Rozdział 16

2.9K 106 2
                                    



Vi POV:

Nie spodziewałam się Dave'a z jego pieprzoną armią, a jest ich dobre trzydzieści sztuk. Po jaką cholerę przywiózł ze sobą tych pionków? Naprawdę chce rozpętać wojnę w środku dnia? Kompletnie zwariował?!

- Dobra! Opuśćmy broń i porozmawiajmy - Dante bierze sprawy w swoje ręce, zabezpiecza spluwę, chowa ją za pasek spodni i wychodzi na środek - Co ty wyprawiasz, Dave? Po co to całe przedstawienie?
- Cóż, przyszedłem zabrać towar. To normalne, że muszę mieć ludzi, prawda? Tak to się odbywa, Ruster.
- Owszem, ale zapomniałeś o jednym szczególe. Towar należy do Seven. Nie możesz go ot tak zabrać.
- Czyżby? A ty zapomniałeś, że to ja wydałem ci Ramosa? Gdyby nie ja, do tej pory gówno byś wiedział!
- Tego akurat nie przewidzimy, już za późno. To, że wydałeś Ramosa było maleńką częścią dalszego planu. Zabranie klucza było bardzo ryzykowne, coś mogło pójść nie tak, ale ty się wymiksowałeś. Twoja strata.
- Zostawiłem brudną robotę dla lepszych. Wieść o tym, że twój cukiereczek świetnie sobie poradził rozeszła się niczym świeże bułeczki - przykłada palec do ust, przenosi na mnie wzrok i mruży oczy - Cieszę się, że jesteś cała i zdrowa, kochanie. Jak twój bark? - zwijam dłonie w pięści, próbując zachować spokój.
- Pierdol się, gówno ci do tego - ruszam przed siebie i zatrzymuję tuż obok Dantego - Twój pionek popełnił błąd celując do nas, ale już za to zapłacił. Czy to ty zostawiłeś mnie w tej przeklętej piwnicy?

- Wybacz, zmieniłem koncepcję w której nie byłaś mi już potrzebna - wzrusza ramionami, uśmiecha się chytrze, a we mnie gotuje się krew. Pierdolona kanalia! - Nie złość się, jednak ktoś cię uratował skoro stoisz przede mną, cukiereczku. Doszły mnie wieści, że chciałaś zabić mojego człowieka, strzeliłaś mu w kolana i ramię. Odważnie. Chętnie widziałbym cię w swoich szeregach, może zmienisz kolegów?
- Nie prowokuj mnie, bo ciebie też zabiję. Nie chcesz ze mną zadzierać, wierz mi. Towaru nie dostaniesz, zabieraj stąd tę bandę dzieciaków i spieprzaj, zanim wkurwisz mnie i zrobi się nieprzyjemnie.
- Ouć! Ależ ty jesteś ostra, Vi. Słyszałem, że niezła z ciebie sztuka i proszę! Podobasz mi się, cukiereczku.
- Nie mów tak do mnie, nie jestem cukiereczkiem. Radzę ci się zmywać póki jesteśmy jeszcze cierpliwi.
- Nie rozumiesz? Nie ruszę się stąd bez towaru, który przejmuję. Zdobyliście go tylko dzięki mnie.
- Mylisz się. Zdobyliśmy go wyłącznie dzięki mnie, bo to ja odwiedziłam Ramosa i zwinęłam klucz. Tak więc przestań bredzić i grać mi na nerwach. Skoro chciałeś towar, mogłeś po niego pójść. Proste? Proste.
- Jesteś za bardzo wyszczekana, oj za bardzo - odrywa tyłek od maski samochodu, podchodzi bliżej i patrzy na mnie z góry. Pieprzony wzrost! Czy stałam w kolejce po cycki, kiedy go rozdawali? - Chętnie nauczyłbym cię okazywania szacunku, laleczko. Bądź pewna, że chodziłabyś jak w najlepszym szwajcarskim zegarku.
- Łapy precz, Dave - dołącza do nas Jay, który władczo układa dłoń na mojej talii - Ona należy do mnie.
- Och, doprawdy? - uśmiecha się, przechyla głowę posyłając mi dziwny uśmieszek - Kto by pomyślał. Justin Morgan kręci się obok laseczki z Seven? Nie dziwię się, niezła z niej suka, prawda? Dobrze się pieprzy?
- Błąd - tylko tyle ucieka z ust Justina, a potem wszystko dzieje się szybko. Kątem oka widzę, jak unosi pięść, która spotyka się z twarzą Dave'a, a do moich uszu dociera nieprzyjemny odgłos łamanej kości. Auć! - Jeszcze jedno słowo, a na jednym ciosie się nie skończy. Nigdy więcej nie waż się tak do niej mówić, czy to jasne?! - Jay płonie ze złości, stawia stopę na jego torsie, dociskając go do ziemi - A teraz zabieraj swoich ziomków i spierdalaj stąd. Towar nie należy do ciebie, stchórzyłeś przed Ramosem więc przestań chojrakować. To, że przyjechałeś z ekipą nic nie znaczy, Dave. Nie zaczynaj wojny, którą przegrasz.
- To się jeszcze okaże - spluwa krwią, podnosi się i ociera usta - Jedno moje słowo, a zaczną strzelać.
- Poważnie? Więc na co czekają, huh? Doskonale wiesz, że gliny zjadą się szybciej niż myślisz, a trupów będzie od chuja. Chcesz tego? Chcesz stracić wszystkich swoich ludzi? Zostaniesz sam, idioto!
- Pierdol się, Justin! - patrzy na niego spod byka, jednak zadziwia mnie jego spokój. Dostał po mordzie, a nawet nie chce rewanżu - Dzisiaj chciałem po dobroci, sądziłem, że jesteście mądrzejsi i po prostu się dogadamy. Skoro nie, trudno. Następnym razem rozpierdolę was wszystkich! Bądźcie przygotowani.
- Uważaj na to, co mówisz i robisz, Dave. Jedna źle podjęta decyzja może cię bardzo dużo kosztować.
- Zaryzykuję - mruga okiem, spogląda na mnie i puszcza mi buziaka. Fuj! - Do zobaczenia, cukiereczku.
Na pewno jeszcze się spotkamy - odwraca się, wsiada do samochodu, a po chwili zostajemy sami.
- Co tu się właśnie odjebało? - wyrzucam ręce w górę, chowam broń i wlepiam wzrok w chłopców.
- Sam chciałbym to wiedzieć! Ten dekiel zbyt dużo sobie wyobraża. Myślał, że nas kurwa nastraszy?
- Nie wiem, Dante. Na pewno nie spocznie dopóki nie przejmie towaru. To wróży tylko jedno; rozpierdol.
- Więc powinniśmy się na niego przygotować - mówię pewnie, a Dante przewraca oczami - No co?
- Zaledwie półtora tygodnia temu skończyła się wojna w sąsiedniej dzielnicy. Gliny węszą bardziej niż zwykle, a to, że Svenson jest po naszej stronie nie daje nam przewagi. Musimy działać rozsądnie.
- Zawsze działamy rozsądnie, tatuśku - mrugam okiem, cmokam go w policzek i chwytam Justina za dłoń.
- Dzięki, stary - Dante szturcha Justina w ramię, zaciskam usta jednak to niecodzienny obrót spraw.
- Nie ma sprawy, polecam się na przyszłość - uśmiecha się, spogląda na mnie i całuje czubek głowy.

Show Me The WayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz