49. Już dla was za późno

3.8K 499 156
                                    


HARRY

Gdy zabrali ode mnie Louisa, chodziłem w kółko po celi. W końcu musiał ktoś tu przyjść. Smith zapewne dzisiaj już się nie pojawi, ale na nim odegram się później. Po długich minutach spacerowania bezsensu, wskoczyłem na łóżko. Położyłem łeb na swoje łapy i przymknąłem oczy. W tym samym czasie usłyszałem kroki na korytarzu. Uniosłem swoje uszy do góry i wyłapywałem chociażby najmniejszy szelest. Ktoś zatrzymał się przy celi. Ostrożnie uchyliłem jedną powiekę i zauważyłem strażnika, który pomagał w oddzieleniu ode mnie mojej Omegi. On też zadał pierwszy cios mojemu słoneczku.

Usłyszałem brzdęk otwieranej celi. Zanim mężczyzna zdążył coś zrobić, zerwałem się z łóżka i z całej siły wpadłem na uchylone drzwi. Znalazłem się teraz na korytarzu. Obnażyłem kły i zacząłem zbliżać się do niego, napawając jego strachem. Prawą ręką sięgnął po srebrny pręt. Spodziewałem się, że mnie uderzy, ale on miał inny zamiar. To całkowicie zbiło mnie z tropu. Cofnął się o dwa kroki i najzwyczajniej w świecie wszedł do mojej celi, zamykając się od środka.

Spodziewałbym się wszystkiego, ale nie tego. Rozejrzałem się na boki, aby upewnić się, że to nie jakaś pułapka. W zasięgu wzroku nie widziałem żadnych strażników. Więźniowie śmiali się i coś krzyczeli, ale nie zwracałem na nich uwagi. Ruszyłem biegiem przed siebie, ale napotkałem przeszkodę w postaci metalowych krat, które dzieliły korytarz. W razie ucieczki więźniów z cel, stanowiły barierę nie do przejścia. Potrzebowałem kluczy.

Wróciłem pod moją celę. Zauważyłem rudowłosego faceta w okularach, który nerwowo chodził po celi. W zamku wciąż znajdował się komplet srebrnych kluczy. Przemieniłem się i sięgnąłem po nie przez kratki. Parzyły mnie w dłoń, ale nie mogłem się teraz poddać. To mogła być szansa na odzyskanie wolności.

- Zostaw to! - zawołał strażnik, próbując odebrać mi klucze.

- Zmuś mnie - mruknąłem. - Jak się nie zamkniesz, to dam ci do towarzystwa kilka rozwścieczonych wilkołaków, kusząca propozycja, czyż nie?

Mężczyzna zamilkł i usiadł na łóżku. Złapał się za głowę i mamrotał coś pod nosem. Sam podszedłem do jednej z celi i otworzyłem ją, uwalniając umięśnionego, czarnowłosego wilkołaka, który od razu zmienił swoją postać na tą wilczą. Postąpiłem tak samo z pięcioma innymi celami. Następnie zrobiłem nam dostęp do następnego etapu korytarza. Strażnicy już się chyba połapali, gdyż słychać było głośne wycie syreny. Lada moment się pojawią. Podałem klucze innemu mężczyźnie, który szybko zwiększał ilość uwolnionych wilkołaków. Teraz było nas całkiem sporo. Chcieliśmy przedostać się do następnego etapu, ale stamtąd prawdopodobnie  już nadbiegali pracownicy.

- Spróbujemy drugą stroną - zawołał siwiejący mężczyzna.

- Muszę dostać się do sektora dla Omeg! - pokręciłem głową.

- Nie przedostaniesz się - odparł. - Musimy uwolnić jak najwięcej wilkołaków, wtedy może uda nam się wydostać.

Pobiegł za resztą. Spojrzałem na swoją dłoń, która miała ślady po poparzeniach. Opuszki palców mnie bolały, ale aby dostać się do Lou, zniósłbym każdy ból i cierpienie. Skierowałem się w stronę swojej celi. Strażnik stał w kącie, zapewne bojąc się, że któryś z uwolnionych wilkołaków go zauważy.

- Jak przedostanę się do sektora D? - zapytałem go.

- Korytarzem - prychnął.

- Powiedz mi coś, czego nie wiem - warknąłem. - Wskaż mi dokładną drogę, którą tam dotrę, albo w przeciwnym razie podzielę się nowiną, że w tej celi ukrywa się sadystyczny, lecz teraz przestraszony karaluch,  z którego chętnie  zrobią przekąskę.

- Nie wyjdziecie z tego sektora - odparł. - Nawet jeśli pokonacie te kilka etapów, z sektora nie wyjdziecie.

- Dlaczego? - dopytałem.

- Między sektorami A, B, C, D są automatyczne bramy, które są zamykane podczas wszczęcia alarmu. Jak teraz słyszę, już dla was za późno.

- Nie da się tego obejść? - zapytałem.

- Nie - uśmiechnął się. - Nikt nie przejdzie. Tylko tego pożałujecie.

- Nas jest więcej. W całym sektorze jest więcej wilkołaków niż ludzi, nie uda im się tu przedrzeć i wsadzić wszystkich do celi.

- Wcale nie muszą - odrzekł. - Poczekają aż sami zdechniecie z głodu i problem z głowy. Na nieszczęście musiałem dziś akurat ja mieć tu zmianę. Nie chcę skończyć jak wy, psy. Przynajmniej mam twój obiad.

Odwróciłem się od niego i rozejrzałem po korytarzu. Faktycznie jak do tej pory nie zjawił się żaden strażnik. Facet raczej nie kłamał. Ten bunt miał przynieść nam wolność, nie śmierć. Nie chciałem tego. Pragnąłem jedynie dostać się do mojego Louisa i spróbować jakoś się wydostać z tego koszmarnego miejsca.


><><><><><><><><

Witajcie wilczki!

Wczoraj HOH zajęło 3 miejsce w ff, bardzo dziękuję!

Dobranoc xx

Dziękuję za gwiazdki i komentarze! ♥

><><><><><><><><

Hell or Heaven ~ Larry A/B/O ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz