Rozdział 4: Co możesz o tym wiedzieć?

32 4 0
                                    


"Nostalgia jest cierpieniem,
spowodowanym przez,
niespełnione pragnienie powrotu"
~ Milan Kundera

Zostało 15 ostatnich minut tego szkolnego dnia, już nic nie może pójść nie tak. Naprawdę, za bardzo emocjonujący dzień jak dla mnie. Serio. Cudowna lekcja matematyki dłuży się już niemiłosiernie.

Ta sala totalnie zagina czasoprzestrzeń. Patrzysz co pół godziny na zegar a mija 10 minut.

Legalne zamulanie w ostatniej ławce, Alina próbuję uważać. Nie ogarnia matmy, mimo, że to tylko lekcja organizacyjna. Wzięłam jej piórnik i zaczęłam układać wieżę z długopisów.

- Ty serio masz to IQ zbliżone do szczypiorku. - westchnęła.

- Nie mów, że nie ostrzegałam. - uśmiechnęłam się.

- I co z tym chłopakiem? - spytała.

- Którym?

- TYM! - wykrzyknęła.

Cała klasa spojrzała w naszym kierunku. Walczyłam sama ze sobą, by się nie roześmiać. Alina natychmiastowo poczerwieniała.

- Przeprasza panny, czy ja wam nie przeszkadzam? - spytała pani Skowrońska.

Ta kobieta wygląda, jakby wyrwała się żywo, z lat Disco. Rudawe afro, ma tak bujne, że gdyby dorzucić jeszcze spodnie z szerokimi nogawkami i koszule, mogłaby być uznana za podróżnika z przeszłości.

- Przepraszamy panią. To się więcej nie powtórzy. - powiedziałam udając absolutne opanowanie.

- Mam nadzieję. - mruknęła kobieta.

Moja wewnętrzna walka, wciąż trwa. Naprawdę, z całych sił, próbuje się nie roześmiać. Poczułam uszczypnięcie w biodro.

Niesłyszalnie pisnęłam.

- To jak z nim? - spytała.

- Nijak. Co ma być? - wzruszyłam ramionami.

- Rozmawiałaś z nim przecież. Wiesz jak chociaż ma na imię? - spojrzała na zegar. - Nosz jak to możliwe, że zostało jeszcze 10 minut?

- Tomasz. Ta sala zagina czasoprzestrzeń. Jak każda od matmy zresztą.

- Czemu Tomasz? - uniosła brew.

- Bo ma tak na imię? - przekrzywiłam lekko głowę. O co chodzi? Czy ja nie rozumiem języka Polskiego?

- Ahhhh... Zapomniałam... - uśmiechnęła się.

- Really? - uderzyłam się prosto w czoło.

- Twój typ. Absolutnie! Kuc z długimi włosami. - uśmiech nie schodził z jej twarzy.

- Nie no, jeszcze nie kuc. - odwrócił się Antek. - Kuc zaczyna się wtedy, gdy włosy nie widziały przez miesiąc szamponu i wody.

- Nie ufaj stereotypom. Każdy może sobie być kucem, kiedy tylko chcę! - powiedział Adam.

- Nie bądźmy rasistami. Precz dyskryminacji. - zaśmiałam się.

Właściwie nie wiem ile trwała ta dyskusja. Nie wiem nawet, dlaczego właściwie się rozpoczęła.

Ale myślę, że jednak może nie być tak źle. Lina miała rację, mówiąc, że ta klasa nie może być taka zła. Nie licząc Darii, ona jest zła.

W końcu nadszedł on! Nasz jedyny Pan. Najbardziej wyczekiwany dzwonek, głoszący koniec dnia.

- Kochanie moje najważniejsze, ja tuptam mama czeka. - przytuliła mnie Alina.

- Odprowadzę Cię. - uśmiechnęłam się.

- Jest przed szkołą. Jutro rano Cię nawiedzę, przyjadę wcześniej. - roześmiała się.

- No... W porządku, to do jutra? - uśmiechnęłam się.

Skinęła głową i jak strzała, wyleciała z klasy.

Chwilę po niej, wyszłam też ja. Wyciągnęłam telefon, największego sprawcę, dzisiejszego zamieszania. Zaczęłam rozplątywać słuchawki, sprawcę numer dwa. 

Było już tak blisko, by wrócić do swojego świata. Ale to byłoby zbyt proste.

- Hej blondi! - usłyszałam.

Zatrzymałam się w pół kroku po czym odwróciłam.

- Słucham? - odparłam grzecznie.

- Z wyglądu przypominasz mi moją czwartą dziewczynę. - powiedział.

Czemu mam wrażenie, że to próba podrywu?

Serio, typek wygląda jak typowy Seba. Jeżeli ktokolwiek widział Sebków z autobusów lub z osiedla, takich typowych, w dresach wyjściowych jak przystało na pierwszy dzień szkoły, po prostu widzi tego człowieka. Był oczywiście wraz ze swoim gangiem innych Ortalionowych Rycerzy.

- Zgaduję, że miałeś ich trzy? - wywróciłam oczyma. O nie, nie ze mną takie numery.

- Nie dość, że śliczna, to jeszcze mądra. - uśmiechnął się.

No cóż, przynajmniej ma wszystkie zęby. Jakiś plus. Mogłam chyba trafić gorzej.

- Meh. - westchnęłam.

- Masz dzisiaj czas?

- Niestety nie, zostawiłam żelazko na gazie. Powinnam się pospieszyć, sam rozumiesz. - odwrót taktyczny, nie zadziała, ale warto spróbować.

- Poczekaj, może chociaż dasz mi swój numer. - wciąż się uśmiechał, podchodząc do mnie coraz bliżej.

O nie, nie, nie, nie. Proszę nie. God, please no.

- Wiesz, nie mam telefonu, zepsuł mi się. Naprawdę muszę już iść, przepraszam.

- Masz go w tylnej kieszeni... - mruknął. 

- Nie działa, zepsuł się... Albo rozładował. - westchnęłam.

Coraz mniej mi się to podoba. Mam przeczucie, że zabawa w kotka i myszkę się kończy. Ja natomiast, nie mam już absolutnie żadnego pomysłu, jak tego typka spławić.

Mam problem, bardzo duży problem i nie mam jak go rozwiązać.

Niby nie powinno się uciekać przed problemami, jeżeli nie są nimi lwy, ale mimo wszystko ja jednak spróbuję.


________________________________________________


Jak (nie) flirtować z kraszemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz