Część XVI

375 25 2
                                    

Nazajutrz obudził mnie intensywny zapach świeżo zrobionego śniadania, które to przyniósł Isao. (któremu chyba też udała się "noc" - cała szyja w malinkach. Pewnie ze mną nie lepiej). Normalnie - bardzo lubię tą woń - przed chwilą pieczonego pieczywa, słodkiego, świeżo wyciśniętego soku, czy drogiej i ciężko dostępnej herbaty, lecz dziś... Ledwo owe zapachy dotarły do mojego nosa, a już mnie zemdliło i niezważająca na to, iż właśnie pokazałem się nago słudze, pognałem do łazienki. Chciało mi się wymiotować, nawet nie miałem czym. Tylko usiadłem obok toalety, a już usłyszałem zatroskany głos męża.

- W porządku, kochanie?

- Nie! Jest chujowo! - wdarłem się na niewinnego.

-Kac morderca nie ma serca? - oparł się o framugę z głupim uśmieszkiem.

-Przecież ja nic nie piłem! Dobrze wiesz, że nie mogę pić waszego alkoholu!

-O faktycznie - przyznał - to może czymś się po prostu zatrułeś? - przykucnął obok i objął mnie.

-Czym? Akurat jedzenie mamy to samo. Tylko ja bym się zatruł?

- Być może mamy lepszy metabolizm czy coś- wyszczerzył kły a ja posłałem mu najbardziej mordercze spojrzenie na jakie było mnie stać - Dobra, dobra nie wściekaj się, takim słodziakom nie wypada - to samo spojrzenie - Och... No już... - przejechał szybko, kilkukrotnie po całej długości mojej ręki. - Zachowujesz się jak małe dziecko...

Dziecko, dziecko... Cholera! Poderwałem się z miejsca a Yuto stanął za mną i ponownie mnie objął.

- Wyjdź stąd! - wyrwałem się z jego uścisku i odwróciłem do niego.

-Czemu? Przecież wiem jak wyglądasz nago, nie ma się czego wstydzić kochanie - znów się wyszczerzył

-Ten raz mnie posłuchaj i wyjdź! - krzyknąłem ale nic sobie z tego nie robił więc własnoręcznie wypchnąłem go za drzwi, po czym zamknąłem je na klucz.

Naprawdę nie chcę żeby moje obawy się sprawdziły, ale jeśli tak i jestem w ciąży to już po mnie.

~~Perspektywa Yuto~~

Wyrzucił mnie... Ja chciałem tylko go rozbawić... No przecież nic nie zrobiłem. Westchnąłem po czym zabrałem się za jedzenie. Foch Roshi'ego fochem ale nie samą miłością wilkołak żyje. Ledwo zdążyłem przyłożyć kubek z herbatą do ust, a z łazienki wydobył się stłumiony huk, natomiast przez przerwy między drzwiami a framugą przebijało się kilka kolorowych flar światła. Odstawiłem parujący napój na tace i podszedłem do owych drzwi. Nim zdążyłem dotknąć klamki, drzwi otworzyły się, a w wejściu stanął zapłakany Roshi. Od razu przywarł do mojego torsu, chowając mokrą twarz w zagłębieniu mojej szyi.

- Yu.. o... jes... em... w... aży! - jego łamiący się głos uniemożliwił mi zrozumienie słów mojego aniołka... wampirka.

- Słonko, wybacz, nie rozumiem co mówisz. Chodź - zaciągnąłem go na łóżko, odkryłem kołdrą i poprosiłem aby spróbował się uspokoić.

Po 20 min przytulania, uspokajania, głaskania i 3 kubkach herbaty nastąpił moment, w którym dało się porozumieć z Roshi'm. Powtórzył co powiedział kilkadziesiąt minut temu i przyznaję, był to ogromny szok. No bo w sumie jak? I ja i kochanie jesteśmy facetami, to nie możliwe, że będziemy mieli dziecko... A raczej już je mamy, w Roshi'm. Spytałem się co z tym faktem genetycznym i skąd on tak właściwie to wie. Na odpowiedź trochę sobie poczekałem, czarnowłosy siedział w milczeniu dobrych kilka minut zanim, połowicznie, odpowiedział na jedno z moich pytań. Przypuszcza, iż ojciec podawał mu jakieś dragi czy inne gówno, aby wykształcić w nim coś jak macica, by później wykorzystać to razem z Keiji'm. W takim układzie potomek byłby jedynym prawowitym następcą tronu - żadnych drobnych druczków czy niedomówień przy adopcji lub surogatce. Według mnie ta teoria jest aż nazbyt prawdopodobna. Lecz wciąż nie znam odpowiedzi na pytanie o to, skąd?

Miłość podwójnie zakazana.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz