Część XI

369 34 14
                                    

   (...) Po godzinie znów mogłem spotkać się z Yuto. Mój biedny wilczek był wykończony, nie tyle fizycznie co psychicznie. Powiedział, że jego Sensei się rozchorował a na zastępstwo przysłali tyrana. Postanowiliśmy, wrócić do (teraz chyba) naszej komnaty. Zaproponowałem mu masaż - bez zastanowienia przystał na ten pomysł.

Brązowo włosy usiadł na krawędzi łóżka, ja kliknąłem za nim. Perzsuwałem dłońmi bo barkach mojej miłości, czasem uciskałem mocniej, a za chwilę luzowałem ucisk, tylko po to by sprawić mu jak najwięcej przyjemności oraz żeby mógł się jak najbardziej odprężyć.

-Gdzie się tego nauczyłeś? - zapytał opierając się o mój tors, tym samym uniemożliwiając dalszy masaż.

-Jakoś tak... Sam z siebie... - objąłem go - Lepiej?

- A żebyś kurwa wiedział. Czuję się zajebiście! Z resztą samo przebywanie z tobą jest niczym błogosławieństwo Pradawnych - zrobiło mi się ciepło na sercu... I na twarzy bo oblałem się rumieńcem. - Do twarzy ci w różowym - wyszczerzył głupkowato kły, odwróciłem głowę w bok, robiąc obrażoną minę, chwilę później poczułem delikatnego i subtelnego całusa na policzku. - No, nie dąsaj się, tylko se żartuję, kochanie. - pogładził mój policzek,odwracając się przodem do mnie. Przyciągnął moją szyję do pocałunku, a wtedy:

- Synku jesteś tu? - królowa otworzyła drzwi z impetem i krzyknęła z szerokim, szczerym uśmiechem, prezentując tym swoje kły. (niedaleko pada jabłko od jabłoni) - och... Wybaczcie - zachichotała - nie chciałam wam przerywać, lecz mam z wami do pogadania

- Co się stało, mamuś? - zapytał wilczek siadając obok mnie, odwróconym tym razem w stronę Królowej.

- O wasze zaręczyny! - zaniemówiliśmy, więc kontynuowała -  jutro na zamku odbędzie się bal z nimi związany. Przyjdą prawie wszyscy, to świetna okazja do przedstawienia Roshi'ego poselstwu! - podjarała się na maksa - Roshi... Rozumiem, iż nie zapraszasz swych rodzi... Swojego ojca - poprawiła się. Nic nie odpowiedziałem - wymowna cisza? Czaję... Tooooo do potem, bawcie się dobrze chłopcy, tylko niezbyt głośno, jeśli można prosić - puściła nam oczko, po czym zniknęła za drewnianymi drzwiami.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Bałem się tego przyjęcia jak cholera...

Zaczęło się, gdy schodziliśmy po schodach, trzymając się za ręce: szepty, pytania, wymuszone uśmiechy... Stanęliśmy przed schodami, ja w krótkiej błękitnej sukience (tak do kolan, trochę za) bez rękawów czy ramiączek i z czymś na kształt kaptura z długim trenem (coś jak peleryna, tylko z kapturem przez który nic nie widać mojej twarzy) , on natomiast w czarnych spodniach, białej koszuli z długimi rękawami (która były podwinięte do łokci) a do tego czarna kamizelka.

- Moi kochani - zaczął Król, a wszyscy umilkli - jak dobrze wiecie dziś odbędą się zrękowiny mego pierworodnego, lecz chyba nikt jeszcze nie wie kim jest jego WYBRANEK - ostatnie słowo dobitnie podkreślił. Tłum był wyraźnie tym zaskoczony. - Yuto - zwrócił się do syna - zdejmij kaptur i ujawnij oblicze Rishi'ego - rozkazał. Żółtooki stanął przede mną i złapał za kaptur obiema rękami:"Gotowy?" szepnął, przytaknąłem skinieniem głowy, a za chwilę oczy wszystkich skierowały się na mnie. Uśmiechnąłem się, nieświadomie prezentując im kły, wampirze kły.

Znów szepty, nienawidzę tego... W kółko słyszałem: "Jak książę mógł zakochać się w wampirze?", "Ciekawe czy ten cały Roshi wypija krew z księcia podczas snu? " albo pytania typu "Ciekawe jak to jest pieprzyć się z wampirem? Mają tam wszystko jak trzeba?" Król zastukał nożem o kieliszek, prosząc tym o ciszę.

- Moi drodzy, dobrze zauważyliście:  Roshi jest wampirem, lecz nie byle jakim... To wampir błękitnej krwi - jakby to jakaś różnica była. - Więc może nie przedłużajmy już - muzykowie zaczęli grać coś w stylu marszu ślubnego, Yuto klekną.

- Mój najdroższy, czy uczynisz mnie najszczęśliwszym wilkołakiem na świecie i wyjdziesz za mnie?

- Znasz odpowiedź, oczywiście, że: Tak! - chwycił mą prawą dłoń a następnie na serdeczny palec wsunął piękny złoty pierścionek z różą zrobioną z diamentów. Wilk wstał i pocałował mnie, a wszyscy zaczęli bić brawo oraz wiwatować.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Jak będzie wena to do jutra będzie kolejna cześć. Tym czasem ja się żegnam.

Arikonomi



Miłość podwójnie zakazana.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz