Rozdział 19

2.4K 94 5
                                    



Vi POV:

Mimo tego, iż od sześciu lat w ogóle nie płakałam, tak od poznania Justina zdarza mi się to coraz częściej. Nie chcę tego, nie potrzebuję. Łzy są oznaką słabości, chociaż tak cudownie oczyszczają z negatywnych emocji, pozwalają spokojnie zasnąć i wyłączyć myślenie. A ja pragnę zasnąć i wymazać z głowy ten widok.
- Och, Vivienne! - pierwsza zauważa mnie Katherina. Odskakuje od Justina jak poparzona, ociera kącik ust, posyłając mi chytry uśmieszek - Jak miło ponownie cię zobaczyć. Nie spodziewałam się, że przyjedziesz.
- Rybko? Co ty tutaj robisz? - Justin chrząka niezręcznie, poprawia kołnierzyk czarnej koszuli i rusza w moją stronę. Chcę uciec, spieprzać jak najdalej niestety moje nogi wrosły w podłogę i za chuja nie mogę się ruszyć! Pieprzone ciało! - Kwiatuszku, wybacz - wpatruję się w guzik jego koszuli i zagryzam wargę, aby powstrzymać jej drżenie. Pocałowała go, po prostu połączyła ich usta - Proszę, spójrz na mnie - odruchowo kręcę głową, a kiedy czuję na ramionach jego dłonie cofam się, niczym porażona prądem. Moje ciało wreszcie obudziło się do życia - Katherina już wychodzi, porozmawiajmy. Cholera, cała się trzęsiesz.
- Zostaw mnie - przełykam ślinę, odważnie unoszę głowę i patrzę mu w oczy - Niedawno wyznałeś mi miłość, a teraz całujesz się ze swoją ex narzeczoną? W co ty grasz, Jay? Chcesz namieszać mi w głowie?
- Oczywiście, że nie! To, co powiedziałem jest prawdą. Katherina się zapomniała i pocałowała mnie.
- Nie chcę tego słuchać, wychodzę - odwracam się, ale nie mam szansy zrobić nawet jednego kroku, Jay chwyta mnie w talii i przypiera do ściany. Opieram na niej dłonie, mój oddech przyśpiesza, a to, że nie wzięłam broni nie działa na moją korzyść. Pięściami raczej się przed nim nie obronię - Puść mnie.
- Powiedziałem, że porozmawiamy - szepcze wprost do mojego ucha, a jego ciało jest napięte jak struna! - Nie pocałowałem jej, rybko. Pragnę tylko ciebie, jak mógłbym to zrobić? To Katherina przesadziła.
- Chrzanisz. Dobrze, że to zobaczyłam. Przekonałam się, że to wszystko jest ściemą! Chcę wyjść, Justin.

- Nie wyjdziesz, dopóki nie dowiesz się, jaka jest prawda! - syczy przez zęby, odsuwa się ode mnie i chwyta za rękę - Katherina! Powiedz jej, jak było naprawdę. To nie ja pocałowałem ciebie, a ty mnie. Mów!

- To mogę uwierzyć w to, że chcesz tłumaczyć się przed małolatą - uśmiecha się pewna siebie, podchodzi do nas powoli i zakłada ręce na piersiach - Dawniej miałbyś w dupie to, czy ci uwierzy. Skoro należy do ciebie, musi akceptować zasady. Czyż nie? - marszczę brwi i myślę, o jakich zasadach ona pieprzy?
- Mój ojciec nie żyje, Kath. Nie przejąłem jego interesów, tym samym jego zasady mnie nie dotyczą.
- Naprawdę?! Mój Boże! Jesteś synem szefa mafii! Twój ojciec właśnie przewraca się w grobie!
- Milcz! - Justin dopada do niej, chwytając za ramię. Patrzę na ten widok zaskoczona, Katherina blednie, nerwowo przełyka ślinę i dopiero po chwili zdaje sobie sprawę, jakby powiedziała za dużo. Nie zwracam na to jednak uwagi, bo właśnie z opóźnieniem docierają do mnie jej słowa. "Jesteś synem szefa mafii", kurwa mać! Wiele razy zastanawiałam się, czym zajmował się jego ojciec, a to pierdolony mafiozo?! W co ja się wpakowałam? Babranie się w dragach to zupełnie inna bajka, mafia działa na innych zasadach, a ja nie chcę ich znać. Bez zastanowienia odwracam się na pięcie i biegnę do drzwi - Vivienne!! - Justin wydziera się za mną, wypadam jak z procy i docieram do jego Nissana, którego pożyczyłam ostatnio. Pomyślałam, że oddam mu go i przy okazji zostanę na noc. Plany szybko uległy zmianie - Vivi, poczekaj! - wsiadam za kółko, uruchamiam silnik i opuszczam teren jego domu z piskiem opon. Za dużo tego!


Niestety Jay nie byłby sobą, gdyby chociaż raz odpuścił. Przekonałam się już jak uparty z niego skurczybyk, a ściągając mnie tylko to potwierdza. W dodatku zabrał Nathana i Savage'a, którzy szybko mnie doganiają, próbując manewrować między innymi samochodami, które mijamy na autostradzie. Sama nie wiem dokąd się kieruję, po prostu jadę przed siebie chcąc być jak najdalej od wszystkich, a wszyscy i tak siedzą mi na ogonie. Jakby tego było mało, dołączają do nas kolejne dwa auta, których nie znam. Są podobne do tych, które ostrzelały samochód Jay'a, a mój oddech przyśpiesza. Szlag! Nie mam przy sobie broni, niby co mam zrobić w takiej sytuacji?! Mam do siebie żal, że jej nie wzięłam, ale pojechałam do Justina w pokojowych zamiarach, a nie po to, żeby się kurwa strzelać! Teraz muszę liczyć na siebie i jakoś zgubić jednych, jak i drugich. Niestety ruch o tej godzinie jest spory, wymijam kolejne samochody i muszę zwolnić przed Toyotą, która mnie blokuje, jadąc zawrotne pięćdziesiąt kilometrów na godzinę. Trąbię sfrustrowana, migam światłami, a dwa czarne samochody mnie doganiają. Nigdzie nie widzę Justina, Savage'a ani Nathana, w zamian za to rozdzwania się mój telefon. Wyjmuję go z kieszeni kurtki i włączam tryb głośnomówiący.
- Vivienne, kurwa mać! Masz dwóch ludzi Dave'a na ogonie, nie zwalniaj. Jesteśmy tuż za wami.
- Czego oni znowu chcą, Jay?! Mało im?! - wydzieram się, rzucam telefon na deskę rozdzielczą i wciskam gaz do dechy, kiedy wreszcie mijam marudera w starej Toyocie - Nie mam przy sobie broni, jest kiepsko.
- Musisz zjechać przy najbliższym skręcie, rozumiesz? Kieruj się na Naperville, ale nie autostradą, okej?
- Okej - wystawiam kierunkowskaz i zmieniam środkowy pas na prawy - Nie wierzę, że ją pocałowałeś.
- Poważnie? Chcesz rozmawiać o tym akurat teraz?! Nie pocałowałem jej, Vivi! Przysięgam kurwa!
- Widziałam coś innego - zaciskam usta, zjeżdżam z autostrady i mknę dwupasmówką. Ludzie Dave'a podążają za mną, a to, że nie widzę Justina wpływa na mnie dziwnie przerażająco - Zraniłeś mnie.
- Jezu, rybko! Nie miałem takiego zamiaru, przysięgam! Przyjechała do mnie razem z matką, była na górze w toalecie! Nie spodziewałem się, że nagle mnie pocałuje. Nie tylko ty byłaś zaskoczona, ja również.
- Naprawdę? Wciąż powtarzasz, że jestem twoja i nikt nie ma prawa położyć na mnie dłoni, a czy ciebie też to dotyczy? Jesteś mój, Jay? - kiedy o to pytam, nagle uświadamiam sobie, że naprawdę się w nim zakochałam. Spada to na mnie niczym bomba z opóźnionym zapłonem rozdzierając mnie od środka.
- Oczywiście, Vivi! Jestem twój, a ty jesteś moja! Katherina nie miała prawa posuwać się do pocałunku, ale ta suka jest szalona! Ona nic dla mnie nie znaczy, pragnę tylko ciebie, kwiatuszku. Wiesz o tym!
- Miałeś rację, zakochałam się w tobie - szepczę tak cicho, że sama siebie ledwo słyszę. Zmieniam bieg, przyśpieszam, a łzy spływają po moich policzkach. To nie jest odpowiednia chwila na rozklejanie się, jednak to silniejsze ode mnie - Nie masz pojęcia, jak bardzo się tego boję. Nie wiem, co mam robić.
- Nic nie musisz robić, kochanie. Zaufaj mi i pozwól, że cię poprowadzę. Zaopiekuję się tobą, nikt nigdy nie wyrządzi ci krzywdy. Przysięgam! Dam ci wszystko, czego zapragniesz. Kocham cię, moja wariatko.
- J-Justin - wybucham nową falą płaczu, szybko ocieram oczy, a czarne samochody są coraz bliżej.
- Kurwa, nie płacz! To fatalny moment. Wszystko będzie dobrze, ale teraz musisz skupić się na drodze.
- Staram się, ale nie jestem w stanie prowadzić. Proszę cię, zabierz mnie stąd! Mam już tego dosyć!
- Odbij w prawo - rozkazuje, zerkam w lusterko i skręcam. Droga jest opustoszała, a po bokach ciągnie się ciemny las - Zaraz będzie po wszystkim, zajmiemy się nimi. Ty masz jedynie jechać przed siebie, zrozumiano? - zanim mam szansę odpowiedzieć, czuję mocne uderzenie w tył samochodu, aż prawie walę głową w kierownicę. Piszczę zaskoczona i staram się utrzymać auto na drodze - Vivienne, co to było?!
- Uderzył we mnie! - drę się, drugi samochód równa się ze mną i kiedy przekręcam głowę, spotykam szyderczy uśmiech - Kurwa - oddycham ciężko, wciskam gaz w dechę, a auto strzela do przodu - To Dave!
- Poważnie?! Widziałem jego ludzi, ale jego nie. Uważaj na siebie i wal śmiało przed siebie, dobrze?
- On chce mnie zabić, prawda? - pytam niepewnie, a samochód ponownie równa się z moim - Justin?
- Nikt nie chce cię zabić, kwiatuszku. On chce jedynie pokazać, że jest ważny, a to gówno prawda. Kawałek nic nie znaczącego śmiecia, który zadarł z niewłaściwym człowiekiem! - mówi ostro, spoglądam w bok, a Dave'a puszcza mi oczko i ponownie uderza w mój samochód. Staram się nad nim zapanować i kiedy mi się to udaje, robi to jeszcze dwa razy przez co tracę przyczepność i wjeżdżam się w las - Vivienne! - to ostatnie, co dociera do mojej świadomości. Samochód wbija się w drzewo, a ja odpływam.

Show Me The WayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz