Voldemort puścił Malfoya w ogrodzie. Lucjusz opadł na trawę a potem zaraz usiadł. Nie miał odwagi spojrzeć na Czarnego Pana. Wszystkie nadzieje poszły w zapomnienie, nigdy nie zostanie śmierciożercą. Nie po tym, jak zawalił tę misję. Kiedy Voldemort ruszył, machinalnie wstał i podreptał krok za nim.
- Nie przeszkadzajcie mi. – Voldemort spojrzał na zgromadzone sługi.
Po tym stwierdzeniu poszedł na górę i zamknął z hukiem drzwi od pokoju. Lucjusz osunął się przy kominku i ukrył twarz w dłoniach.
- Lu?
Dopiero po chwili rozpoznał osobę. Bellatrix przyklęknęła obok niego i lekko przytuliła go.
- Lucjuszu, co się stało? – spojrzała na niego z troską.
- Ten głupi bachor z przyszłości jakimś cudem odkrył moją misję i zaatakował mnie. Straciłem szansę na zostanie śmierciożercą. Nie wykonałem misji a gdyby Czarny Pan raptownie nie pojawił się, leżałbym teraz martwy.
Bellatrix przygryzła wargę. Cóż, lubiła Lucjusza, głównie dlatego, że Narcyza była w nim szaleńczo zakochana i wiecznie go chwaliła. Zresztą sam chłopak lubił jej siostrę i chętnie pomagał jej w nauce czy podczas praktycznych zajęć. A teraz straci szanse na działanie pod rozkazami dziedzica Slytherinu.
- Nie smuć się, Lucjuszu. Może nie wszystko jeszcze stracone? – Rabastan podszedł do nich.
- A do tego ten bachor wrzucił mnie do błota oraz nazwał Luciu – puciu przed całą szkołą!
Usłyszeli chichot i spojrzeli na szczyt schodów. Voldemort zszedł właśnie z pustym kieliszkiem na dół. Nalał sobie porcję i zamknął barek. Usiadł w fotelu i spoglądał w sufit. Lucjusz starł łzy. Głupotą byłoby okazać słabość.
- Zranił cię? – Voldemort spojrzał na Malfoya.
- Nie. – Lucjusz pokręcił głową.
- Dobrze. Kto wie, co oni o nas wiedzą. – pociągnął łyk wina. – Idź zmyj z siebie to błoto, dzieciaku. Wyglądasz jak kupka nieszczęścia.
Lucjusz wstał i ruszył na górę. To tam była jedyna łazienka, która mógł wykorzystać. Znaczy tutaj też były dwie, ale obie zajęte już przez kogoś. Wszedł ostrożnie do łazienki ale była zawalona rzeczami do prania i rządziły się w niej skrzaty. Westchnął i wyszedł. Gdzie miałby się umyć? W pewnej chwili rzucił zaklęcie lokalizujące najbliższą wolną łazienkę. Ku jego zdziwieniu była dwa pokoje dalej. Nie wiedział o jej istnieniu, zapewne dlatego, że wchodziło się do niej przez pokój. Zajrzał tam, ale nikogo nie było.
Zamknął więc pokój i wkroczył do łazienki. Była pusta, nie licząc kielicha wina, stojącego na szafce.
- Przez chwilę zastanawiałem się, czy ruszysz głową czy sobie odpuścisz?
Lucjusz spojrzał w bok. Czarny Pan siedział sobie na stołku. Lucjusz stropił się i chciał wyjść, ale drzwi były już zablokowane. Podszedł więc do wanny. Ku jego zdziwieniu była gotowa i to takimi płynami, jakie lubił. Zerknął na wyraźnie rozbawionego Voldemorta a potem wziął mentalny wdech i ostrożnie zdjął szatę. Złożył ubranie na małym stoliczku i nago wsunął się do wanny. Oparł o jej brzeg i zaczął zmywać z siebie błoto. Przeklęty chłopak. A niech go piorun trafi w te długie kudły, by przypominał Pottera. Och, niezły byłby to widok, ma strasznie długie te włosy. Zachichotał i szybko zanurzył głowę w wodzie. Po chwili wynurzył się i szybko umył włosy. Spłukał pianę i wyszedł z wody. Stanął troszkę bokiem do Voldemorta i zaczął się wycierać.
- Zostaniesz na razie w kwaterze. Twój ojciec jest już uprzedzony i wie, co ma mówić.
- Rozumiem, panie. – Lucjusz założył szlafrok. – Co mam robić?
- Podaj mi wino, jak na razie.
Lucjusz zamrugał, ale posłusznie podał mu wino. Zanim się zorientował, już został pociągnięty przed Voldemorta. Opadł na klęczki, ale nawet nie syknął.
- Pokaż mi, jak bardzo ci zależy na służbie u mnie. – szepnął niemal czule Voldemort.
Lucjusz przełknął ślinę, ale sięgnął do rozporka Czarnego Pana.
***
Voldemort niechętnie obserwował, jak kilku kandydatów terroryzuje mugoli. Żaden jednak nie radził sobie aż tak, by należeć do wewnętrznego kręgu. Dlatego po ich zadaniach oznaczył gromadkę jako zwykłych sług. Potem odesłał niemal wszystkich. Pozostał tylko wewnętrzny krąg – najbardziej zaufani ze sług.
- Lucjuszu, zostań. – Voldemort spojrzał na młodzieńca, który niemal już nie wyszedł
- Tak, panie. – Malfoy westchnął i wrócił na swoje miejsce.
Voldemort wydał kilka poleceń i większość osób oberwała za misje. Na końcu Czarny Pan przywołał Malfoya. Ku jego zdumieniu okazało się, że... został członkiem wewnętrznego kręgu. Skłonił się z załzawionymi oczami i stanął przy Belli.
- Coś ty zrobił, że tutaj masz miejsce? – szepnęła.
- Omal nie przechwyciłem Severusa.
Bellatrix zamyśliła się.
- Sev? Sev Snape? Ten, co czasem uczy się robić nowe eliksiry? – spytała.
- Swoje własne? – Voldemort poderwał głowę.
- No tak. Takie plotki ktoś puścił. Że wiele zaklęć i eliksirów on sam wymyślił. – wyjaśniła głośniej Bellatrix.
- Więc coraz bardziej chcę go po swej stronie. Lucjuszu, jak wrócisz do szkoły, to powiesz, że cię
torturowaliśmy. Poranię cię bezboleśnie oraz wszczepie wspomnienia. – Voldemort zastanowił się.
- To mnie ochroni przed Azkabanem? – Malfoy zastanowił się.
- Narcyza dała ci poręczenie. Że to niby ona dała ten naszyjnik, bo chcieli się Sevem zaopiekować. Miała ulotkę, że tam niby jest zaklęcie ochronne. Sprawdzają to właśnie w ministerstwie, wyjdzie, że to ktoś przerobił i jesteście niewinni.
Lucjusz skłonił głowę i powoli wyszedł na środek kręgu.
---
Kiedy się ocknął, leżał w jakimś rowie. Na sobie miał szmaty i był we krwi. Z trudem usiadł i rozejrzał się. Niedaleko niego trwała bitwa. Słyszał wykrzykiwane zaklęcia i widział promienie. Słyszał również głosy wewnętrznego kręgu. Powoli ruszył na czworaka w stronę ścieżki. Przeszedł chwiejnie raptem dwa metry, gdy ktoś zsunął się koło niego.
- Nie ruszaj się.
Poczuł, jak mężczyzna kładzie go na trawie. Spojrzał na niego niepewnie i po chwili rozpoznał Aurora. Mężczyzna był ranny, ale nie przeszkodziło mu to dostać się do niego.
- Jak się czujesz?
- Do... dobrze. – poruszył się.
- Nie wstawaj. Zaraz przybędą posiłki i rozpędzimy ich. Jakiś mugol zobaczył, co ci robią.
Skinął głową. Przez parę minut leżał nieruchomo, aż usłyszeli większy rumor. W końcu wszystko ucichło.
- Poczekaj tutaj. – Auror wyjrzał zza granicy.
Po chwili poderwał się śmielej i zawołał kogoś. Lucjusz uśmiechnął się wrednie. Plan się powiódł i już wkrótce dokończy swoją misje. Pozwolił się wziąć w ramiona i przenieść się do Londynu, do szpitala.
CZYTASZ
HP - Podróż
FanfictionTo nie moje ja tylko udostępniam. Przygodowe, podróż w czasie, romans. Zapraszam do czytania a dowiesz się więcej.