Rozdział IV

183 22 2
                                    

   Minął tydzień odkąd dostałem ostatnią wiadomość z napisem ,,...taki zły...". Nie byłem w szkole od czasu, gdy podsłuchałem rozmowę rodziców. Oni naprawdę się rozwodzą... a to wszystko było moją winą. Stwarzałem tylko problemy, przecież gdyby mnie nie było, mieliby długie, wspaniałe życie, zajęli by się sobą i swoją karierą i nie musieliby zwracać uwagi na jakiegoś głupiego, nienadającego się do niczego nastolatka.

   Poniedziałek... Tego dnia już postanowiłem wybrać się do szkoły. Zrobiłem wszystko, co robię zazwyczaj, zanim pójdę do szkoły. Mycie zębów, prysznic i takie tam. Wszystko zajmowało mi dwa razy więcej czasu, ponieważ nie miałem siły nawet ruszyć ręką, nie przesadzam. Od tygodnia ledwo co zmrużyłem oczy, a czekał mnie kolejny, ciężki dzień.

   Schodząc na dół, odblokowałem telefon i na ekranie ujrzałem czterdzieści dziewięć wiadomości od Scarlett, większość wyglądała tak:

Scarlett: Gdzie ty jesteś? Przyjdź w końcu do szkoły, debilu.

Zignorowałem sms'y i schowałem swój smartphone z powrotem do kieszeni. Ubrałem kurtkę, dni były coraz chłodniejsze, zbliżała się zima, co mnie niezmiernie smuciło, ponieważ z powodu małej ilości słońca i ciepła, zimą jest mi gorzej funkcjonować. Wyszedłem, a zimne powietrze niemalże wybuchło mi w twarz, spodziewałem się, że będzie nieco cieplej. 

   W szkole nie spotkałem mojej przyjaciółki, aż do długiej przerwy, gdy usiadłem na stołówce w miejscu gdzie przeważnie spożywamy lunch.

- No proszę - westchnęła. - Kto tu się pojawił? Jest jakiś powód? - zaśmiała się.

- Nie denerwuj mnie - burknąłem cicho.

- Ja cie denerwuję? - oburzyła się. - To ty się nie odzywasz od ponad tygodnia, martwiłam się, a ty zachowujesz się jak dupek! - warknęła i spojrzała na mnie wrogo. Dobra. Tutaj miała rację, ale po prostu potrzebowałem pobyć ze sobą sam na sam, co i tak nie do końca mi wychodziło. Przez cały czas byłem nękany przez nocne kłótnie moich rodziców, które słyszałem, pewnie myśleli, że śpię. To nie wszystko, pierwsze dni, gdy podsłuchałem, że się rozwodzą nie były takie złe. Wmawiałem sobie, że mi się wydaję, ale gdy przyszli do mojej sypialni i z ich ust równocześnie wypłynęły słowa ,,musimy porozmawiać", wiedziałem co chcą mi powiedzieć.

- Moi rodzice się rozwodzą - zaśmiałem się sarkastycznie. Scarlett pewnie nie spodziewała się takiej reakcji z mojej strony, ale po prostu nie potrafię tego wytłumaczyć, to było tak przykre, że aż żałośnie śmieszne. Wyraz twarzy mojej przyjaciółki od razu zmienił się na smutny.

- Tak mi przykro - powiedziała i położyła swoją dłoń na mojej. Na ramieniu poczułem czyjąś rękę. W tym momencie dokuczyło mi dziwne uczucie, tak jakby przekonanie, że te palce należą do Jackson'a. Spojrzałem w oczy Scarlett, która wyglądała na rozkojarzoną. Odwróciłem się i miałem rację. To był on.

- Cześć wam - przywitał się, jednak my milczeliśmy. Scarlett patrzyła na niego jak na najbardziej obrzydliwego karalucha, a ja miałem wrażenie, że zaraz się popłacze. - Cindy chciała z tobą porozmawiać - pokazał palcem na moją przyjaciółkę, która w tym momencie parsknęła śmiechem.

- Nie będę rozmawiała z tą idiotką - syknęła. - Przekaż jej, że jak coś chce to sama może podejść i zapytać, jednak nie gwarantuję pomocy - Jackson zabrał swoją cudowną dłoń z mojego ramienia i podszedł do Scarlett.

- To ważne - nalegał, a następnie pociągnął ją za ramię i razem odeszli w głąb stołówki. Ja natomiast schyliłem się, aby zasunąć plecak, podniosłem go i wyszedłem z sali.

✔️Złe RzeczyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz