38. Nie chcę cię znać

4.6K 550 294
                                    


HARRY


Przy kolejnych badaniach Louisa również byłem obecny. Dzięki mnie aż tak bardzo się nie bał. Trzymałem go za rękę. Nick uważał, że to urocze, lecz Smith tylko przewracał oczami i ciągle poganiał lekarza.

- Musisz zażywać witaminy, Louis. - powiedział mężczyzna. - Przepiszę ci je, a pan Smith musi je wykupić w aptece.

- Ale zażywałem już je i wcale nie pomogły. - przyznał Louis cicho. - Bolał mnie tylko po nich brzuch.

- Czy to były witaminy dla wilkołaków? - lekarz spojrzał wyczekująco na Antony'ego.

- Nie dawałem mu żadnych witamin. - zaprzeczył.

- Na was nie działają normalne leki. - powiedział lekarz, patrząc na mnie i Louisa. - Ani przeciwbólowe, ani witaminy.

Jak mogłem o tym zapomnieć? Nawet jeśli dałbym tabletki szatynowi, aby poronił, nie zadziałałyby. Odetchnąłem z ulgą. Uśmiechnąłem się lekko zauważając, że Tomlinson mi się przygląda.

- Jak widzieliśmy na ekranie, wszystko jak dotąd jest w porządku. Nie jest to ciąża mnoga, jest tylko jeden wilczek. Niestety jest za wcześnie, aby poznać płeć maluszka.  Powinieneś odpoczywać Lou i nie denerwować się. Dobrze, że zacząłeś jeść regularnie i co najważniejsze - zdrowo.

- Długo jeszcze? - mruknął zniecierpliwiony biznesmen.

Spojrzał na zegarek. Był dopiero ranek, więc zapewne spieszył się na jakieś spotkanie w firmie. Jak zwykle miał na sobie elegancki garnitur. Zastanawiałem się jak wyjaśnił to ugryzienie na ręce, które chował pod opatrunkiem. Zapewne skłamał. Ludzie nie przepadali za wilkołakami i starali się mieć z nimi jak najmniej do czynienia.

- Może pan iść, jeśli się pan spieszy. - odparł Grimshaw. - Nie musi być pan obecny przy badaniach. Strażnicy są za drzwiami i w razie czego ich wezwę.

- W porządku. - skinął ucieszony głową. - Proszę później powiadomić mnie o wszystkim.

Podał rękę lekarzowi i wyszedł z pomieszczenia. Zostało nas troje. Lou leżał na kozetce, wciąż mając żel na brzuchu. Ściskał moją rękę, ale wyraźnie się rozluźnił.

- W zasadzie to już byłoby wszystko. - westchnął lekarz. - Możecie wracać. Macie jakieś pytania? Chcielibyście coś wiedzieć?

- Czy dziecko naprawdę jest zdrowe? - zaczął szatyn.

- Tak, dzidziuś ma się dobrze. - odparł.

- Kiedy znów przyjdziesz ich przebadać? - tym razem to ja zadałem pytanie.

- Chciałbym za miesiąc, ale Smith ciągle zawraca mi głowę i najchętniej robiłby to co tydzień. - podrapał się po głowie. - Mógłbym się was o coś spytać?

Skinąłem głową razem z Louisem. Sięgnąłem po ręcznik papierowy i wytarłem mu brzuszek, by mógł już założyć koszulkę. Pomogłem mu też usiąść.

- Wiem, że to nie moja sprawa, ale naprawdę chcecie oddać swoje dziecko temu facetowi? - zapytał. - Znam takich jak on i to raczej nie jest osoba, która pokocha dzidziusia.

- Nie chcemy nikomu oddawać naszego skarbu. - mruknąłem, gładząc bok szatyna, aby się nie denerwował, co akurat robił. Wyczuwałem to. - Jesteśmy więźniami, nie mamy wyboru...

- A wasze rodziny? Przyjaciele? Nikt nie mógłby zająć się nim do waszego wyjścia na wolność?

- Myślisz, że tego chcemy? - zacisnąłem dłonie w pięści, aby nie dać ponieść się emocjom. - Kochamy nasze dziecko. Smith ma pieniądze, jest obrzydliwie bogaty  i może zrobić wszystko. Kierownik więzienia je mu z ręki. Wilkołaki nie mają żadnych praw. Traktują nas gorzej niż śmieci. Taka jest prawda.

- Są comiesięczne kontrole, nie możecie tego gdzieś zgłosić?

Wybuchnąłem śmiechem.

- Zgłosić? Nie było na to szans. Najgorszych więźniów na czas kontroli zamykano w izolatkach, a pozostałych dzień wcześniej ,,przekonywano'' do milczenia. Jeśli chciałeś pochwalić się jak naprawdę wygląda życie w Sinners Square, mogłeś liczyć się z okropnym bólem, ponieważ strażnicy nie szczędzili srebrnych prętów czy paralizatorów.

- Jest aż tak źle? - zadał kolejne pytanie. - Nigdy nie widywałem śladów, a nie jestem tu pierwszy raz.

- Jesteśmy wilkołakami i potrafimy się zregenerować. Gdyby nie ta umiejętność, co drugi wiezień wyjechałby stąd w worku.

- Nie wiedziałem... - westchnął. - Nie wiem, co mógłbym zrobić...

- Nie możesz... usunąć dziecka? - zapytałem. - Tak by było najlepiej. Myślałem nad tabletkami, ale one nie działają na nas i jakbyś mógł...

- Co?! - odezwał się Louis. - O czym myślałeś?!

- Lou... to nie tak, ja...

- Nie chcę cię znać. - warknął.

Podniósł się z kozetki i ruszył w stronę drzwi. Zerwałem się zaraz za nim, łapiąc za ramię, aby go zatrzymać. Był cholernie wkurzony. Dzięki połączeniu czułem ogromną złość, którą on odczuwał. Było mi przykro z tego powodu.  Nie powinienem tego powiedzieć. Nie powinienem w ogóle rozważać takiego pomysłu bez skonsultowania tego z moim partnerem.

- Pomyślę nad tym i przyjdę jeszcze za tydzień! - krzyknął Nick, zanim zniknęliśmy za drzwiami.

- Lou, proszę! - zwołałem, biegnąc za nim.

Strażnicy ruszyli za nami. Nawet się nie odzywali. Szatyn kierował się prosto do celi. Położył się na łóżku, plecami do mnie i przykrył kocem, nakrywając całą głowę.

- Przepraszam, skarbie. - szepnąłem. - To nie miało tak wyglądać. Nie chcę was skrzywdzić. Kocham ciebie i  naszego maluszka. Chciałem dla nas jak najlepiej, nie chciałem, by cierpiał przez Smitha. Potem zrozumiałem, że najlepiej będzie, gdy się urodzi. Zrobię wszystko, abyście byli bezpieczni, obiecuję wam. Kocham was...


><><><><><><><><

Witajcie wilczki!

Miłego wieczoru!

Dziękuję za gwiazdki i komentarze! ♥

><><><><><><><><




Hell or Heaven ~ Larry A/B/O ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz