• Rozdział XIX

1.8K 195 36
                                    

•••

– Lou, wstajemy – wymruczał, loczek patrząc na niego.

Louis tylko wymruczał coś, dociskając głowę do poduszki, jaką była klatka piersiowa bruneta.

– No już – zaśmiał się cicho, kładąc dłoń na głowę młodszego i bawiąc się jego włosami.

– Która godzina? – spytał Louis, czując suchość w gardle. Otworzył powoli jedno oko, a później drugie i zamrugał kilka razy.

– Dziewiąta. – Cmoknął go w usta, podnosząc się szybko.

– Podasz mi telefon? – mruknął Louis, nie chciało mu się wstawać do komody.

Brunet pokiwał głową, podając mu telefon i ruszając do łazienki.

Louis od razu zobaczył pełno wiadomości od Horana i swojej matki.

Przewrócił oczami, odkładając telefon i kładąc się na plecy. Wczoraj było bajecznie. Czuł się szczęśliwy jak nigdy.

Wieczorem leżał, przytulając się z Harrym. Chichotali razem bez powodu i to było takie... naturalne.

Mogliby tak codziennie. Szczerze? Louis na razie nie żałował swojej decyzji co do ich związku.

Zdecydował ubrać jakieś ciuchy Harry'ego, więc wstał z łóżka w celu znalezienia czegoś w jego szafie.

Otworzył szafę, zastając tam pustkę. Jakim cudem Harry nie ma żadnych swoich ciuchów?

– Harry? – zawołał, podchodząc do drzwi łazienki i zapukał kilka razy.

Jak na zawołanie loczek otworzył mu, będąc w samym ręczniku zawiązanym na jego biodrach.

– Co się stało? – spytał, przegryzając wargę, gdy zobaczył, że szatyna włosy zaczynają zmieniać kolor.

– J-ja... chciałem jakieś ubrania, nie masz nic w swojej szafie – odparł Louis na jednym wydechu. Widział Harry'ego bez koszulki, ale teraz kosmyki jego włosów są mokre, a z jego barków skapują kropelki wody. Tu jest za gorąco, zdecydowanie.

– A tak, druga szafa – powiedział, używając swojej mocy, by znalazły się tam ciuchy jego. No tak szatyn jeszcze nie wiedział o jego mocach.

– Dziękuję. – Louis zachichotał i posłał Harry'emu całusa ruszając do szafy, w której znalazł jakąś mniejszą koszulkę, oczywiście czarną i spodnie, które na Harrym były ciasne, jednak na nim i tak bardziej luźne.

– Pasują ci moje ciuchy – usłyszał za sobą, czując ręce na biodrach.

– Są zbyt duże – zaśmiał się, relaksując pod jego ramionami, gdy Harry docisnął klatkę piersiową do jego pleców.

– No i co z tego – parsknął cicho, przymykając oczy. Jego moc rosła. I to jak.

Louis odchylił lekko głowę w bok, wtulając ją bardziej w w tors chłopaka.

Harry zaczął składać malutkie pocałunki na jego szyi.

Tworzył ścieżkę pocałunków od jego ucha po całym karku.

– Twoje usta to moja ulubiona rzecz. – Louis odwrócił głowę, patrząc na niego.

– Cieszę się – szepnął loczek, odsuwając się od szatyna. Był zły na siebie, że używał na nim swojej mocy.

– Coś nie tak? Zrobiłem coś? - spytał Louis, patrząc na niego ze zdziwioną miną. Na jego twarzy było zdezorientowanie.

– Głodny? – pytał Harry, siadając na łóżku i wyjmując telefony

– Powiedziałbym, że nie.,. ale mój brzuch mnie zdradza – zaśmiał się, bawiąc koszulką na sobie. – Zjem i lecę. – Spojrzał na okno po swojej prawej.

Brunet pokiwał głową i skierował się do kuchni. Postanowił zrobić naleśniki z nutellą. Z tego co wiedział, to jest ulubione śniadanie szatyna.

*

– Mmm, nie wiem, czy jadłem kiedyś lepsze śniadanie – powiedział Louis, przełykając pyszne ciasto i brudząc się przy tym czekoladą.

– Cieszę się – odparł Harry, patrząc z uwielbieniem na niego.

Szatyn oblizał swoje usta i uśmiechnął się do swojego chłopaka, powoli wstając.

– Dziękuję za to, było pyszne – powiedział, przysuwając krzesło do stolika. – I... za cudowną randkę. – Zarumienił się lekko, przypominając sobie wszystko.

– Jutro przyjadę po ciebie i pójdziemy razem do szkoły. A w piątek szykuj się na kolejną randka – powiedział, podchodząc do szatyna i cmokając go w usta.

Louis uśmiechnął się i pocałował Harry'ego dłużej w cholernie słodki sposób. Ich pocałunek spakował jak truskawki, bita śmietana i czekolada.

– Trzymam się za słowo – powiedział Louis i skierował się do drzwi.

– Louis! – krzyknął jeszcze zanim szatyn wyszedł z mieszkania. Musiał mu dać ta bransoletke. Nic mu się nie może stac

– T-tak? – Młodszy odwrócił się, już prawie naciskając klamkę.

– Nałóż to i nie zdejmuj ani na chwilę dobrze? – powiedział, zakładając mu bransoletkę na rękę.

Louis przyglądał się srebrnej błyskotce na jego ręce, która miała wygrawerowane jakieś napisy po innym języku.

– Jest... ładna. Dziękuję. – Przytulił chłopaka, zaciągając się jego zapachem.

– Jak spałeś, zapisałem ci swój numer. Jak będziesz w domu, napisz do mnie – szepnął mu do ucha, wpijając się w jego usta.

Louis mruknął w jego wargi, ściskając materiał koszuli Loczka. Stanął na palcach, by było mu wygodnie i kiedy oderwali się od siebie, spojrzał w jego oczy.

– Oczywiście – odparł, uśmiechając się i bawiąc prezentem od bruneta. Krótko pożegnał się z nim i gdy tylko wyszedł z mieszkania, westchnął cicho, zagryzając wargę.


•••
Wiecie, że niedługo koniec?

ɪɴғɪɴɪᴛʏ - Larry ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz