Vi POV:
Próbuję zmusić nogi do ruchu, niestety słowa Zayn'a uparcie siedzą w mojej głowie, przytrzymując w miejscu. Więc o to chodziło przez cały czas? O ten przeklęty towar, nie o mnie? Byłam jedynie przynętą, kimś, kogo zbajerował i kto miał otworzyć mu drogę do odbioru kokainy. Udawał to żałosne przedstawienie w którym odgrywałam główną rolę naiwnej, głupiutkiej dziewczynki, którą omamił i rozkochał w sobie. W dodatku poszło mu tak łatwo, wystarczyły zaledwie dwa miesiące, a ja poczułam się jak w bajce. Poczułam, że mogę być dla kogoś ważna, potrzebna. Oddałam mu całą siebie, a on mnie zmiażdżył.
- Tak, Zayn. Ten plan stracił ważność - głos Justina ledwo do mnie dociera, nie kontaktuję i próbuję pozbierać szczątki mojego serca z podłogi. Rozsypały się wokół mnie i święcą pięknym, czerwonym światłem. A może to krew, która sączy się z otwartych ran? - Nie chcę, aby ona się o tym dowiedziała.
- Chyba już za późno - Zayn spogląda na mnie, wzdycha ciężko i zrezygnowany kręci głową - Vivienne.
- Niech to szlag! - Justin zrywa się na równe nogi, a kiedy staje krok przede mną, wystawiam dłoń powstrzymując go przed dotykiem. Nie mam odwagi spojrzeć mu w oczy, nie chcę rozsypać się całkowicie. Muszę zachować resztki godności - To nie tak, przysięgam! - wystawia dłoń, jednak robię unik w ostatniej chwili - Proszę, wysłuchaj mnie - kręcę przecząco głową, schylam głowę i zdejmuję pierścionek, który włożył mi na palec przed domem swojej matki. Powiedział wtedy, że idealnie pasuje do mojej kreacji, a tak naprawdę przedstawił mnie jako swoją narzeczoną. Tak pozostało do dnia dzisiejszego, a ja zdążyłam przywyknąć do tej myśli, nie biorąc tego na poważnie. Teraz ten piękny pierścionek nie jest mi już potrzebny - Nie rób tego, błagam cię, Vivienne! Wiesz, jak bardzo cię kocham! Spójrz na mnie!
- Nie - tylko tyle wydostaje się z moich ust. Kucam, kładę pierścionek na białych płytkach i bez słowa odwracam się z zamiarem opuszczenia jego domu po raz ostatni. Nie wrócę tutaj nigdy więcej.
- Kochanie, nie! Błagam, kurwa! - jego rozpaczliwy głos roznosi się po domu i wdziera do mojej głowy. Przełykam ślinę, chwytam za klamkę, a wtedy jego dłonie obejmują mnie w talii i dociskają do umięśnionego torsu. Jestem zbyt oszołomiona, aby odczuwać cokolwiek - Nie rób nam tego, rybko. Po prostu ze mną porozmawiaj, nie wychodź - szepcze cicho, a jego oddech odbija się od mojej skóry.
- Puść mnie, Jay. Muszę stąd wyjść - zaciskam usta, zduszam w sobie szloch i sama uwalniam się z jego objęć. Nie wiem, czy fakt, iż pozwala mi na to bez walki cieszy mnie, czy wręcz przeciwnie, dobija bardziej. Mimo to opuszczam dom, wsiadam do samochodu i zostawiam go za sobą na zawsze.
Nie wracam do domu, nie mam odwagi. Oprócz tego, że jestem cała zapłakana, rozczochrana, żałosna, jest jeszcze moja urażona duma. Chłopcy tak wiele razy ostrzegali mnie, James za każdym razem robił mi awantury, a ja nie posłuchałam żadnego z nich. Zachłysnęłam się szczęściem, miłością, mężczyzną, który mnie odmienił i teraz przyjdzie mi za to zapłacić. Doskonale znam to uczucie, które rozrywa mnie od środka. Przeżywałam je każdego dnia, kiedy rodzice odtrącali mnie od siebie, kłócili się, wyzywali. Teraz jest jednak sto razy gorzej, a ból pożera każdą komórkę w moim ciele. Jakby rozlał się żrący kwas trawiący na swojej drodze dosłownie wszystko. Mam ochotę wyjść z własnego ciała, aby tak potwornie nie bolało.
To naprawdę koniec? Tak po prostu, z dnia na dzień? Niby jak poradzić sobie z myślą, że byłam jedynie przynętą? Pokochałam kogoś, kto karmił mnie kłamstwami, kto przytulał mnie do siebie, dawał poczucie bezpieczeństwa, radość, szczęście, a to była tylko farsa. Był moim "wszystkim', kimś, komu oddałam serce i duszę. Nigdy wcześniej tego nie zrobiłam, a kiedy pojawił się on coś we mnie drgnęło, jakby obudziło się z zimowego snu. Jakby serce czuło, że na mojej drodze pojawił się człowiek mi przeznaczony. A jednak życie ponownie kopnęło mnie w dupę i zesłało na dno piekła, abym smażyła się tam żywcem.
Jay POV:
Piję drinka za drinkiem, w salonie panuje przerażająca cisza, a siedzący obok mnie Zayn nie wypowiada nawet słowa. To wszystko miało wyglądać zupełnie inaczej, Vi nigdy nie miała dowiedzieć się, cóż takiego zaplanowałem praktycznie w ogóle jej nie znając. To był kretyński pomysł, który wymyślił Zayn, a ja się na to zgodziłem. A potem z dnia na dzień zależało mi na niej coraz bardziej i pieprzyłem tę cholerną dostawę, kupę forsy, dragi. Liczyła się ona, kobieta, która była dla mnie najważniejsza! Która w przeciągu kilkunastu dni zawróciła mi w głowie i oszalałem na jej punkcie. Nie wierzę, że to wszystko spierdoliłem.
- Jestem takim kretynem - zrywam się z miejsca, wsuwam palce we włosy i pociągam tak mocno, aby sprawić sobie ból - Pieprzony idiota, skurwiel, debil - wymieniam jak w amoku, chodzę po salonie, a moje serce tęskni za Vivi. Nie wyobrażam sobie, aby zabrakło jej w moim życiu - Co mam teraz zrobić, huh?!
- Odzyskać ją, to chyba kurwa oczywiste, tak? I tak nasz plan poszedł się jebać, pomogłem Seven i koniec historii. Nie chciałeś z nimi walczyć, nie chciałeś być jak Dave'a, więc nie ma o czym mówić. Vivienne dowiedziała się o wszystkim, więc teraz pozostaje ci jedynie walka. Wiedz tylko, że będzie w chuj ciężko.
- Ona nigdy w życiu mi tego nie wybaczy. Tak bardzo mnie pokochała, zaufała, a ja ją skrzywdziłem. Obiecałem jej, że nigdy tego nie zrobię, a zrobiłem! Co miałbym powiedzieć, żeby mi uwierzyła?
- Nie wiem, może prawdę? Od tego powinieneś zacząć. Ludzie popełniają błędy, stary! Ona o tym wie.
- To nie był zwykły błąd. Ona myśli, że jej nie kocham, że ją okłamywałem, a to nie nieprawda! Pierdoliłem ten plan już miesiąc później, zapomniałem o tym, aż musiałeś wypaplać. Gdyby tego nie usłyszała...
- Daj spokój! Skąd mogłem wiedzieć, że stoi w holu i nas podsłuchuje? Zaskoczyła nas obu, stary!
- Musi mnie wysłuchać, wyjaśnię jej wszystko bez ściemy. Dlaczego kurwa pozwoliłem jej wyjść?!
- Bo ona tego chciała, dobrze zrobiłeś. Oboje musicie ochłonąć, nerwy w niczym tutaj nie pomogą.
- Napisz do Josha, okej? Zapytaj, czy Vi wróciła do domu. Muszę mieć pewność, że jest bezpieczna.
- Zadzwonię do niego, chwila - wyjmuje telefon, wybiera numer i pyta o Vi. Kiedy przykłada dłoń do czoła mam kurewsko złe przeczucia - Nie, nie wróciła do domu. Josh powiedział, że pojechała do ciebie.
- Boże! Więc szlaja się gdzieś, Bóg wie gdzie i to sama! Gdzie mogła pójść, skoro nie ma tutaj nikogo?
- Nie mam pojęcia - Zayn schyla głowę, zapada cisza i nic więcej nie mówimy. Muszę walczyć.
CZYTASZ
Show Me The Way
FanficMożesz być słodkim snem albo pięknym koszmarem. Którymkolwiek z nich jesteś, nie chcę się z ciebie budzić. Opowiadanie zostało wyróżnione w konkursie Wattonators.