54. Już koniec, słyszysz?

3.8K 485 142
                                    


LOUIS

Spojrzałem na łysego mężczyznę. Chyba gdzieś go już widziałem... Tak, to ten cały Alex. Czego on tu chce? Usłyszałem jak kraty się otwierają i kilka osób wchodzi do środka. Grand coś do mnie powiedział, ale nie mogłem skupić się na jego słowach. Czułem, jak moja głowa kołysze się na boki i lada moment opadnie w dół, a mnie pochłonie sen. Dodatkowo burczenie w brzuchu tylko mnie irytowało.

-  Wstawaj! - to jedyne, co zrozumiałem, ponieważ po tym poleceniu oberwałem w głowę.

Można powiedzieć, że to nieco mnie otrząsnęło. Podniosłem się z łóżka i ruszyłem za nimi. Robiłem to automatycznie, nie mogłem zebrać swoich myśli.  Ta krótka podróż zabrała resztki mojej energii. Gdy zatrzymaliśmy się przy drzwiach, oparłem się o ścianę. Niestety nie na długo było mi dane cieszyć się chwilą spokoju, ponieważ już po kilku sekundach popchnęli mnie naprzód.

Weszliśmy do jakiegoś pomieszczenia. Obejrzałem się za siebie, ale nie dostrzegłem już Granda. Wiedziałem, że kiedyś tu byłem. No tak... walki. Uniosłem głowę wyżej i zauważyłem bogatych facetów w garniturach. Kilku miało w rękach banknoty. Uśmiechali się i żywo o czymś rozmawiali.

- Powiedziałem, abyś się rozebrał! - Usłyszałem kolejne polecenie tuż nad moim uchem.

- Dlaczego? - zapytałem. - Mogę odpocząć? Pozwólcie mi zasnąć.

- Możesz zasnąć na wieki, ale dostarcz nam odrobinę rozrywki - odpowiedział, śmiejąc się głośno.

Spojrzałem naprzeciw i dostrzegłem już szarego wilka. Nie był tak duży jak Harry. Po zapachu mogłem założyć, że mój przeciwnik był Omegą. Krzyk mężczyzny przypomniał mi o tym, co miałem zrobić. Nie chciałem kolejny raz oberwać, więc posłusznie ściągnąłem spodnie oraz bluzkę. Na koniec zostawiłem bokserki. Harry nie byłby zadowolony. Przemieniłem się w wilka, o mało co nie potykając o własne łapy. Oni chcieli mnie zabić. Ta walka była nieuczciwa.

- Na znak możecie zaczynać - odezwał się mężczyzna, odchodząc do tyłu.

Cofnąłem się i podszedłem do ściany. Położyłem się tam, zwijając w małą kuleczkę. Wywołało to falę śmiechu. Zamknąłem  oczy i próbowałem zasnąć. Prawie trzy dni bez snu dało się we znaki. Silny ból w łapie zmusił mnie do tego, abym jednak otworzył oczy. Spojrzałem na szarego wilka, który zatopił zęby w mojej kończynie. Pisnąłem cicho i próbowałem odtrącić go łapą, ale mocno zacisnął swoje szczęki.

- Tomlinson! - krzyknął ktoś z tłumu, lecz po głosie rozpoznałem, że to Grand.

Nawet tam nie spojrzałem. Pozwoliłem swojemu łebkowi opaść na ziemię. Może ta Omega się znudzi? Może odpuści, jeśli zobaczy, że jestem słaby? Bo przecież nikt nie powinien krzywdzić takiej małej kuleczki jaką jestem, prawda?

Po kilku sekundach moja łapa była wolna, za to ból przeniósł się w okolice karku, gdzie nastąpiło kolejne ugryzienie. To bolało o wiele bardzie. Zerwałem się z ziemi i wgryzłem się w grzbiet Omegi. Tym razem to z jego gardła wyszedł pisk.  Trwaliśmy tak przez kilka minut. Mężczyźni na górze zaczęli krzyczeć na nas, chcieli rozrywki, akcji. My tylko staliśmy z zębami utkwionymi w ciele przeciwnika.

Mężczyzna, który kazał mi zmienić formę, podszedł do nas, próbując sprowokować do ataku. Oberwaliśmy po karkach, ale zareagowałem dopiero wtedy, gdy zaczął ciągnąć mnie za ogon. Może zabrzmi to dziwnie, ale to bolało bardziej, niż uderzenia. Puściłem Omegę  i próbowałem zębami dosięgnąć faceta, ale tylko dostałem po nosie.

Jeśli wygram pozwolą mi odpocząć. Nie chciałem tego dłużej przedłużać. Nie zamierzałem też umierać. Miałem dla kogo żyć. Zacząłem atakować na ślepo. Nie myślałem o tym, co robię, po prostu działałem instynktownie. Czułem na języku smak krwi. Piski i głośne warczenie towarzyszyły przy każdym ataku.

Po kilku minutach zapadła cisza. Omega, której szyję trzymałem w zębach już nie piszczała. Czułem, jak ciężko oddycham. Łapy mi drżały, a zdrętwiała łapa oraz czarne mroczki przed oczami nie wróżyły nic dobrego. Zauważyłem mężczyznę, który zbliżał się do mnie powoli.

- Zostaw go - powiedział, ściskając srebrny pręt. - Już koniec.

Warknąłem głośno, przez co cofnął się o dwa kroki. Słyszałem wrzawę i oklaski, które nasilały się z każdą sekundą. Czy to  naprawdę był koniec? Ostrożnie położyłem łeb Omegi na ziemię. Spojrzałem w jej oczy, które straciły swój dawny blask. Wilk nie ruszał się. Jego klatka piersiowa się nie unosiła. Przecież przed chwilą jeszcze się szarpał... Trąciłem jego bok pyskiem, ale nie reagował.

- Wstawaj - powiedziałem. - Już koniec, słyszysz?

Dotknąłem go łapą, ale nie odpowiedział na tę zaczepkę. Nie słyszałem bicia jego serca. Cofnąłem się o krok. Ja go nie zabiłem... Ja tylko chciałem, aby mnie nie gryzł... Ja...

- Przemień się. Wykonałeś świetną robotę  - usłyszałem. - Słyszysz co do ciebie mówię?

Przeniosłem swój wzrok na uśmiechającego się faceta. Gdy podszedł bliżej, skoczyłem na niego. Zębami złapałem za rękę, gdzie trzymał swoją jedyną broń. Kolejny atak. Usłyszałem znajome chrupnięcie. Już kiedyś coś takiego zrobiłem. To wcale nie takie trudne. Jedno spojrzenie w jego oczy i po chwili już się nie szarpał. Słyszałem jego ostatni oddech, a wrzawa i rozmowy  na górze ucichły.

To już koniec. Łapy się pode mną ugięły, a powieki zamknęły. Już koniec.


><><><><><><><

Witajcie wilczki!

Jak mija wam weekend? ^.^

Co myślicie o Alexie, Lou?

Jak się wyrobię, to może wstawię kolejny rozdział, ale nie obiecuję ;)

Dziękuję za gwiazdki i komentarze! ♥

><><><><><><><

Hell or Heaven ~ Larry A/B/O ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz