18. Wredny jak zawsze

6.1K 649 299
                                    


LOUIS


Podniosłem się z niewygodnego łóżka i przeciągnąłem. Od czterech dni znajdowałem się w swojej celi wraz ze swoim niewygodnym łóżkiem. Tamto u Harry'ego było bardzo wygodne i nie bolały mnie aż tak plecy. Tęskniłem za chłopakiem. W nocy nie potrafiłem spać i ciągle się budziłem. Miałem nadzieję, że niedługo pozwolą mi się z nim zobaczyć. Tak bardzo tego pragnąłem.

Podszedłem do krat, rozglądając się po korytarzu. Dostrzegłem Charliego. Podszedł do mnie i otworzył moją celę.

- Cześć Lou. - przywitał się. - Pora na śniadanie.

- Umieram z głodu. - uśmiechnąłem się. - Prowadź.

Wyszliśmy z celi i po kilku minutach dotarliśmy na stołówkę. Tak dawno mnie tu nie było... Jeszcze wczoraj jedzenie do celi przyniósł mi Charlie, abym nie musiał nigdzie wychodzić. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, nikt nie zwracał na mnie uwagi. To było miłe zaskoczenie, ponieważ Alfy zwykle pożerały mnie wzrokiem. Tu nie byłem kimś wyróżniającym się z tłumu, tylko zwykł Omegą.

- Smacznego, przyjdę za dwadzieścia minut. - poinformował mnie, po czym wyszedł.

Skierowałem się w stronę okienka, gdzie wydają jedzenie. Odebrałem swoją porcję i usiadłem przy jednym z pustych stolików. Odłożyłem tacę i zacząłem jeść.

- A kogo my tu mamy. - usłyszałem znajomy głos. - Tak szybko wróciłeś?

- Byłem na wakacjach, Victor. - odparłem. - Wspaniale było wypocząć od twojej brzydkiej gęby.

- Wredny jak zawsze. - zaśmiał się i zabrał moją babeczkę.

Uwielbiałem ten śniadaniowy przysmak. Pamiętam jak skradłem go brązowookiemu. Od tamtego czasu Liam, Harry i Zayn mi go oddawali bo wiedzieli, jak bardzo mi smakuje. Teraz został mi odebrany, co nie podobało mi się ani trochę. Podniosłem się z miejsca i spojrzałem groźnie na Omegę.

- To należy do mnie. - warknąłem. - Oddawaj to.

- Masz na myśli to? - zrobił zatroskaną minę i wyrzucił babeczkę na podłogę, zgniatając ją butem.

- Przeginasz, Victor. - zgrzytnąłem zębami, zbliżając się do niego.

Musiało to komicznie wyglądać, ponieważ byłem sporo niższy od mężczyzny. Brakowało mi też tylu mięśni, które on ma.

- Nie złość się, księżniczko, bo wyglądasz jak pomidor. - zaśmiał się.

- Zaraz ty będziesz wyglądał jak rozkwaszony pomidor, jeśli nie przeprosisz. - odparłem, zabijając go spojrzeniem.

- Taki wojowniczy się stałeś? - kontynuował. - Ciekawe co robiłeś przez ostatnie dwa tygodnie. Gorączka ci się przedłużyła, więc trzymali cię w zamknięciu jak zwierzę?

- Spędziłem ją w towarzystwie SWOJEJ Alfy. - zaznaczyłem. - Dwa tygodnie ze wspaniałym mężczyzną, który fantastycznie się mną zajął.

- Nie kłam. - prychnął. - Kto by cię chciał...

Odchyliłem głowę w bok i odkryłem znak przynależności na swojej szyi. Opuszkiem palca dotknąłem tego śladu. Byłem z niego bardzo dumny. W końcu do kogoś należałem. Nie byłem sam.

- Sam siebie ugryzłeś? - zakpił.

- Jesteś doprawdy tępy, Vici. - zaśmiałem się.

Próbował mnie uderzyć, lecz zrobiłem unik, odskakując w bok. Wpadłem na jakiegoś chłopaka, wytrącając mu tacę z rąk. Wkurzył się i popchnął mnie na Victora, który tym razem nie spudłował. Poczułem jego pięść na swoim policzku. Syknąłem cicho na piekący ból.

- To miejsce to nie plac zabaw, Louis. - mruknął. - Nie uda ci się znów wywołać chaosu na stołówce.

- Nie miałem nawet tego w planach. - zapewniłem, zamierzając się na niego.

Uderzyłem go w żuchwę  i ruszyłem do wyjścia. Miałem nadzieję, że Charlie już po mnie idzie. Nie chciałem zostawać w tym miejscu ani sekundę dłużej. Poczułem mocne pchnięcie, w rezultacie czego wpadłem na kratę, która uniemożliwiała swobodne wyjście z tego pomieszczenia. Na moje nieszczęście i ona zrobiona była ze srebra, przez co zapewne na mojej twarzy zrobiła się odbitka prętów.

Spojrzałem rozeźlony na Omegę. Nigdy się za specjalnie nie lubiliśmy, ale bez przesady. Złapał mnie za bluzkę i uniósł wysoko tak, że zaparło mi dech w piersi. Przycisnął mnie do ściany, uderzając o nią moim ciałem.

- Przeproś, szczeniaku. - warknął. - Sprawiasz zawsze same problemy.

- Chyba za mocno oberwałeś w głowę. - zaśmiałem się, próbując wyswobodzić a uścisku.

Udało mi się go kopnąć, przez co mnie puścił. Nie pozostawał wcale dłużny i oberwałem w brzuch, zginając się w pół. Jęknąłem, łapiąc się za niego rękami.

- Nie waż się więcej mnie prowokować, Tomlinson. - mruknął. - Inaczej skończysz o wiele gorzej.

Po chwili przyszedł Charlie. Był znacznie wcześniej, jakby wyczuwał, że znów narozrabiam. Zabrał mnie z tego miejsca i odprowadził do mojej celi. Od razu rzuciłem się do sedesu, zwracając tosta, którego zdążyłem dzisiaj zjeść.


><><><><><><><><><><><

Witajcie wilczki!

Dziękuję za gwiazdki i komentarze!

><><><><><><><><><><><

Hell or Heaven ~ Larry A/B/O ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz