13. Żeby nie było, że ich nie ostrzegałem

7.7K 709 466
                                    


HARRY


Chodziłem po celi w kółko. Dlaczego zabrali moje kochane słoneczko? Co z nich za potwory. Przecież Lou nie będzie miał żadnych szans z bandą Alf. Zrobią mu krzywdę. Szatyn ma gorączkę i w dodatku pięknie pachnie, to z pewnością zachęci ich do wykorzystania mojej małej kuleczki.

Przez kilka minut wołałem i krzyczałem prosząc o pomoc. Nikt się nie zainteresował. Spotkałem tych samych strażników, którzy zabrali Louisa. Uśmiechali się szeroko i powiedzieli, że moja dziwka pięknie obsługuje innych więźniów. To mnie bardzo rozzłościło. Ja byłem Alfą Louisa! To ja powinienem zadbać o jego bezpieczeństwo! Jak mogłem dopuścić do takiej sytuacji?! Maluszek zapewne się boi i umiera ze strachu.

Próbowałem nawet sforsować kratę. Przemieniłem się w wilka i napierałem na srebrne kraty, ale oprócz poparzeń, nic tym nie wskórałem. Całe ciało mnie piekło, ale to było nic w porównaniu z tym, co przeżywa moja Omega.

Światełkiem w tunelu okazał się Charlie. Przyszedł odwiedzić Louisa, ale bardzo zdziwił się na jego brak. Przemieniłem się w ludzką formę, nie przejmując  brakiem ubrań.

- Zabrali go? - zapytał.

- Te podłe szuje wrzuciły go do stołówki pełnej napalonych Alf! Musimy mu pomóc. - spojrzałem na niego błagalnie. - Otwórz tę celę.

Spojrzał na mnie, przez chwilę się wahając. W końcu otworzył drzwi i odsunął się na bok. Wciąż chyba bał się po ostatnim razie, kiedy usiłowałem go zabić.

- Nic ci nie zrobię. - obiecałem. - Prowadź na stołówkę.

Przemieniłem się ponownie w dużego wilka i dreptałem przy mężczyźnie. Biegliśmy razem w stronę stołówki. Tylko od czasu do czasu zatrzymywały nas kolejne drzwi. Gdy dotarliśmy na miejsce, wbiegłem jako pierwszy do pomieszczenia. Słychać było piski i głośne warczenie. Zauważyłem moją Omegę na stole.

Stał i rozglądał się wokół, ciągle warcząc. Pazury miał wysunięte i gdy któryś z Alf próbował do niego podejść, obrywał a to pazurkiem, a to kłem. Kilku mężczyzn się zraziło i odsunęli się oni na bok. Jeden biały wilkołak był bardzo zawzięty. Skoczył na moją Omegę i ugryzł go w kark, trzymając łapami. Louis próbował go dosięgnąć zębami, ale nie mógł go ugryźć.

Jakiś brudny kundel próbował skrzywdzić moje maleństwo! Ruszyłem szybko w ich stronę, przedzierając się przez tłum wilkołaków. Ugryzłem białą Alfę w udo, szarpiąc za nie. Puścił Louisa i spojrzał na mnie zaskoczony. Omega podczołgała się pode mnie. Znajdował się między moimi nogami, zwinięty w kulkę. Był naprawdę mały!

- Łapy precz od mojej Omegi! - warknąłem. - On jest mój!

- Możemy się podzielić, Hazz. - odparł, próbując się podlizać. - Jest bardzo ładny i w dodatku chętny...

- Zamknij pysk! - wystawiłem pazury, ledwo powstrzymując się przed rzuceniem  na niego.

- Był bardzo mokry. - kontynuował. - Tak pięknie zaciskał się...

Bez ostrzeżenia skoczyłem na niego. Złapałem zębami za jego gardło, warcząc głośno. Kątem oka cały czas obserwowałem Louisa. Nie mogłem pozwolić, aby którakolwiek z Alf się do niego  zbliżyła.

Między nami wywiązała się walka. Pragnąłem zabić tego śmiecia, który odważył się tknąć moją Omegę. Jak śmiał w ogóle pomyśleć by go posiąść? Louis był zajęty przeze mnie. To mój zapach był na nim. To tylko i wyłącznie ja byłem jego Alfą. Do potyczki przyłączyły trzy inne Alfy. Teraz miałem poważny problem.

Louis zniknął mi z oczu i próbowałem odszukać go wzrokiem, ale przy tym zamieszaniu nie byłem w stanie. Ktoś ugryzł mnie w łapę, rozrywając skórę. Inna Alfa wgryzła się w moją nogę i mocno szarpała. Straciłem równowagę i padłem na podłogę. Wtedy kilka szczęk zaczęło wgryzać się w moje boki, ale niedługo potem zostało ich tylko dwóch. Pozostałymi zajął się Louis.

Do środka wpadło kilkunastu strażników. Odegnali Alfy w kąt i nikt więcej nie sprawiał problemu. Dźwignąłem się na łapy i odszedłem do mojej Omegi. Polizałem go po nosie, a następnie po karku. Charlie podszedł do nas i powiedział, abyśmy za nim poszli. Chciał odprowadzić nas do celi. Nie miałem siły ani ochoty robić problemów. W końcu ten facet nie był taki zły. Normalnie to bym się na niego rzucił i go zjadł, ale to był tylko Charlie. Szedł z przodu i otwierał przed nami kolejne drzwi. Louis kroczył obok mnie. Ciągle sprawdzał czy wszystko ze mną w porządku. Nic się nie odzywaliśmy. Na miejscu, gdy dotarliśmy do celi, wskoczyłem na łóżko. Lou zrobił to samo. Przemieniłem się w ludzką formę i sięgnąłem dłonią do jego miękkiego futerka.

- Okropnie wyglądasz. - zauważył Charlie. - Wezwę tu kogoś, aby oczyścił rany, to szybciej się zregenerujesz.

- Dziękuję. - powiedziałem. - Gdybyś mi nie zaufał, skrzywdzili by mojego Louisa.

- To raczej ja dziękuję, że mnie nie pożarłeś. - odparł. - Za chwilę wracam.

Wyszedł, zostawiając otwartą celę. Drzwi były uchylone, ale nie zamknięte. Myślałem, że Charlie już wrócił, ale byli to ci sami strażnicy, którzy byli przyczyną tego całego zamieszania.

- Już twoja suczka jest z powrotem? - zaśmiał się jeden z nich. - Psia rodzinka w komplecie.

- Czekałem na to od dawna. - uśmiechnąłem się, zmieniając się w wilka.

- Uciekajcie! - zawołał w myślach Louis. - On was pożre!

Spojrzałem na niego zdziwiony. Ten tylko odwrócił się na plecy z podkulonymi łapkami i wyglądał jak szczeniaczek. Jedno uszko mu oklapło.

- No co? - powiedział. - Żeby nie było, że ich nie ostrzegałem.

Pokręciłem tylko rozbawiony głową. Zeskoczyłem z łóżka i podszedłem w stronę kraty. Mężczyźni rzucili kilkoma obraźliwymi tekstami i śmiali się do rozpuku. Ja sięgnąłem łapą do drzwi i popchnąłem je. Już i tak byłem poparzony, co mi tam. 

Powolutku wyszedłem z celi. Ich miny były bezcenne. Zamarli i przestali się śmiać. Oblizałem swój pysk i patrzyłem, jak zaczynają biec. Przeciągnąłem się i ruszyłem za nimi. Pierwszego dopadłem już przy trzecim metrze. Ugryzłem go w nogę aż do kość. Wydawało mi się, że słyszałem chrupnięcie. Wilkołaki z celi mnie dopingowały i przyglądały się z satysfakcją.

Nie chciałem zabić strażników, ale sprawić, aby cierpieli. Zanim strażnik otworzył drzwi, aby przejść przez kolejny etap korytarza, dopadłem ich wszystkich. Zostawiłem małą odbitkę swoich zębów na ich nogach. Po tym wszystkim dumnym krokiem wróciłem do swojej celi. Wskoczyłem na łóżko i polizałem Louisa po nosie. Słychać było na korytarzu krzyki mężczyzn wołających o pomoc.

- Nie gniewasz się? - zapytał Lou.

- Nie da się gniewać na taką uroczą, ale wojowniczą kuleczkę. - zapewniłem.

- Mam nadzieję, że szybko będziesz sprawny, ponieważ bardzo cię potrzebuję. - kontynuował.


><><><><><><><><><><><><><><

Witajcie wilczki!

Dziękuję za gwiazdki i komentarze! ♥

><><><><><><><><><><><><><><

Hell or Heaven ~ Larry A/B/O ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz