Z pamiętnika Karoliny
Kiedy wysiadłam z samolotu i odebrałam bagaż. Postanowiłam pożegnać się z Sandrą i Kamilą. Chciałam kupić jakąś zabawkę małej. To dzięki niej poczułam jakąś zmianę w głębi serca. Ten szkrab nie tylko sprawił, że polubiłam dzieci, ale nawet zapragnęłam swoich. Co się z mną dzieje? Te całe zamieszanie przyprawia mnie o obłęd.
Wracając do akcji. Kupiłam dla niej dużego pluszowego misia. Dziewczynka niesamowicie się ucieszyła. To takie miłe uczucie sprawić komuś przyjemność. Z Sandrą wymieniłyśmy się numerami. Na koniec poznała, że jestem tą Karoliną z tych Müllerów. Myślałam, że jej oczy wypadną z orbit. Niby sława to taka fajna rzecz, lecz ja myślę, że więcej rzeczy utrudnia, niż ułatwia. Wiele razy poznawałam osoby, które kiedy poznawały, kim jestem całkowicie zmieniały podejście do mnie. Jedni traktowali mnie jako kogoś z wyższych sfer, jako kogoś kto nie stąpa po ziemi. Drudzy uważali się jako niegodne mnie towarzystwo. Trzeci zachowywali się sztucznie. Jeszcze inni po prostu zaczęli zazdrościć. Dlaczego oni tak się zachowywali? Przecież ja byłam wciąż tą samą Karoliną. Zmienił się tylko sposób w jaki mnie postrzegali. Dlatego nikt w kadrze nie wie jak mam na nazwisko. Tym bardziej, że nikogo to nie zainteresowało do tej pory. Dobrze, że oni nie przeglądają portali społecznościowych ze względu na to, że sami są popularni. Tylko trener to zauważył, ale wierzę, a nawet jestem pewna, że on nikomu nie wygada.
Całe szczęście między mną, a Sandrą nic to nie zmieniło. Kiedy się pożegnałyśmy wyszłam z lotniska.– Karolina!!! – wykrzyknęła Monika łapiąc mnie za szyję. – Jak ja ciebie dawno nie widziałam. Jak tylko dostałam od ciebie SMS-a to wyjechałam prawie z drzwiami od garażu na dachu. Dobrze, że w porę zahamowałam. Ojciec znów by mi dokuczał, że kolejne auto rozwaliłam. Ostatnio jak wjechałam w płot to myślałam, że mnie rozszarpie i zszyje, a potem znów rozszarpie, a następnie zakopie w ogródku, przy moim świętej pamięci chomiku Andrzeju.
– Mi też cię miło wiedzieć – przerwałam jej słowotok, ponieważ dobrze wiem, że ona mogłaby gadać trzy godziny. Mimo to lubiłam ją właśnie za to.
– To co? Idziemy do mojego nowiutkiego, pachnącego jeszcze salonem, polakierowanego na metaliczną czerń autka? A właśnie z tym samochodem to się wiąże taka ciekawa historia...
Kiedy udałyśmy się w kierunku samochodu ona wystrzeliła petardą słów na temat tego jak wyjechała z salonu samochodowego przez szybę. Wsiadłyśmy do samochodu. Co rusz Monika wystrzeliwała z kolejną petardą słów. Czy jej tematy się kiedykolwiek skończą? Zawsze mnie to zastanawiało. W końcu w samochodzie chociaż na chwilę zapanowała cisza. Musiałam nacieszyć się tym momentem, ponieważ wiedziałam, że nie potrwa on długo. Miałam rację potrwał on dokładnie trzydzieści dwie sekundy. Przynajmniej teraz powiedziała coś praktycznego.
– Nie jedziemy jeszcze do twojego domu. Zabieram cię w pewne miejsce – wyszczerzyła się. – Mam ci tak wiele do powiedzenia.
Nic nowego, że miała mi coś do powiedzenia. Skręciła w stronę małej, wąskiej, leśnej drogi. Już wiedziałam gdzie jedziemy. Po pokonaniu kolejnych kilkunastu metrów zza drzew wyłonił się dobrze znany dla mnie widok. Znajoma skarpa nad jeziorem, stara, wiekowa wierzba to miejsca w których spędziłam dużą część dzieciństwa. Monika pociągnęła mnie za rękę i pobiegłyśmy w stronę drzewa. Nie było ono wysokie. Jego konary dotykały niemal ziemi, przez co tworzyły coś w rodzaju kurtyny. Wchodząc do środka poczułam jak uderzają we mnie wszystkie wspomnienia z mojego dzieciństwa. Niestety wśród nich były również te złe. Zasmuciłam się na myśl o tym co musiałam przejść, aby być tu. Monika zauważyła to dlatego postanowiła odciągnąć moją uwagę. Z całej siły poklepała mnie po plecach. To bolało. Odwróciłam się w jej stronę. Ona już siedziała na konarze wierzby. To był nasz rytuał w dzieciństwie.
CZYTASZ
Na spalonym
FanfictionPewnego dnia główna bohaterka postanawia się wybrać na zakupy do centrum handlowego. Nie przypuszcza że te jedno małe wyjście zmieni jej życie o 180°.