Jay POV:
W nocy ledwo zmrużyłem oczy. Zerwałem się z łóżka kilka minut po siódmej rano, pojechałem po całkiem sporą, bo dziesięciokilogramową dostawę towaru, podrzuciłem do Dragona i zahaczyłem o fryzjera. W domu wypiłem trzy szklaneczki whisky, a mimo to moje nerwy były napięte jak postronki. Savage kiwał głową, patrząc na mnie, a Nathan dopinał sprawy do końca. Wszystko było gotowe. Przyjęcie, kościół, ochrona. Vivienne miała przyjechać do kościoła z całą obstawą, a to, że nie widziałem jej od wczoraj, siało niepokój w mojej głowie. Zapewniła mnie jednak, że tę noc powinniśmy spędzić osobno, więc wypiłem z chłopakami u siebie, a Vi spędziła ten czas z przyjaciółmi z Seven oraz Tinny. Na szczęście wysłała mi wiadomość kilka minut temu i zapewniła, że u niej wszystko w porządku i jest gotowa za mnie wyjść. Głupi uśmieszek zawitał na moich ustach, a w sercu rozlało się ciepło. Niewiarygodne, że byłem jej tak pewny, jak i tego, że pragnę spędzić z nią resztę życia. Znaliśmy się nieco ponad trzy miesiące, a za czterdzieści minut będziemy małżeństwem. Gdyby ktoś powiedział mi to kilka miesięcy temu, wyśmiałbym go. Takie rzeczy nie dzieją się w prawdziwym życiu, nawet mój brat "chodził" z Taylor dobry rok, zanim wzięli ślub. Ja nie miałem zamiaru czekać dłużej. Kiedy tylko zobaczyłem ją po raz pierwszy, przeczuwałem, że to jest "to". Takie rzeczy się czuje. Wiedziałem, że połączy nas dłuższa znajomość. Mimo tego, iż miałem wobec niej zupełnie inne plany, które krok po kroku wprowadzałem w życie, wszystko i tak wzięło w łeb. Dzięki niej chciałem przejąć dostawę z Japonii, tylko na tym mi wtedy zależało, a potem kompletnie się zatraciłem i zwariowałem na jej punkcie. Owinęła mnie sobie wokół małego palca w tak krótkim czasie.
Chrzanić to, jak bardzo Vivienne była wybuchowa, zadziorna, uparta. Chrzanić to, że momentami doprowadzała mnie do białej gorączki, aż miałem chęć wyjść z siebie i stanąć obok. Chrzanić nawet to, że była taka młoda, znaliśmy się dość krótko, bo w tej chwili nic z tych rzeczy nie miało znaczenia. Chciałem jej i mimo popełnionych błędów dzisiaj zostanie moją żoną. Życie jest kurewsko szalone!
Pod kościół podjeżdżam moim ukochanym cacuszkiem, czerwonym Fordem Mustangiem. Jako że czerwień to motyw przewodni naszego ślubu, specjalnie wybrałem ten samochód. Kiedy tylko wysiadam, dostrzegam mnóstwo ludzi na zewnątrz, w tym Thomasa, mamę oraz wujka Rogera. Rozmawiają, śmieją się, a ich dobre humory mnie cieszą. Ten dzień ma być wyjątkowy, niezapomniany i magiczny. Liczę na to, że nic go nie zakłóci, ale od tego jest ochrona. W kościele będzie ograniczona grupa ludzi, tylko rodzina, której ufam bezgranicznie. Nie mam zamiaru ryzykować, gdyby Henry nagle wpadł na jakiś durny pomysł i próbował namieszać. Straciłem do niego zaufanie, niepokoi mnie jego gra więc wolę dmuchać na zimne.
O naszym ślubie wszyscy dowiedzą się dopiero za godzinę, kiedy wejdziemy do ogrodu, w którym będą czekać goście. Zapewne nikt się tego nie spodziewa, a Henry będzie miał miłą niespodziankę.
Czekam przed ołtarzem, poprawiam muchę i próbuję wsunąć palec pod kołnierzyk. Uwiera mnie to cholerstwo, drażni i mam ogromną ochotę wywalić to w diabły. Thomas karci mnie jak dziecko i prosi, żebym przestał się wiercić. Łatwo mówić! Nie jestem przyzwyczajony do krawatów, much i tego typu ustrojstwa. O ile toleruję koszule, tak nic innego nie wchodzi w grę. Zdecydowanie wolę luźny styl.
- Jezu, bracie! Ależ ty jesteś nieznośny - Thomas przewraca oczami i posyła uśmiech naszej mamie.
- Poważnie nie czuję się dobrze w tej muszce, wiesz? Kiedy powinna zacząć się ceremonia? Gdzie Vi?
- Właściwie - spogląda na zegarek i ponownie unosi głowę w stronę wejścia - Twoja żona już tutaj jest.
- Jeszcze narzeczona - prycham pod nosem i wpatruję się w postać, która stoi tuż przy drzwiach. Dzieli nas spora odległość, więc dostrzegam jedynie zarys jej postaci w bieli. Jak na zawołanie po kościele roznosi się piękna melodia, a Vivienne w towarzystwie Dantego kroczy w moją stronę. I kiedy jest na tyle blisko, abym mógł ją podziwiać, rozdziawiam usta na jej widok. Nie wiedziałem, czego mam się spodziewać, chociaż kilka razy próbowałem sobie wyobrazić ten moment. Wyobrażenia jednak nijak mają się do rzeczywistości, bo mam wrażenie, że patrzę na anioła - Jasna cholera - Thomas szturcha mnie w ramię, ale nie zwracam na niego uwagi. Gapię się na moją narzeczoną, która ma na sobie długą, dopasowaną suknię. Przylega do jej szczupłego ciała niczym druga skóra, uwydatniając kształty oraz jej spore piersi. Jest z długim rękawem, który składa się z koronki ciągnącej się w górę. Nie byłaby sobą, gdyby nie dodała pazura w postaci pomalowanych na krwistą czerwień ust oraz paznokci. Dostrzegam również czerwone szpilki, które wysuwają się przy każdym kroku spod sukni. Mam ochotę porwać ją w ramiona i już nigdy nie puszczać! - Rybko - uśmiecham się jak debil, kiedy dociera do mnie. Ujmuję jej dłoń i składam na wierzchu czuły pocałunek - Wyglądasz obłędnie - szepczę tak, aby tylko ona usłyszała. Zawstydza się uroczo i niepewnie spogląda na księdza, który już na nas czeka. Stajemy przed ołtarzem, a ceremonia się rozpoczyna.
CZYTASZ
Show Me The Way
FanfictionMożesz być słodkim snem albo pięknym koszmarem. Którymkolwiek z nich jesteś, nie chcę się z ciebie budzić. Opowiadanie zostało wyróżnione w konkursie Wattonators.