Jay POV:
Po tym, jak wreszcie udaje mi się uwolnić z uścisku dwa razy większego ode mnie goryla, dopadam do broni i strzelam Henry'emu w ramię. Nie chcę go zabić, nie chcę mieć tego skurwiela na sumieniu. Zajmie się nim odpowiedni człowiek, który jest tutaj najważniejszy. Czyli mój brat. Mądry i sprawiedliwy.
- Vivienne - podbiegam do jej ciała, które leży pod ścianą i klepię po policzku. Jest blada jak kreda, na szczęście wyczuwam puls - No już, obudź się - panikuję, a obok mnie kuca mama - Cholera, co z nią?
- Wszystko będzie dobrze, syneczku. Straciła przytomność, zaraz się ocknie. Zadzwoniłam po Rogera.- Zadzwoń również do Thomasa - mama patrzy na mnie przerażona, biorę Vi na ręce i ostrożnie układam
na kanapie w salonie. Nie zwracam uwagi na siedzącego pod ścianą Henry'ego, który zalewa się krwią.
- Jesteś tego pewny, Justin? Jeśli Thomas dowie się, co zrobił Henry nie będzie miał dla niego litości.
- I to o chodzi, mamo! Nie miał kurwa prawa dotknąć jej małym palcem, a prawie ją udusił!
- Nie bądź cipą, bratanku - kaszle głośno i przykłada dłoń do krwawiącego ramienia. Nie wygląda to zbyt dobrze - Od kiedy jesteś taki wrażliwy, huh? To tylko kolejna dziwka w twoim życiu. Rozckliwiasz się.
- Henry! Nie pozwalam, abyś mówił tak o narzeczonej mojego syna! Joseph byłby tobą rozczarowany.
- Och, Dorothy. Nawet po śmierci uważasz go za takiego świętego, a był dokładnie taki sam jak ja.
- Justin - spoglądam na Vi, która odzyskała przytomność i próbuje się podnieść. Kręcę głową, aby tego nie robiła, ale oczywiście mnie nie słucha! - Wszystko jest w porządku, nic mi nie jest. Mogę usiąść?
- Niech ci będzie - kapituluję, pomagam jej i opieram o poduszkę - Potrzebujesz czegoś? Wody?
- Mhm - mruczy pod nosem, przykłada dłoń do czoła i masuje je. Mama podaje jej szklankę, upija kilka łyczków, a kolory szybko wracają na jej śliczną buźkę - Nie martw się, naprawdę nic mi nie jest.
- Taką mam nadzieję. Zaraz będzie wujek Roger, na wszelki wypadek cię zbada, a potem się zmywamy.
- Och, ta baba rozmiękczyła ci mózg, bratanku - Henry prycha rozbawiony, Vi schyla głowę i wpatruje się we własne dłonie. Jest mi jej żal, zawsze dumnie unosi brodę do góry i nie daje się złamać, ale ten dupek solidnie ją przestraszył. Mnie również - Nie daj się, tak czy siak i tak zrobi cię w chuja. Przekonasz się.
- Zamilcz, Henry! - mama podnosi głos, aż mnie zaskakuje. Nie pamiętam, kiedy ostatnio krzyczała - To mój dom, więc zamknij się i przestań obrażać mojego syna i jego narzeczoną! Dość tego! Ucieszyłam się, kiedy przyleciałeś, ale zmieniłeś się i nie mogę cię znieść! Masz czterdzieści dwa lata, dorośnij.
- Dorothy - w progu pojawia się wujek Roger, a obok niego mój brat. Z zaskoczeniem przesuwają wzrokiem po Henry'm, mamie, Vi i mnie - Co się tutaj do cholery wyprawia? Dlaczego Henry jest ranny?
- Ponieważ sobie na to zasłużył - mama przejmuje stery i podchodzi do mojego brata - Liczę na to, że wyciągniesz słuszne wnioski, skarbie. Wuj Henry zdecydowanie się rozpędził i złamał pewne zasady.
- Zaraz o tym porozmawiamy mamo, pozwól mi przywitać się z bratem - Thomas całuje ją w policzek i podchodzi do mnie. Bez skrępowania przytula mnie po męsku, klepiąc po plecach. Nasze stosunki nie zawsze były dobre, szczególnie po tym, kiedy wypiąłem się na interesy ojca. Mimo wszystko nie miał mi tego za złe, rozumiał to i poparł mnie, chociaż inni byli wściekli - Dobrze cię widzieć, Jay. Świetnie wyglądasz - mruga okiem, zerka w bok na Vivi, która na szczęście doszła do siebie - Przedstawisz mnie?
- Jasne. Kochanie? - wystawiam dłoń, pomagam jej wstać i stawiam przed sobą, układając dłonie na jej ramionach - To Vivienne, moja narzeczona. Vivi, to mój brat Thomas. Całkiem spoko z niego gość.
- Och, goń się - uderza mnie w ramię i skupia uwagę na Vi - Miło cię poznać - bierze jej dłoń, całuje wierzch nie przerywając kontaktu wzrokowego - Muszę przyznać, że jestem zaskoczony. Narzeczona?
- Ciebie również - Vi nie daje mi szansy na odpowiedź i boję się, że coś chlapnie! - To świeża sprawa.
- Hmm, ciekawe. Musisz być naprawdę wyjątkowa, skoro mój brat wcisnął na twój palec pierścionek.
- Jest kurewsko wyjątkowa, bracie - uśmiecham się szeroko, Vi unosi głowę i karci mnie spojrzeniem - Dawno się nie widzieliśmy, może odwiedzicie nas z Taylor? Dobrze byłoby spędzić razem trochę czasu.
- To świetny pomysł, podoba mi się. Porozmawiam z Taylor i dam ci znać. A teraz powiedz, o co tu chodzi. Byliśmy w drodze, kiedy do Rogera zadzwoniła mama. Strzelanka? Zapowiada się ciekawie.
CZYTASZ
Show Me The Way
FanfictionMożesz być słodkim snem albo pięknym koszmarem. Którymkolwiek z nich jesteś, nie chcę się z ciebie budzić. Opowiadanie zostało wyróżnione w konkursie Wattonators.