*20*

254 17 1
                                    

Harry otworzył oczy i spojrzał na błękitne sklepienie. Cichutko wstał i założył szlafrok Godryka. Podreptał do kuchni i nalał sobie soku do szklanki. Usiadł i ostrożnie napił się napoju. Chwilę potem Salazar wślizgnął się do kuchni i usiadł naprzeciwko niego.

- Czwarty dzień łazisz jak struty. Zaczynam się martwić. – podebrał mu łyk napoju.

- Więcej chyba już tu nie przyjedziemy. To nie ma sensu. – Harry spojrzał na nich smutno.

- Doskonale cię rozumiem. Masz to, co potrzebowałeś. Więcej zamieszania nie musisz robić.

- Żal mi Draco. Posiedzimy jeszcze parę dni i porzucimy ten teren. Raz na zawsze, za dużo kłopotów z nim. – Harry dopił sok i wrócili do sypialni.

Salazar i on spojrzeli na będącego w rozsypce Godryka. Tej nocy wspólnie wsiedli na niego. Biedny mężczyzna przeklinał ich za to, ale i tak był nad wyraz chętny. Harry szybko ubrał się i wrócił na górę. Najwyższy czas, ostatni maruderzy dreptali na śniadanie. Potter wleciał w drzwi niczym huragan, przewrócił wychodzącego Filcha i opadł na siedzisko naprzeciw rodziców. Severus westchnął.

- Ty nie przeżyjesz dnia bez zrobienia zamieszania? – zauważył, gryząc kanapkę.

- No i dobrze, nie będzie nudno. – Harry zabrał się za smarowanie Tosta masełkiem.

James oparł głowę na stół i spojrzał na niesfornego potomka. Teraz, gdy wiedział, że to jego syn, zaczął wyłapywać drobne szczegóły. Nosek miał po mamie, tak samo jak kolor oczu. Ale kształt źrenicy i policzki po nim. Trzymał nóż jak on, ale już herbatę jak matka.

- James, zakochałeś się w nim, że tak go śledzisz? – Black jak zawsze nie miał wyczucia.

- Nie, on przepowiada przyszłość z ruchu noża w jego dłoni. – Remus poleciał do tyłu, śmiejąc się jak wariat.

- Znaczy będzie rżnięcie, tak? – Harry odłożył nożyk po przekrojeniu tosta.

Severus spojrzał na minę Jamesa i również zaczął się wyć ze śmiechu.

- Młody człowieku, co to za odzywki? – Lily zabrała się za deser.

- Normalne. – Harry nagle upuścił tosta.

- Co ci? – Draco, Severus i Huncwoci zamarli.

- Albus! – Harry poderwał się. – Ewakuuj uczniów do wieży gryfonów! Wszystkich!

- Co się dzieje? – Lucjusz i jego ojciec wstali.

- Voldemort nadchodzi.

Harry pobiegł w stronę wyjścia. Zdecydowanie musi zatrzymać gnoja zanim zrobi komuś krzywdę. W historii jaką znał nie było żadnego ataku na szkołę w tym czasie. Czyli to znów ich wina. Zatrzymał się w połowie błoni. Tutaj będzie miał doskonałe pole manewru. Nadszedł czas udowodnić, że przetrwał starcie z nim z powodu swych sił a nie przypadku.

***

Voldemort zatrzymał się na skraju lasu. Może i był stary, ale widział, jak w pokojach gryfonów zbili się wszyscy ze szkoły, łącznie z nauczycielami. Widział też Dumbledore'a. Czyżby ten idiota myślał, że go powstrzyma? Uśmiechnął się, ale po chwili dopiero zobaczył, do kogo biegnie ten stary kurczak.

- Długie czarne włosy, zielone oczka, dziwne ubranie. – Bella przyjrzała się chłopakowi, stojącemu na środku błoni. – To nie ten gnojek z przyszłości, ten niebezpieczny?

- Dokładnie. – Voldemort zwęził oczy. – Chyba się na mnie czai.

Śmierciożercy zachłysnęli się ale pozostali na miejscu. Tylko ich dowódca wystąpił do przodu. Zatrzymał się pięć metrów od Pottera.

- Znów się spotykamy. – Harry uśmiechnął się lekko.

- Owszem. Tym razem widzę, że nie będziesz się oszczędzał, skoro wybrałeś taki teren.

- Oczywiście, że się będę oszczędzał. Nie ma sensu się wysilać, na ciebie wystarczy mi palec u prawej dłoni i parę zaklęć.

Dumbledore zachichotał. Kimkolwiek był ich gość, potrafił nieźle zajść za skórę. Zamrugał i spojrzał tam, gdzie stał Harry. Ale go już nie było. Otrzeźwiał dopiero wówczas, gdy przeleciało koło niego zaklęcie. Odsunął się, obserwując wściekłego Voldemorta i chłopaka, unikającego promieni ruchami tancerza.

- Nieźle, chłopak jest stworzony do walki. – Flitwick stanął koło niego.

- Co z uczniami?

- Gapią się na nich z okien wieży na starcie. Auć.

Voldemort właśnie przejechał na dupie z dwadzieścia metrów i zatrzymał się na drzewie. Harry wykorzystał ten czas na sprytne zaklęcie. Na wewnętrznych stronach dłoni ulokował niewidzialne, wklęsłe lustra. Teraz wystarczyło mu tylko mieć niezaciśnięte w pięść dłonie, by odbić dowolne zaklęcie. Zaraz przetestował je na cruciatusie. Voldemort zrobił wielkie oczy na takie coś. Pierwszy raz widział takie cuda. Po chwili wstał. Nie, nie pierwszy raz. Chłopak zachował się jak ojciec Severusa. Zignorował magię. Spojrzał na niego ostrożnie. Avada również nie zadziała w tym przypadku. Odwrócił się i ruszył do swoich.

- Co? Już się poddajesz? – Harry zamrugał.

- Nie widzę sensu dalszej walki. Nie podejdę do Snape'a, więc po co się bawić w starcie?

Wróg podszedł do swoich zwolenników i umknęli świstoklikiem. Dyrektor i reszta podeszła do chłopaka. Harry zmarszczył czoło.

- Musimy osłonić Severusa. – Albus zerknął na wieżę.

- Nie... – Harry parsknął śmiechem.

- Jak to nie?!

- Proste. Zaskoczyłem go, odbijając niewybaczalne. Przeanalizował więc swoje szanse, uznał, że są nikłe i spierdzielił. – Harry przeciągnął się. – Jego moc opiera się głównie na niewybaczalnych.

Albus wytrzeszczył oczy. O tym nie pomyślał. Harry pokręcił głową i umknął do szkoły. Ledwo wszedł do Artium, pojawiła się Rovena i zabrała go do domu Salazara. Obaj rzucili się mu na szyję, ściskając go.

- Mogłeś umrzeć, idioto! – Godryk otarł łzy, jak tylko go puścił.

- Bez przesady. Poradzę sobie z nim, jak zawsze zresztą. – Harry usiadł i podebrał kawę Heldze. – Nie sądziłem, że Rovena wyściubi nosek ze swego domu.

- Oż ty. – kobieta uderzyła go w szczękę.

Oczywiście nie za mocno. Ona również polubiła już tego wariata. Harry ziewnął i oparł się o Salazara. Godryk usiadł obok niego i spojrzał na tyłek Pottera.

- Zboczeniec. – Harry zachichotał, poprawiając się.

- Nic na to nie poradzę. Za dwa dni odejdziesz. – Godryk spuścił wzrok.

- Po pierwsze spotkasz go za parę lat. – Rovena zabrała jego herbatę i westchnęła.

- Poza tym, do tego czasu masz okazję zerżnąć się ze sto razy z Salazarem. – dodała bezlitośnie Helga.

- Miejcie oko na Severusa, dobrze? Będzie uczył w szkole a nie chcę, by umarł po torturach Voldemorta.

Skinęli głowami. Nie dziwili się prośbie, już wcześniej opisał im co łączy blondyna i chłopaka a także o przyszłości młodego ślizgona. Potter zjadł z nimi obiad i schował notatki o Voldemorcie do ukrytej przegrody w pasku. Nie chciał wzbudzać podejrzeń i więcej tu nie zamierzał zaglądać. Tym bardziej, że musiał odkryć, po co właściwie przybył Voldemort. 

HP - PodróżOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz