocuję. Szybko odgarnąłem z siebie kołdrę na co mój kochanek mruknął, ponieważ byłem całkowicie nagi. Zarumieniłem się lekko i podbiegłem do drzwi, wychylając tylko głowę. Cicho. Chyba już wyszedł do pracy. 

Zatrzasnąłem drzwi i wróciłem tam, skąd mnie przywiało. Zdarłem z łóżka wszystko co by mi mogło przeszkadzać w dostępie do niego, a następnie rzuciłem się na jego nagie ciało, całując go trochę niżej brzucha. 

Spędzaliśmy bardzo miło czas, ale musieliśmy się spieszyć, ponieważ nie chcieliśmy spóźnić się na zajęcia. Rozumiał to, więc mocno mnie przyciągnął do swoich ust i wyjąkał:

- Chce ciebie.

   Musnąłem jego usta, a on przycisnął swojego członka do moich pośladków. Byłem już strasznie obolały, bo ostatnio uprawialiśmy seks prawie cały czas, gdy byliśmy sami. Nie powstrzymywało mnie to jednak. Pragnąłem tego jak niczego innego. Mógłbym z nim to robić całymi dniami i nocami do końca tego jebanego, perfekcyjnego życia. 

✔️Złe RzeczyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz