Rozdział VI

174 20 1
                                    

Ze snu wybudził mnie dzwonek mojego telefonu. Niemożliwe, żebym nastawiał budzik, w końcu była sobota. Otworzyłem oczy i na ekranie urządzenia zobaczyłem napis ,,Scarlett dzwoni". Podniosłem słuchawkę i powiedziałem:

- Czego chcesz? Twoi nowi przyjaciele cię wystawili i nie masz co robić?

- Dlaczego jesteś taki wredny? - zapytała?

- Ty ty mnie zdradziłaś! - warknąłem.

- Słuchaj, wiem, że taki nie jesteś, proszę przyjdź zaraz do piekarni koło dachówki - w jej głosie usłyszałem przejęcie.

- Dobrze - odpowiedziałem i rozłączyłem się.

Zegarek wskazywał szóstą rano. Trochę się zdenerwowałem, że obudziła mnie tak wcześnie, ale skoro już obiecywałem to postanowiłem pójść spotkać się z nią, a zwłaszcza, że była czymś przejęta. Przeczesałem włosy ręką i ubrałem byle co, jakoś za bardzo bym się nie przejmował moim wyglądem w sobotę rano, gdy większość miasta śpi o tak wczesnej porze w weekend.

Bez dłuższego zastanawiania się wyszedłem z domu i ruszyłem w stronę piekarni, nie potrafiłem rozważnie przemyśleć ile czasu zajmie mi tam podróż. Musiałem przejść moje osiedle, a następnie przejść przez most, który prowadził do samego centrum miasta.

Gdy przechodziłem przez most, gdzie przez wiatr było chłodniej, zacząłem żałować, że nie ubrałem jakiejś cienkiej kurtki, nadchodziła zima, a wraz z nią zimne dni. Gdy już znalazłem się na śródmieściu, moje włosy były rozwiane w każdą stronę, próbowałem je jakość ułożyć, ale nic z tego.

Czując piękny zapach pieczonego chleba, wiedziałem, że jestem blisko piekarni, obok Dachówki, jednak gdy byłem na miejscu, nie zauważyłem Scarlett, więc postanowiłem wejść do środka. Nigdy tam nie zaglądałem, więc wnętrze zrobiło na mnie wrażenie. Okazało się, że jest to coś na gust kawiarni, jednak można było w niej kupić chleb oraz inne wypieki i zjeść je na miejscu. Cała sala była utrzymana mocno w stylu lat pięćdziesiątych, czerwone kanapy, czarno-białe kafelki oraz neonowe ozdoby na ścianach. Kiedy rozglądałem się po pomieszczeniu to zauważyłem Scarlett, uśmiechnąłem się do niej, ale gdy zobaczyłem kto jej towarzyszy, automatycznie odwróciłem się i wyszedłem z budynku.

Szedłem w stronę mostu, gdy nagle czyjaś ręka szarpnęła mnie, zmuszając abym się odwrócił. Natknąłem się na parę błękitnych oczu, zauważyłem w nich lekkie przerażenie.

- Proszę... - szepnęła - przynajmniej ich wysłuchaj, a potem zrobisz z tym co zechcesz - ścisnęła moją rękę. Nic nie powiedziałem i zgodziłem się, ale byłem przerażony, nie wiedziałem co z tego wyniknie.

Po trzech długich i okropnych latach, siedziałem przy jednym stoliku z Jackson'em. Między naszą trójką panowała niezręczna cisza, której nie mogłem wytrzymać, więc jak najszybciej postarałem się, aby ją zakończyć:

- No więc? Co takiego chcieliście mi powiedzieć? - zapytałem, w moim głosie można było rozpoznać lekkie zdenerwowanie.

- Głównie to chodzi o Cindy - powiedziała Scarlett. - Prosiła mnie i Jackson'a o pomoc.

- Mnie nie prosiła, więc to nie mój problem - odpowiedziałem chamsko.

-Tak de facto, to chciała ciebie prosić o pomoc, ale nazwałeś ją szmatą - tym razem odezwał się Jackson, co wyprowadziło mnie trochę z równowagi. - Słuchaj... - postanowił przejść do rzeczy - Cindy powiedziała nam, że wcale nie chce być z Victor'em, on ją zmusza do różnych rzeczy, a gdy się nie zgadza... biję ją - popatrzyłem na moją przyjaciółkę z niedowierzaniem, a ona tylko przytaknęła.

✔️Złe RzeczyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz