63. Miłości nigdy za dużo

4.4K 513 123
                                    


LOUIS


- I jak ci się podoba nasze małe gniazdko? - zapytał Harry z szerokim uśmiechem.

- Małe, powiadasz? - spojrzałem uważnie na niego. - To bardzo duży dom, Hazz.

- Będzie w sam raz, aby pomieścić całą naszą rodzinę - szepnął. - Nasze dzieci.

- Theo wystarczy tylko jedna sypialnia, nie trzy czy cztery - zmarszczyłem brwi.

- Jesteś głupiutki - zaśmiał się. - Mówiłem o naszych kolejnych dzieciach, gromadka wilczków.

- Zwariowałeś.

- Theo przecież musi mieć rodzeństwo - zauważył. - Prawda Theo?

- Tak, tata! - zawołał głośno, mocno przytulając się do mojej szyi.

- Porozmawiamy później - zdecydowałem. - Trzeba najpierw położyć naszego zucha do łóżeczka.

- Ja się tym zajmę - oznajmił zielonooki, odbierając ode mnie chłopca.

Weszliśmy do środka. Chłopcy ruszyli na piętro. Ja zostałem na dole. Wciąż nie mogłem się nadziwić, że mamy swój własny kąt. Przez  te kilkanaście miesięcy mieszkaliśmy u mamy Harry'ego. Oczywiście, że odwiedziłem  również swoją rodzinę. Tym razem to Harry się stresował, nie ja. Jay bardzo szybko zaakceptowała moją Alfę. Bardzo się polubili, nawet moje siostry złapały z nim wspólny język.

Wraz z Harrym zdecydowaliśmy, że zamieszkamy w rodzinnym miasteczku zielonookiego. To o tym miejscu mi kiedyś opowiadał. Teraz nasz dom marzeń stał się realny. Znajdował się w pobliżu lasu, więc mieliśmy pewną swobodę. Nic nie wiedziałem o planie budowy domu. To była sprawka Harry'ego. Ogromnie mnie zaskoczył. Pieniądze od Smith naprawdę się przydały.

- Nasze maleństwo śpi, więc teraz kolej na duże maleństwo - powiedział Harry.

Podszedł do mnie i wziął na ręce. Krzyknąłem zaskoczony, lecz po chwili zatkałem usta. Przecież dopiero co Theo położył się na swoją drzemkę. Nie chciałbym go obudzić.

- Co ty robisz? Odstaw mnie na ziemię! - zażądałem.

- Nie ma mowy - oznajmił spokojnie, kierując się schodami na górę. - Musimy przecież zrobić rodzeństwo dla Theo.

- Nie wygłupiaj się! - zaśmiałem się, gdy faktycznie skierował się do sypialni.

Odłożył mnie ostrożnie na materac. Opadłem na poduszki i spojrzałem na niego uważnie. Podszedł do drzwi, zamykając je na zamek. Pomysłowe, nie powiem. Zawsze to da nam odrobinę prywatności. Gdy odwrócił się przodem do mnie, widziałem jego cwany uśmieszek. W drodze do łóżka pozbył się swojej koszulki. Rzucił ją niedbale na podłogę, cały czas wpatrując w moje oczy.

- Dopiero co pokazałeś mi ten dom - westchnąłem. - Przełóżmy to na kiedy indziej.

- Musimy przetestować materac - odparł poważnie. - Podobno jest najlepszy.

- Wierzę na słowo - zapewniłem. - Za tydzień i tak mam gorączkę, zdążysz mnie wymęczyć.

- Musimy się wprawić - zaśmiał się. - Miłości nigdy za dużo.

- Ale seksu tak - westchnąłem. - A jak Theo będzie chciał tu wejść?

- Nie wejdzie, zamknąłem drzwi...

- Harry! - zawołałem. - Jak możesz. Przecież wiesz, ze Theo miewa koszmary. To nieodpowiedzialne zostawić go samemu sobie w nowym domu. Nawet pewnie nie wie, gdzie nas szukać!

- Doskonale wie - zapewnił. - Przecież nasz urwis mi we wszystkim pomagał. Nakupowałem mu tyle zabawek, że nawet gdyby się przebudził, wolałby się nimi pobawić, niż przerywać rodzicom ich ,,zabawę''. - zaśmiał się.

- Nie możesz go rozpieszczać, bo zrobi się nieznośny - zauważyłem.

- Jesteś okropną zrzędą - westchnął. - Ale zaraz temu zaradzimy.

- Harold, zostaw!

Zielonooki nic sobie z tego nie zrobił, tylko podszedł jeszcze bliżej. Jego dłonie zwędrowały pod moją bluzkę, szybko się jej pozbywając. Podzieliła los ubrania Alfy.

- Muszę cię oznaczyć, aby nikt przypadkiem się nie zapomniał - wytłumaczył. - Tak dawno tego nie robiliśmy, że zapach zanikł.

- A wtedy, gdy twoja mama z siostrą zabrała Theo na lody? Albo wtedy, gdy pojechały na zakupy i cały dom był dla nas?

- To był dopiero przedsmak tego, co dziś zrobimy - szepnął mi na ucho, przygryzając płatek. - Bądź dobrą Omegą - wymruczał.

Wplątałem palce w jego włosy, gdy ustami naparł na moje wargi. Pocałunek był niespieszny i bardzo powolny. Pociągnąłem za kosmyki jego kręcących się włosów, a ten uśmiechnął się szeroko. Przyciągnąłem go do kolejnego pocałunku. Tym razem był on o wiele chaotyczny.

- Widzę, że jednak zmieniłeś zdanie? - zaśmiał się.

- Nie, w tej chwili marzę o kąpieli z bąbelkami - rozmarzyłem się.

- To może najpierw postaramy się o potomka, a potem wspólnie weźmiemy długą kąpiel - zaproponował. - Przekonałem cię?

- Musisz się bardziej postarać, panie Styles, ale jesteś na dobrej drodze.

Popchnął mnie znów na poduszki i ustami przywarł do skóry mojej szyi. Zrobił na niej krwistą malinkę, a po niej następną i następną.

- I jak mi idzie? - uśmiechnął się, trącając mnie nosem.

- Działaj, Harold, nie gadaj - zaśmiałem się.


><><><><><><><><

Witajcie wilczki!

Podoba wam się rozdział? ^.^

Miłej nocy/dnia!

Dziękuję za gwizdki i komentarze! ♥

><><><><><><><><

Hell or Heaven ~ Larry A/B/O ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz