Jay POV:
Docieram do Seven zaledwie dziesięć minut później, chociaż droga zajmuje co najmniej dwadzieścia. Łamię chyba wszystkie możliwe przepisy, ale w tym momencie obchodzi mnie to tyle, co zeszłoroczny śnieg. Jeśli Vivienne tutaj nie ma, będzie bardzo źle. Dante ukręci mi łeb, a James wpakuje we mnie cały magazynek, ale i to jest mało ważne, bo Vi może być w niebezpieczeństwie, czego mój mózg nie ogarnia. Jestem takim kretynem, że aż mam ochotę przypierdolić sobie w twarz! Zostawiłem ją samą!
Dobijam się do drzwi, uderzam w nie pięściami, a w progu staje Josh. Jest ubrany, co trochę mnie zaskakuje, a jego mina właściwie nie zdradza nic. Ani złości, ani strachu, ani niepokoju. Nie pomaga mi!
- Powiedz, że Vivienne tutaj jest, Josh - zaciskam szczękę, a mój oddech szaleje - Błagam, powiedz to!
- Jest tutaj - odpowiada spokojnie, zakłada ręce na piersiach, a ja prawie dostaję zawału! - Właśnie śpi.
- Muszę się z nią zobaczyć. Wyszedłem do klubu, a kiedy wróciłem jej nie było! Przestraszyła mnie!
- Zostawiłeś ją, stary. W dodatku zraniłeś ją głupią gadką, a odkąd z tobą jest zrobiła się dziwne wrażliwa.
- Wiem, byłem zdenerwowany, bo Dave znowu zakratkował. Nie powinienem był jej zostawiać.- Zgadzam się, nie powinieneś. Lubię cię, Jay. Wiem, że Vi na tobie zależy i nie chciałbym, żebyś to spierdolił. Ona naprawdę cię kocha, a to pierwszy raz w jej życiu. Nie miała łatwo w dzieciństwie.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - gapię się na niego zdziwiony, jednak Vi nic nie mówiła na ten temat.
- To ona musi ci o tym powiedzieć, nie ja. Wróć jutro rano, okej? Jest bezpieczna, nic jej nie jest.
- Nie mogę wrócić nie widząc jej na oczy, Josh! Nie masz pojęcia, co przed chwilą przeszedłem.
- Dobra! Wpuszczę cię, ale jak ją obudzisz to masz wpierdol, jasne? Była przez ciebie smutna, idioto!
- Kurwa, zamknij się już. Zaraz wyrzuty sumienia wyżrą mi bebechy, dobijasz mnie - burczę pod nosem, mijam go i wbiegam na górę. Po chichotku otwieram drzwi, wchodzę do środka i wpatruję się w jej piękną, spokojną twarz. Bez namysłu zrzucam z siebie ciuchy, ostrożnie wślizguję się za nią i przytulam do jej pleców. Założyła moją szarą bluzę, którą pewnego dnia sobie przywłaszczyła - Kocham cię, rybko. Całe szczęście, że jesteś bezpieczna - szepczę cicho, zamykam oczy i odprężam się. To była długa noc.
Budzi mnie ruch obok, gwałtownie otwieram oczy i wpatruję się w Vi, która próbuje uwolnić się z mojego uścisku i wstać. Cholera! Będę musiał ją przeprosić, a coś czuję, że to wcale nie będzie takie proste.- Zostań - mamroczę pod nosem i przyciągam ją do siebie, chowając nos w jej włosach - Uciekłaś wczoraj.
- Owszem, uciekłam. Nie miałam zamiaru zostać w twoim domu sama, po tym, jak mnie potraktowałeś.
- Wybacz mi, rybko. Nie chciałem na ciebie nakrzyczeć, po prostu byłem wściekły i wyżyłem się na tobie.
- Więc następnym razem znajdź sobie inną osobę do wyżycia się. A teraz chcę wstać i pójść coś zejść.
- Nie bądź taka, no. Jest mi przykro, że byłem takim chujem - przekręcam ją w swoją stronę, wsuwam palce w jej włosy i przeczesuję, bo wiem, że to lubi - Przepraszam raz jeszcze. Rozpędziłem się.
- Nie chcę, żebyś mnie tak traktował, rozumiesz? To, że jesteś wściekły nie upoważnia cię do pieprzenia głupot, jak, cytuję; "od kiedy zrobiłaś się taka strachliwa?". Myślisz, że się boję, Jay? Że jestem słaba?
- Ależ skąd! Jesteś najodważniejszą kobietą jaką znam, maleńka - uśmiecham się na myśl o widoku jej z wycelowanym we mnie pistoletem. O tych wszystkich razach, kiedy mi się stawiała i nie okazywała grama strachu. Mimo wszystko wiem, że Vi gdzieś w środku jest bardzo krucha, ale nie mogę jej tego powiedzieć. Urwałaby mi jaja! - Nie wiem, dlaczego to powiedziałem. Po prostu po telefonie od Savage'a wpadłem w furię, a reszta poszła już sama. Nie chcę się z tobą kłócić, naprawdę jest mi cholernie przykro, Vivi.
- Zastanowię się, czy ci wybaczyć - zaciska usta, jednak widzę w jej oczach, że wszystko między nami gra - Jestem głodna, a w takim stanie źle mi się myśli. Tak więc rusz dupę, jeśli chcesz załapać się na najlepsze śniadanko na świecie - mruga okiem, całuje czubek mojego nosa, a kiedy chce wstać, przyciągam ją do siebie i próbuję pocałować. Nie pozwala mi na to, czym mnie zaskakuje - Nie umyłam zębów, więc zakaz całowania - wybucham śmiechem, Vi wykorzystuje sytuację i wyskakuje z łóżka jak z procy.
![](https://img.wattpad.com/cover/138412739-288-k357487.jpg)
CZYTASZ
Show Me The Way
FanficMożesz być słodkim snem albo pięknym koszmarem. Którymkolwiek z nich jesteś, nie chcę się z ciebie budzić. Opowiadanie zostało wyróżnione w konkursie Wattonators.