62. Nasz synek

4.5K 511 140
                                    


HARRY


Przeszliśmy się spokojnym spacerkiem w stronę postoju taksówek. Jeszcze zanim mnie zamknęli w kieszeniach miałem kilka drobnych.  Akurat wystarczyło na taksówkę. Wsiedliśmy do niej i po długich minutach, a raczej godzinach jazdy, dotarliśmy na miejsce. Rodzina Tomlinsona znajdowała się znacznie dalej, ale i tak wspólnie stwierdziliśmy, że pojedziemy najpierw do naszego synka.

Tak oto po kilku godzinach staliśmy przed jednorodzinnym domem. Chyba nic się tu nie zmieniło. Trawnik był równo skoszony, a na podjeździe stał samochód mojej siostry - Gemmy. Uśmiechnąłem się lekko i spojrzałem na swojego towarzysza. Louis wpatrywał się niepewnie w budynek. Zapewne denerwował się przed poznaniem mojej rodziny,  zupełnie niepotrzebnie.

- Będzie dobrze - spróbowałem podnieść go na duchu.

Złapałem go za dłoń i ruszyłem naprzód. Jeszcze chwila i będę mógł wziąć syna na ręce na dłużej niż pięć minut. Zatrzymaliśmy się przed drzwiami, gdzie zadzwoniłem dzwonkiem. Oczywiście mógłbym wejść bez problemu, w końcu to mój dom, ale pewnie się nas nie spodziewali.

- Już idę! - usłyszeliśmy damski głos dobiegający zza drewnianej powłoki.

Po chwili drzwi otworzyła nam moja siostra. Na nasz widok szeroko się uśmiechnęła. Na ręku trzymała małego chłopca, który ciągnął za jej włosy.

- Harry! - zawołała zadowolona. - Wejdźcie, chłopaki.

Przesunęła się, aby przepuścić nas w drzwiach. Czułem na sobie wzrok siostry, który jakby mógł, przepaliłby mnie na wylot. Oczywiście dzwonek w drzwiach zainteresował też moją matkę, która pojawiła się zapewne z kuchni, ponieważ wycierała ręce w ściereczkę.

- Harry, Lou jak dobrze was widzieć - powitała nas ciepło.

Najpierw przytuliła mnie, a dopiero później szatyna, który próbował zachować dystans. W końcu i on został zmiażdżony w mocnym uścisku Anne. Uśmiechnął się lekko i odwzajemnił uścisk.

- Jesteś bardzo przystojny, wiedziałam, że Harry ma dobry gust -  powiedziała zadowolona.

- Mamo! - zawołałem.

- Na pewno chłopaki chcą pobyć chwilę z Theo. Zostawmy przesłuchanie na kiedy indziej - zaśmiała się Gem. - A oto wasz przystojniak.

Dziewczyna podała malucha szatynowi. Louis ostrożnie przejął od niej dziecko. Od razu na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Pocałował naszego synka w główkę i przez chwilę patrzył na niego uważnie.

- Przejdźcie do salonu, a my dokończymy szykowanie obiadu - poinformowała kobieta.

Skinąłem głową i poprowadziłem Omegę do odpowiedniego pomieszczenia. Usiadł na kanapie, a ja obok niego. Dopiero teraz dostrzegłem łzy w jego oczach. Niebieskie tęczówki błyszczały, by po chwili po policzku chłopaka spłynęły pierwsze słone krople.

- Nasz synek - powiedział szatyn. - Nasz Theo, tak bardzo tęskniłem.

- Tata! - krzyknął maluch.

I Lou rozpłakał się na dobre. Nasz maluszek radośnie się uśmiechał i machał rączkami, a Louis płakał przez łzy szczęścia. Przytuliłem go do siebie, całując w głowę.

-  Już nigdy go nie opuścimy  - powiedziałem. - Zawsze przy nim będziemy.

Dłonią ostrożnie pogładziłem policzek chłopca. Złapał mnie za palec i ścisnął. Ja też tęskniłem za swoim synem. Był naszym małym skarbem. Bardzo długo musieliśmy czekać, aby się z nim zobaczyć, ale nadrobimy to. Obiecałem przecież Louisowi.

Po kilku minutach Lou się uspokoił. Teraz ja trzymałem naszą pociechę i delikatnie kołysałem. Nie był to już mały niemowlak. Wyrośnie z niego silny chłopak.

- Przyniosę herbatę - zaproponowałem. - Za chwilę wrócę.

Szatyn pokiwał głową i wziął ode mnie Theo. Chłopiec nie marudził, tylko ufnie wtulił się w ciało swojego rodzica. Pocałowałem obu w czubek głowy i ruszyłem w stronę kuchni. Tak dawno tu nie byłem... W powietrzu unosił się piękny zapach jedzenia. Chyba była to pieczeń. Słyszałem również rozmowę kobiet.

- Czegoś wam potrzeba? - zapytała moja mama.

- Przyszedłem po herbatę - powiedziałem.

- Zupełnie o niej zapomniałam! - zaśmiała się Gem. - Miałam wam zanieść, ale zajęłam się warzywami.

- Nie szkodzi, poradzę sobie - uśmiechnąłem się i sięgnąłem do szafki, gdzie zazwyczaj znajdowały się torebki z herbatą czy słoiki z kawą.

- Nic się nie zmieniło - zaśmiałem się, wkładając torebki do kubków, które odnalazłem na tym samym miejscu, gdzie zawsze.

- Niedługo będzie obiad - poinformowała mnie Anne. - Jak czuje się Louis?

- Jest w porządku - zapewniłem. - Trochę się wzruszył spotkaniem z dzieckiem. On tak bardzo tęsknił przez te kilkanaście miesięcy. Ja też, ale on gorzej to znosił.

Pokiwały zamyślone głowami. Zalałem herbatę i skierowałem się do salonu. Ostrożnie postawiłem kubki na podstawkę. Dopiero teraz spojrzałem na chłopaków. Louis leżał na kanapie, a na jego brzuchu spał chłopiec. W zasadzie to obaj spali. Theo mocno ściskał w piąstkach bluzkę swojego taty. Uśmiechnąłem się na ten widoki i w oku zakręciła się łza.

Sięgnąłem po koc, delikatnie nakrywając ich, aby nie zmarzli. Przez chwilę patrzyłem na nich, po czym znów wróciłem do kuchni. Lou zasłużył na odpoczynek, to zdecydowanie bardzo emocjonalny dzień. Gdy przekazałem kobietom wiadomość, że chłopcy zasnęli, rzuciły się na moją szyję i zaczęły zadawać pytania. Wcześniej postanowiły dać mi i Lou nieco czasu z naszym synkiem.

- Tak tęskniłam, synku!

- Jeszcze będziecie mieć mnie dość - zaśmiałem się, przytulając dwie najważniejsze kobiety w moim życiu.

Potem zaczęły się szczegółowe pytania. Czułem się jak na przesłuchaniu, ale byłem szczęśliwy.

><><><><><><><

Witajcie wilczki!

Miłej niedzieli! ♥♥♥

Dziękuję za gwiazdki i komentarze! ♥

><><><><><><><

Hell or Heaven ~ Larry A/B/O ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz