Rozdział 32

316 23 8
                                    

    Rozłączyłam się i biorąc po drodze torebkę zbiegłam na dół. Jakie szczęście, że mój samochód jest tutaj. Wzięłam kluczyki z szafki i chciałam iść do przedpokoju, gdy Justin mnie zatrzymał. 

- Gdzie ty idziesz?- zapytał trzymając mnie za rękę. 

- Muszę jechać.

- Jeżeli chodzi o to wcześniej... nie powinno tak wyjść. Prze..

- Ja rozumiem. Spokojnie.- pocałowałam go w policzek. - Muszę jechać.

- Ale gdzie?

- Wytłumaczę ci potem. Buziaki!- krzyknęłam wychodząc z domu. Wsiadłam do samochodu i wyjechałam bez problemu z podwórka. Jak ja dawno nie jeździłam samochodem... zawsze to Justin prowadził.

     Po około 30 min byłam pod moim starym domem. Zgasiłam samochód, wzięłam głęboki oddech i wyszłam z pojazdu. Podeszłam do drzwi i nie musiałam ich otwierać, bo ktoś zrobił to przede mną, a mianowicie Karol.

- Jezu Selena, jak dobrze, że jesteś! Gdzie ty byłaś?! Dlaczego nie dawałaś znaku życia?!- przytulił się do mnie, jednak ja go odepchnęłam.- Co się stało?

- Karol nie rób głupiego z siebie. - do drzwi podszedł Paul.- Przecież wiadomo gdzie była.- spojrzał na mnie z pogardą.

- Wszyscy są?- zapytałam nie zwracając uwagi na jego wcześniejsze słowa.

- Ta. - prychnął i wszedł do środka. Karol spojrzał się na niego i na mnie dziwnie.

- Nie przejmuj się nim. - powiedział czule.

- Spierdalaj. - warknęłam i weszłam do środka.

       Od razu udałam się do salonu, gdzie byli wszyscy. Siedzieli na kanapie i fotelach. Serce mi biło niemiłosiernie szybko. Nie tylko ze stresu, ze złości.

- Chyba powinniśmy porozmawiać i wytłumaczyć coś sobie.- warknęłam i usiadłam na wolnym fotelu z założonymi na piersi rękoma.

- O co chodzi?- zapytał Karol.

- Karol do cholery! Doskonale każdy z was wie o co chodzi.- rozejrzałam się po salonie. Chłopaki patrzyli na mnie z różnymi minami. Jedni nie chcieli mi spojrzeć w oczy,  drudzy nie wiedzieli co powiedzieć, a kolejni jeszcze chyba naprawdę nie wiedzieli o co chodzi. - Wszystko wiem. Znaczy nie wszystko, więc proszę, macie mi wszystko wytłumaczyć.

- Selena...-  westchnął Jacob. Spojrzałam na niego. Nie spodziewałam się, że mogliby mnie tak okłamać. Jakob? Karol? Po nich bym się tego nie spodziewała.

- Dlaczego tyle czasu mnie okłamywaliście? Ukrywaliście przede mną moją rodzinę. Wiecie jak ja się teraz czuję?

- My nie mogliśmy nic zrobić. - westchnął Karol.

- Jak to nie mogliście nic zrobić? - próbowałam być spokojna, jednak było to trudne.

- To Mark wszystko zaplanował od początku do końca, groził nam. Nie mogliśmy ci nic powiedzieć.

- Mark już nie żyje, a wy dalej mnie okłamywaliście.- warknęłam.

- Co mieliśmy ci powiedzieć? Słuchaj, nie masz na imię Alex tylko Selena. Twoja rodzina i twoi znajomi myślą, że nie żyjesz. W sumie to dwa lata temu był twój pogrzeb ? -Jacob wstał ze swojego miejsca i zaczął kierować się  w moją stronę. - Selena, przepraszamy, ale nie mogliśmy, rozumiesz?

- Nie. - warknęłam. - Okłamywaliście mnie przez tyle czasu. Zniszczyliście mi życie.

- Selena to nie tak. Byliśmy zastraszani. Tyle razy chcieliśmy ci wyznać prawdę, nie mogliśmy.

- Mam tego dość. Chce znać wszystko od początku do końca, jak było.

         Chłopaki zaczęli mi wszystko opowiadać. Od początku do końca. Każdy ze swojej perspektywy, bo każdy wiedział coraz więcej. Nawet nie spodziewałam się, że to było aż tak szczegółowo zaplanowane. Wszystko udało się Mark'owi. Dopóki Justin mnie nie odnalazł, a szef zmarł. Najwidoczniej jego śmierć była mi pisana. Tak naprawdę to ona przyczyniła się do tego wszystkiego.

- I to koniec. Naprawdę nie mieliśmy dużego wpływu na to wszystko. Wiemy, że jesteś zła. - zła to mało powiedziane.-I możesz nas za to nienawidzić, ale jesteśmy rodziną.

- Rodzina nie robi sobie takich rzeczy. - przerwałam Paul'owi.

- Zapomnij o tym. Przepraszamy. - powiedział Karol, a potem cała drużyna powtórzyła za nim.

- Dobra, może o tym zapomnę kiedyś, jak na razie wam nie wybaczam, ale jesteśmy gangiem. Jestem tutaj szefem, a gang upaść nie może.

- A więc przechodzimy do spraw z życia pracy. - zaśmiał  się Jacob.

- Tak dokładnie, a więc mamy jakieś plany, jakieś akcje ?- rozejrzałam się po salonie.

- Mamy rozładunek towaru w Hiszpanii.

- Kiedy ?

- W następnym tygodniu. Karol, Paul i Jacob jadą. - odezwał się ten "niezdara", zapomniałam nawet jak ma na imię. 

- Mam coś załatwić?

- Już wszystko załatwione. 

- Dostałem cynk, że gang z Europy przenosi się w nasze rejony. Mogą być z nim problemy. - zaalarmował Jacob.

- Jaki to gang ? - zapytałam, jednak byłam pewna, że nie będziemy w niebezpieczeństwie. Nie będą mogli nam nic zrobić, nie dadzą nam rady.

- Nie pamiętam nazwy, ale jeden z najlepszych w Europie.

- To jeżeli byli jednymi z najlepszych, to po co w ogóle się przenoszą ? Tam źle mają? 

- Dlatego mogą być problemy. Nie wiadomo jakie mają plany i przyczyny.- stwierdził Paul. Spojrzałam się na niego i widziałam w jego oczach zamieszanie. Nie wiedziałam, o co chodzi.

- Czy coś się stało pod moją nieobecność ? - zapytałam i obserwowałam reakcję innych.

- Niee, co się miało stać ?

- To ja się pytam, widzę po waszych minach. A więc? - byłam bardzo spostrzegawcza, nigdy nie mogli nic przede mną ukryć. Chłopaki zaczęli się rozglądać po sobie i sprawdzając swoją reakcje. - Dowiem się w końcu?

- Ehh, to ja powiem.- zaczął Karol.- Straciliśmy towar za 2 miliony.

- Co kurwa ?! - ok, to nie był majątek jak na nas, ale to i tak coś. - Jak to się stało?


- Ktoś okradł nasz magazyn, ten nowy.  

- Dlaczego ja się dopiero teraz o tym dowiaduję ? Do cholery to JA jestem tu szefem. Powinnam się o tym pierwsza dowiedzieć!! - byłam zdenerwowana, bardzo zdenerwowana.

- Nie mieliśmy z tobą kontaktu.

- Dobra, nie ważne. Musimy ustalić parę kwestii. - zabrałam się za robotę. 

     Wiedziałam, że teraz nie będzie łatwo. Z różnych przyczyn. Musieliśmy ustalić parę kwestii dotyczących gangu. Przygotowaliśmy jedną akcję, która jak na razie była jeszcze pod znakiem zapytania. Musiałam to dokładnie przemyśleć. 

- Dobra, jakby się coś działo macie dzwonić i mnie o wszystkim powiadamiać. Ja przyjeżdżam za 2 dni z decyzją i dopracowanym planem.

- Ale gdzie ty jedziesz? - zapytał Paul.

- Do domu ? A gdzie mam jechać? 

- Tu jest twój dom. 

- O nie, mój dom jest przy rodzinie i ukochanym. - chciałam im to wbić do głowy.

- Ale oni są naszymi wrogami.

- Praca to praca. Rodzina to rodzina. Nie łączcie tego. - zabrałam swoją torebkę i już chciałam wychodzić, jednak Karol złapał mnie za rękę.

- Oni mogą ci coś zrobić.

- Oni mnie kochają.- wyrwałam się z jego ucisku i wyszłam z domu trzaskając drzwiami i udając się do samochodu. To teraz jedziemy do drugich. 

The Kings & The BloodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz