Był późny piątkowy wieczór, gdy samotny mężczyzna przemierzał w milczeniu ulice Londynu. Czuł, że bezpowrotnie utracił sens swojego życia. Nie mógł uwierzyć, że tak po prostu, zwyczajnie odebrano mu tekę członka brytyjskiego rządu. Z drugiej strony rozumiał, że ludzie którzy to zrobili mieli ku temu jeden, aczkolwiek bardzo poważny powód. Właściwie jak zawsze chodziło o jego młodszego brata. Przez niego na jaw wyszła tajemnica państwowa za którą właśnie Mycroft był odpowiedzialny. Sherlock był jego jedyną słabością. Dlatego nie pozwolił by na to by młodszemu bratu stała się krzywda. Wziął całą winę na siebie i został ukarany.
Mężczyzna nie był pewien do kąd ma się teraz udać. Nie uśmiechał mu się rychły powrót do pustego i zimnego wnętrza swojej posiadłości. W takich chwilach jak ta szczerze żałował że był "soplem lodu", który oprócz swojego brata - socjopaty nie miał przyjaciół.
Z rozmyślań wydarł go męski głos, który wydał mu się znajomy. Laestrade.
"Witaj Mycroft. Co sprowadza cię do Scotland Yardu?"
Mężczyzna rozejrzał się zdezorientowany. Faktycznie stał przed siedzibą główną brytyjskiej policji. Nogi widocznie jakoś same go tu zaprowadziły... Tylko dlaczego?
"Witaj Gregory. Właściwie sam nie wiem. Chyba musiałem przewietrzyć umysł." Mycroft starał się zachować swój zwyczajny, obojętny ton głosu. Jednak w obecności tego szanowanego detektywa nie było to proste zadanie. Sam właściwie nie wiedział dlaczego. Nie znał uczucia, które mogło by wywołać u niego podobną reakcję. "Może to wszystko wina przemęczenia." Pomyślał.
"Nie chciał byś może wejść do mnie na kawę? Mam dzisiaj trochę nocnej roboty z protokołem z ostatniej sprawy. Było by bardzo fajnie gdybyś dotrzymał mi towarzystwa. Oczywiście jeśli masz czas i ochotę"
Powiedział Greg i posłał starszemu Holmesowi uśmiech. Mycroft nie był pewien co powinien odpowiedzieć. Szczerze zdziwiło go skierowane do niego przed chwilą pytanie inspektora.
"Em oczywiście, będę zaszczycony". Odpowiedział z trochę przesadną powagą.
Obaj mężczyźni weszli do biura Laestrade'a. Sierżant Donovan zdążyła zaparzyć im jeszcze kawę zanim wróciła do domu.
Atmosfery panującej w pomieszczeniu napewno nie można by nazwać "luźną". Po między mężczyznami panowało niejakie napięcie. W powietrzu unosiła się masa nie wypowiedzianych słów. Pierwszy postanowił odezwać się Gregory.
"Mycroft. Zaprosiłem cię tutaj bo wiem co się wydarzyło. Sherlock do mnie dzwonił. Bardzo mi przykro. Czy mógł bym coś dla ciebie zrobić?
Na te słowa polityk zadrżał. Nie mógł wydobyć z siebie głosu.
"Ja... Dziękuję za troskę ale... Naprawdę niczego nie potrzebuję. Chyba lepiej będzie jeśli już pójdę..."
Wyszeptał i zerwał się z miejsca kierując się w stronę drzwi.
"Nie poczekaj. Mogę cię odprowadzić jeśli chcesz. Przecież się przyjaźnimy. Porozmawiaj ze mną".
Mycroft stanął jak wryty. Czy Laestrade właśnie użył słów "przyjaźnimy się"? Mężczyzna odetchnął, z głuchym świstem wydychając powietrze. Kiwną głową na zgodę i wyszedł z pomieszczenia. Za chwilę dołączył do niego inspektor.
Przez chwilę szli w milczeniu.
"Mycroft podziwiam cię za to co zrobiłeś. Jesteś naprawdę wspaniałym bratem. Sherlock nie mógł lepiej trafić. Napewno wszystko jeszcze jakoś się ułoży." Wypowiadając te słowa Greg położył dłoń na ramieniu idącego obok mężczyzny. Poczuł, że Holmes spina się pod wpływem dotyku. Nie zraziło go to jednak i dalej kontynuował pocieszanie przyjaciela.
Mycroft jeszcze nigdy w życiu nie doświadczył uczucia, które czuł teraz. Ciepła dłoń inspektora na jego ramieniu... to było... Przyjemne. Zatrzymał się w pół kroku i z niedowierzaniem spojrzał na Laestrade'a.
"Co to za uczucie" Zapytał drżącym głosem.
"Jakie uczucie?" Detektyw wydawał się nie rozumieć oco chodziło brunetowi.
"Jak mnie dotknąłeś to poczułem coś dziwnego. Coś bardzo miłego? Nigdy wcześniej tego nie czułem... Nie wiem co to jest." Na twarzy starszego Holmesa można było zobaczyć zażenowanie, ale on naprawdę musiał wiedzieć. Z wyczekiwaniem patrzył w oczy Gregorego. Stali tak w milczeniu dobrych kilka chwil. W tym czasie atmosfera mocno zgęstniała. Żaden z mężczyzn nie chciał zrobić pierwszego kroku. W końcu Mycroft bardzo powoli zaczął zbliżać swoje usta do warg inspektora. Laestrade zareagował w podobny sposób. Ich wargi zetknęły się lekko, z obawą. Ich pierwszy pocałunek był niczym muśnięcie. Delikatny jak piórko, jednocześnie pełen skrywanych od lat emocji. Gregory wplótł palce we włosy Mycrofta i mocno przyciągnął go do siebie łącząc ich usta w kolejnym, tym razem bardzo namiętnym pocałunku. Kiedy oderwali się od siebie żaden z nich nie musiał już nic mówić. Słowa były w tym momencie zbędne. Laestrade złapał Holmesa za rękę i szepnął mu na ucho tylko:
"A teraz zaprowadzę cię do domu. Tak jak obiecałem. Kochanie"
***
Jeśli ktoś teraz patrzył w tę stronę, mógł zobaczyć tylko oddalające się dwie sylwetki mężczyzn w średnim wieku splecionych ze sobą dłońmi tak mocno, że wyglądali tak jak by nikt i nic nie mogło ich rozdzielić.Witajcie kochani. Ten rozdział nie jest tłumaczeniem. Był to mój autorski pomysł. Nie jestem jeszcze pewna, czy chcę zrobić z tego osobne opowiadanie, czy zostawić w formie jednego, krótkiego shota. Jeśli ktoś przeczytał to opowiadanie, to zachęcam do komentowania. Nawet króciutkie komentarze są dla mnie prawdziwym zastrzykiem weny :)
CZYTASZ
Deduction of love ~ Johnlock/Mystrade - One Shots
Fanfiction#Powracam po prawie dwuletniej przerwie z nowym zastrzykiem weny. Nowe opowiadania już dostępne 😏🥂 #Szczególnie polecam "Jego jedyny sentynent" - moje najnowsze i najdłuższe dzieło 😎🥂 (mystrade) Opowieści o prawdziwej przyjaźni i miłości łączące...