Część X

359 38 6
                                    

 (...) Po śniadaniu wampirek chciał trochę pozwiedzać, oczywiście umożliwiłem mu to... Biorąc pod uwagę, że na piętrze były tylko komnaty mieszkalne, moje, młodszego rodzeństwa oraz naturalnie mamusi i starego, zacząłem oprowadzanie Roshi'ego od parteru. Mimo iż sam chciał poznać zamek, wydawał się znudzony kiedy pokazywałem mu sale bankietową, tronową, kuchnie itd. ale wystarczyło wyjść do przy zamkowych ogrodów aby kompletnie zmienił mu się humor. Tak jak w zamku przez poszczególne pomieszczenia starał się przechodzić możliwie jak najszybciej, tak tu nie byłoby o czymś takim mowy... Podchodził do każdej "oddzielnej strefy kwiatów" i wyglądało to jakby, oglądał każdy kwiatek po każdym płatku, liściu a w przypadku róż też po każdym kolcu:

 -Macie przepiękny ogród... - powiedział siadając na jednej z ławek nieopodal "sektora" z różami. - szczególnie te róże! Są takie śliczne i takie... Rozwinięte? Chyba tak można to ująć, prawda? - zapytał ze szczerym uśmiechem. 

 -Nie wiem. Pytaj się ogrodników...

 -To ja w tym związku jestem od narzekania - pstryknął minie w nos.

 -Powiedziałeś... związku? - moje marzenie się w reszcie spełni? 

 -No... tak. W końcu jesteśmy razem, nie? - powiedział to... mdleję. Znaczy nie mdleję tylko obejmuję go. - Mogę przychodzić tu codziennie? - cicho zapytał. 

 -Jeśli tylko będziesz chciał... A właśnie... Trzeba cię będzie przedstawić reszcie wilkołaków! - słysząc to Roshi momentalnie odsunął się ode mnie. Nic nie mówiąc poszedł do końca usłanej kamieniami drużki po czym uklęknął przy tamtejszych kwiatach (orchideach), jego pusty wzrok i kamienny wyraz twarzy... Okropieństwo.

 -Czy to konieczne? - zapytał ledwo słyszalnym głosem.

 -Obawiam się, że tak... - powiedziałem równie cicho - Ale jestem pewien prawie na 100% że cię z miejsca pokochają... z resztą tak jak ja. 

 -Tumeirani filira miyatta, dih'era...- [czyt.: Tumeirani filira mijatta, djihera]  wyszeptał

 -Hmmm? Co? - po jakiemu to było i co oznaczało...

 -Emmm... Wybacz, to znaczy "Skoro tak mówisz, dobrze". Przepraszam, czasem po prostu mówię w języku starożytnych wampirów z Ehante...[czyt. Ente]  sam nie wiem, dlaczego. 

 -W porządku, tak długo jak będziesz będziesz mi tłumaczył, mów po jakiemu chcesz...- uśmiechnąłem się do niego, odwzajemnił uśmiech i przytaknął szybkim ruchem głowy.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

 Posiedzieliśmy tam jeszcze kilka minut, zupełnie zapomniałem o swoim dziennym grafiku, ale spokojnie, matula ręcznie mi o nim przypomniała. Na moje szczęście zajęciem które teraz miałem mieć, było łucznictwo, jest to o tyle dobre, że je nawet lubię natomiast mamunia nienawidzi, to lekko dostałem... Co do pana "mówię w starożytnym języku wampirów z czegoś tam" mama się nim zajęła...

~~Perspektywa Roshi'ego~~

 Nie... ja nie chcę iść z tą kobietą gdziekolwiek... ratunku...pomocy... Zgaduję, iż będzie się bawić w Isao* ale znacznie gorszego...

-Roshi, dobrze mówię? - pokiwałem twierdząco - Świetnie... Więc powiedz mi, mój drogi - kobieto po co tyle sarkazmu - jak to się w ogóle stało, że zapuściłeś się, aż na nasz teren... Nie bałeś się, przebywać w NASZYM lesie?

 - Wie pani...

-Żadna "pani"! - przerwała mi - mów mi mamo... - jaka zmiana nastawienia. Ale chwila, ona powiedział, że mam do niej mówić "mamo"?! 

-Dih'era, tyorana [czyt.: Djihera, tjorana] - popatrzyła na mnie jak na debila.- Znaczy... Dobrze, mamo. - w odpowiedzi usłyszałem tylko "znacznie lepiej ale ciągle czekam na odpowiedź". 

 Jej wolałem nie opowiadać całej historii... W sensie powiedziałem tylko o kłótni, na jej powód spuściłem zasłonę milczenia...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

A ja spuszczę zasłonę milczenia na przerwę w rozdziałach, jeśli pozwolicie... Tak się zastanawiam... wolicie rozdziały krótsze (takie jak ten albo jeszcze bardziej) ale częściej czy długie np. po ponad 2000 słów ale np. raz na trzy tygodnie... Dajcie znać poniżej.

A ja się żegnam 

-Arikonomi



Miłość podwójnie zakazana.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz