Jay POV:
To, co wyprawia Henry, przechodzi ludzkie pojęcie. Nie dość, że zaplanował sobie pozbycie się mojej narzeczonej, to teraz w dodatku zaczął do niej wypisywać. Znam go doskonale, wiem, jaki to typ człowieka jednak jego zachowanie jest karygodne! Pozwala sobie na zbyt wiele, a chyba zapomniał, że ograniczają go pewne zasady. Nie może ot tak nękać Vivienne, bo ma taką zachciankę. Jest głupi, skoro ryzykuje tak wiele. Ta zabawa może skończyć się dla niego tragicznie, ale to nie mój problem. Miałem zamiar raz na zawsze skończyć ten cyrk i pokazać mu, jak niewiele kroków dzieli go od śmierci.
Wyjmuję telefon z kieszeni jeansów, wybieram jego numer i czekam, aż łaskawie zechce odebrać.
- Och, witaj bratanku! - krzyczy radośnie, jakby naprawdę się cieszył - Co u ciebie i uroczej Vivienne?
- Daruj sobie, Henry! Nie mam zamiaru ci się zwierzać. Chcę się z tobą spotkać, najlepiej jeszcze dzisiaj.
- Spotkać? Czemu nie? W końcu jesteśmy rodziną, prawda? Zapraszam cię do mojego domu, wpadnij.
- Świetnie! Podaj adres, a będę tam za pięć minut - burczę pod nosem, a Henry śmieje się, jakbym opowiedział dobry dowcip. Ledwo nad sobą panuję - Nie wkurwiaj mnie, wujku. To nie jest zabawne.- Masz rację, wybacz. Więc czekam na ciebie, bratanku. Chyba mamy sobie sporo do powiedzenia.
- Też tak uważam, czekam na adres - kończę połączenie, wbiegam na górę i po cichu wchodzę do sypialni. Vivi zdążyła zasnąć, co bardzo mnie cieszy. Uniknę tłumaczenia, a pewnie próbowałaby mnie zatrzymać.
Po podaniu adresu sms'em, zapierdalam do jego domu. Savage uparł się, że pojedzie ze mną, ale nie będzie się wychylał. Po prostu poczeka, a gdyby coś było nie tak, wkroczy do akcji. Nie boję się wujka,
nie jest dla mnie żadnym zagrożeniem. Jeśli tylko położony na mnie łapy, Thomas zrówna go z ziemią.
- Uważaj na siebie, gdyby coś było nie tak, daj mi znać, a wejdę tam i powystrzelam wszystkich w kosmos.
- Spokojnie, Savage. Czekaj cierpliwie, okej? Henry nic mi nie zrobi, nie jest aż tak głupi. Niedługo będę z powrotem - kiwa głową niezadowolony, wychodzę z samochodu i po chwili pewnie walę w drzwi. Otwiera mi jeden z jego goryli, ten sam, który trzymał mnie, kiedy Henry dusił Vivienne. Krew gotuje się w moich żyłach niczym rosół na niedzielny obiad, a chęć mordu rozsadza mi czaszkę - Gdzie jest mój wuj?
- Nie tak szybko, kolego - uśmiecha się chytrze, zamyka za mną drzwi i śmie mnie przeszukać. Oczywiście, że wziąłem ze sobą broń, nie jestem naiwny - To musi zostać u mnie, przykro mi. To rozkaz szefa, sorki.
- Pierdol się - spluwam z pogardą, przechodzę hol i docieram do salonu, w którym zastaję Henry'ego. Siedzi wyluzowany, popija drinka i ogląda mecz. Nie wierzę, że staliśmy się wrogami - Witaj, wujku.
- Och, szybki jesteś! - zrywa się z kanapy, wystawia dłoń i chcąc nie chcąc podchodzę bliżej, ściskając ją mocno - Cieszę się, że przyjechałeś. Drinka? - przytakuję głową, Henry polewa whisky i wręcza mi niską szklaneczkę - Więc? O czym chciałeś ze mną porozmawiać? - przewracam oczami i opadam na kanapę, pochłaniając drinka jednym haustem - Okej, doskonale wiem, że chodzi o twoją narzeczoną. Pytaj śmiało.
- Po pierwsze i najważniejsze; co strzeliło ci do łba, aby wydawać na nią zlecenie? Zwariowałeś?!
- Czy zwariowałem? Nie, Justin, to twoja kobieta zwariowała. Pomogła uciec Kath, dociera to do ciebie?- Dociera. Owszem, popełniła błąd i żałuję, że nie miałem o tym zielonego pojęcia. Nigdy bym jej na to nie pozwolił, ale stało się, czasu nie cofniemy. To nie jest powód do tego, żebyś czyhał na jej życie!
- Mylisz się. Przekroczyła pewną granicę, której nigdy nie powinna. Nie miała prawa pomagać Katherinie w ucieczce, obaj o tym wiemy. Miała zostać moją żoną, a ona spieprzyła, ośmieszając mnie przed innymi członkami. Czułem, że Vivienne ma z tym coś wspólnego, jej dziwne zachowanie na to wskazywało.
- Ma dobre serce, to wszystko. Nie może znieść myśli, że Kath działa się krzywda. Ponoć ją pobiłeś.
- Nie chciała dać mi dupy, więc poniosła karę. Nie udawaj, że nie wiesz, jak to działa. Jay. Tkwiłeś w tym gównie od uroczenia, widziałeś wiele rzeczy, jakie działy się pod dachem domu twojego ojca. Dorothy też wiele razy oberwała, rozkładała nogi na zawołanie. Od tego są kobiety w mafii, bratanku. Mają być gdzieś z boku, czekające na nas, gotowe. Nie podaruję Vivienne, że zniszczyła moje plany. Sporo straciłem.
- Nie zależało ci na Katherinie, a na wpływach w Rosji. Nadal możesz to zrobić, Kath ma siostrę, prawda?
CZYTASZ
Show Me The Way
FanfictionMożesz być słodkim snem albo pięknym koszmarem. Którymkolwiek z nich jesteś, nie chcę się z ciebie budzić. Opowiadanie zostało wyróżnione w konkursie Wattonators.