Rozdział 41

1.6K 64 6
                                    



Jay POV:

W nocy nie zmrużyłem oka. Siedziałem w salonie, pochłaniając drinka za drinkiem, z bijącym niespokojne sercem i zszarganymi nerwami. Umierałem z niepokoju o Vivienne, która się nie odezwała, odkąd opuściła dom mojej matki. Nie spodziewałem się, że ta rozmowa potoczy się tak źle, chociaż powinienem był się na to przygotować. Matka nie oszczędziłaby sobie kazania, zawsze tak było. Jeśli miała coś do powiedzenia, nic jej nie powstrzymało. Jaka szkoda, że nie ruszyłem dupy w obronie własnej narzeczonej. Do tej pory nie potrafię zrozumieć, co trzymało mnie w miejscu. Nie mogłem zrobić nawet kroku, ale to słowa matki tak mną wstrząsnęły. Nigdy nie spodziewałbym się po niej wzmianki o zasadach względem Vivienne. Doskonale wie, że jej nie dotyczą, a mimo to wspomniała, że brak jej ogłady i szacunku. Wcale tak nie myślę. Vivi mnie szanuje, to, co robię. Jej cięty język ani trochę mi nie przeszkadza i absolutnie nie jest oznaką braku szacunku. Jest jeszcze młoda, jednak ułożona i dobrze wychowana. Matka po prostu nie przywykła do tego typu kobiet, ponieważ w mafii każda chodzi jak w zegarku. Vivienne ma gorący temperament, ciężko ją ujarzmić a w świecie mafii takie zachowanie nie ma szans na powodzenie. Niestety każdy musi się z tym pogodzić, ponieważ oboje nie będziemy przestrzegać zasad, które zostały spisane lata temu. Gdybym tylko podjął inną decyzję, przejął interes ojca, teraz oboje mielibyśmy nieźle przejebane. Nie wyobrażam sobie, aby Vivi była grzeczna jak aniołek, posłuszna, czekająca na mnie bez słowa sprzeciwu. Chyba bolałby mnie widok jej takiej, ponieważ kocham w niej to, że jest taka pyskata, zadziorna i radosna. Jest moim światełkiem, którego nie chcę zgasić. Dzięki niej sam się zmieniłem, więcej się uśmiecham i cieszę drobnostkami. Nawet wspólne gotowanie czy oglądanie filmu sprawia mi niesamowitą radość, dlatego jej brak roztrzaskuje moje biedne serce na kawałki. Gdzież ona się podziewa? Dlaczego się nie odzywa? Robi mi na złość, a może ludzie wuja już dorwali ją w swoje ręce. Nie! Zrywam się z kanapy, biorę telefon ze stolika i ponownie wykręcam jej numer. Wcześniej był sygnał, teraz włącza się poczta głosowa. Jebana.poczta.głosowa, której tak nienawidzę! Niepokój zaraz rozsadzi mi czaszkę!
- Jay - do salonu wchodzi Savage wraz z Nathanem i Quebo - Ani śladu, nie znaleźliśmy nic, stary.
- Jak to możliwe, huh? Przecież nie zapadła się pod ziemię, prawda? Gdzieś kurwa musi być!
- Będziemy szukać dalej, nie martw się - Nathan kiwa głową, zbiera chłopców i ponownie zostaję sam.
- Gdzie jesteś, rybko - szepczę do siebie, przecieram twarz rękami, a tęsknota chwyta mnie za serce. W domu jest tak cicho, pusto, nijako. Brakuje mi jej, chciałbym wziąć ją w ramiona, pocałować, ukoić jej nerwy i zapewnić, że wszystko będzie dobrze. Mam żal do mamy za to, co zrobiła. Zapomniała się.
- Justin - moje rozmyślenia przerywa stojący w progu Thomas. Marszczę brwi, ale kogo jak kogo, jego się tutaj nie spodziewałem - Uspokój się, bracie - kręci głową, podchodzi do mnie i ściska po męsku - Jesteś kłębkiem nerwów. Wyluzuj, inaczej się wykończysz, chłopie - wzdycha ciężko i opada na kanapę.

- Mówisz poważnie? Moja narzeczona przepadła, a dwóch typków czai się na jej życie! Mam być spokojny?
- Tsa, sprawy trochę się spierdoliły. Rozmawiałem z mamą - chrząka niezręcznie i wiem już, po czyjej stanie stronie - Opowiedziała mi o waszej wizycie. Cholera, Justin, musisz utemperować Vivienne.
- Pierdol się, Thomas! - podnoszę głos, wlepia we mnie wzrok i śmie wyglądać na zaskoczonego - Nie będę jej temperował, zakoduj to sobie w głowie! To moja narzeczona, kocham ją taka, jaka jest i przestańcie wywierać na nią jakąkolwiek presję! Zapomniałeś, że nie należy do twojego świata? - unoszę brew, Thomas głośno wypuszcza powietrze i schyla głowę - No właśnie! Może mówić to, co jej się żywnie podoba, a zasady nigdy nie będą jej ograniczać. Nawet wtedy, kiedy zostanie moją żoną. Może i poniosło ją wczoraj, ale to matka podniosła na nią rękę, czego robić nie powinna. Naprawdę solidnie przesadziła. Wiesz o tym!
- Vivienne ją zdenerwowała, Jay. Nie przywykła do tego, że jakaś gówniara nie okazuje jej szacunku.
- Nie życzę sobie, żebyś mówił w ten sposób o mojej narzeczonej, Thomas. To, że Vivi jest młoda, nie oznacza, że jest gówniarą. Przeszła wiele w swoim życiu, miała pojebane dzieciństwo, została porwana, straciliśmy dziecko, a na dokładkę jest jeszcze Henry. Proszę, przynajmniej ty mnie nie wkurwiaj.
- Masz rację, wybacz. Wiem, że ją kochasz, zapomniałem się - podnosi się, podchodzi i układa dłoń na moim ramieniu - Bierz ten ślub jak najszybciej, bracie. Tylko w ten sposób możesz ochronić swoją narzeczoną. Nie mam dobrych wieści - patrzę mu w oczy, a jego mina faktycznie nie wskazuje na nic dobrego - Henry jest w Chicago - kurwa! Wstrzymuję oddech, a krew odpływa mi z twarzy. Wrócił! - Dowiedziałem się tego dzisiaj rano, jeden z moich ludzi mnie o tym poinformował. Wiedz, że nie pozwoliłem mu wrócić, dlatego nie pokaże nam się na oczy. Wie, że poniósłby za to surowe konsekwencje.
- Mój Boże! Skoro jest tak blisko, w tej chwili może być z Vivienne - szarpię za włosy, a panika żre moje bebechy - Muszę ją znaleźć, zanim on to zrobi. Nie może dorwać jej w swoje ręce! To byłby koniec.
- Na pewno jest cała i zdrowa, znajdziemy ją - pociesza mnie, jednak wcale nie jestem tego pewny.

Show Me The WayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz