Rozdział 26

2.1K 87 6
                                    



Vi POV:

Czas płynął jak w przyśpieszonym tempie. Czasami miałam wrażenie, że ucieka mi wręcz między palcami i nim się obejrzę, będę pomarszczoną staruszką, o ile w ogóle będzie mi dane dożyć tego momentu.

Czerwiec płynnie przeszedł w lipiec, a lipiec w sierpień. I tak oto wczoraj mój związek z Justinem obchodził drugą miesięcznicę, a z tej okazji mój ukochany zabrał mnie do pięknej restauracji. Wcześniej nie lubiłam takich ckliwych gówien, wydawało mi się to kiczowate, wręcz przesłodzone i sztuczne. Jednak człowiek pod wpływem uczuć i klapek na oczach potrafi zmienić spojrzenie na pewne sprawy. I ja byłam tego idealnym przykładem. Przestało liczyć się gdzie, a najważniejsze stało się z nim. Byłam obrzydliwie i nieodwracalnie zakochana, Justin dawał mi szczęście, poczucie bezpieczeństwa i mnóstwo miłości, której wciąż łaknęłam. Wreszcie czułam się tak, jak powinnam. Miałam świadomość, że jestem dla niego ważna, że mnie potrzebuje, pragnie. W dzieciństwie bywały dni, kiedy prosiłam o miłość rodziców, próbowałam przytulać się do mamy, jednak ona za każdym razem odpychała mnie i kazała iść do swojego pokoju. Odrzucenie dla kilkuletniej dziewczynki to jak cios w brzuch, po którym bebechy wywracają się na drugą stronę i chcą wyskoczyć gardłem. Cierpiałam, tłumiłam to w sobie i po cichutku zmieniałam się w zimną sukę, aby nie pozwolić sobie na ponownie odrzucenie. To niesamowite, że Justinowi wystarczyło ledwie dwa miesiące, aby pokazać mi, że miłość jest piękna i potrzebuje jej każdy człowiek. Ja również. Bez względu na to, ile wycierpiałam w przeszłości, ile razy zapierałam się, że nigdy w życiu nie pozwolę sobie na zakochanie, i tak złamałam swoje obietnice. Pokochałam i ktoś pokochał mnie. Moje wady, zalety, cięty język. Nie przeszkadzało mu to, że jestem zwariowana, czasami wręcz dziecinna. Akceptował mnie taką, jaką byłam i wziął wszystko, co chciałam mu dać. Chyba był moim pieprzonym przeznaczeniem.


Od kiedy wspomniałam mu o studiach, nie dawał mi spokoju. Pchał mnie w tym kierunku, ale robił to powoli i subtelnie. Nie czułam żadnej presji z jego strony, po prostu siedzieliśmy i rozmawialiśmy godzinami, jak dobry byłby to wybór. Widziałam coś dziwnego w jego oczach, jakby dumę, czego nie rozumiałam. Naprawdę zależało mu na tym, abym zmieniła swoje życie, ale nie mówił mi wprost, że "mam" to zrobić. Decyzja należała tylko do mnie, a ja nie byłam pewna w którą stronę pójść. Właściwie i tak przez ostatni miesiąc nie robiłam nic innego, jak spędzanie czasu z Justinem i nie w głowie było mi latanie za dragami. Z tego powodu zadowolony był również Dante. Nawet pewnego razu podziękował Justinowi, że odciągnął mnie nieco od tego popapranego życia, w którym tkwiłam. Wkurzał mnie jedynie fakt, iż wciąż za niepodważalny argument wymieniali mój młody wiek i to, że powinnam się uczyć, a nie biegać z bronią. Obraziłam się na nich śmiertelnie i nie odzywałam przez kilka dni. Tak nagle zebrało im się na pogadanki, tak? Robiłam to przez kilka lat, do jasnej cholery, więc mogliby sobie darować.
Tak czy siak na studia się zapisałam. Justin pomógł mi wybrać kierunek i chociaż nie byłam zbyt pewna, złożyłam papiery na psychologię. Byłam podekscytowana i przerażona jednocześnie.


Mieszam makaron z sosem z pomidorów i tuńczyka, kiedy rozdzwania się mój telefon. Na wyświetlaczu ukazuje się uśmiechnięte zdjęcie Dantego, odbieram szybko i włączam go na tryb głośnomówiący.
- Hej, skarbie. Czyżbyś tak szybko się za mną stęsknił? - chichoczę pod nosem i dodaję trochę pieprzu.

- Zawsze za tobą tęsknię, dziecinko! - oburza się i oczami wyobraźni widzę jego nadąsaną minę - Ale dzwonię w innej sprawie. Okazało się, że dostawa przypłynie dzisiaj wieczorem - o kurwa! Drewniana łyżka prawie wypada mi z dłoni - Manabu dzwonił do mnie kilka dni temu i zapewniał, że jest już gotowy. Podszedłem do tego z dystansem, ponieważ całość przedłużyła się o calutki miesiąc. A jednak dotrzymał słowa. Wszystko jest przygotowane, my również. Chcesz wziąć w tym udział? Może być różnie, mała.
- Mam to w nosie, Dante! Nadal jesteśmy zespołem i wolałabym, abyś o tym nie zapominał. Idę z wami.
- W porządku. Nie będę namawiał cię do zmiany zdania, bo wiem, że nic nie zdziałam. Ruszamy punkt dwudziesta pierwsza. Musimy wszystko przepakować do ciężarówek i zawieść do magazynu.
- Nie wydaje się być to jakieś super trudne. Mamy fajny zespół, więc akcja powinna pójść sprawnie.

Show Me The WayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz