• Rozdział XII

2K 193 9
                                    




Louis jadł cicho swoją kanapkę, patrząc na wszystkich, tylko nie na loczka, który siedział naprzeciwko niego. Niall siedział obok niego, co znacznie mu to ułatwiało, gdyż mógł po prostu z nim rozmawiać. To pomagało mu w ignorowaniu Harry'ego.

– Lou co robimy podczas przerwy? – spytał Niall, podjadając frytki.

– Nie mam pojęcia, Nini – westchnął cicho Louis, używając zdrobnienia, które Horan kochał prawie tak, jak jedzenie. – Słyszałem, że możemy wyjść z hotelu, lecz nie dalej niż na środek tego lasku, który nas otacza. Przez te drzewa jest fatalny zasięg – jęknął, wskazując na swój telefon.

– Możeeee poprosimy o małą imprezkę na wieczór? – pytał, patrząc na nich.

– Wchodzę w to! – powiedział Stan siedzący naprzeciwko Nialla.

Zaraz po nim te same słowa powtórzyło jeszcze kilka chłopaków. Kiedy tylko dokończyli posiłek, ruszyli szybkim krokiem do nauczycieli prosić o łaskę.

– Zwariowaliście, myśląc, że się zgodzę! – Taką otrzymali odpowiedź na ich pytanie o malusieńką parapetówkę.

– No prosimy! Będziemy grzeczni – mruknął Louis. Jest najlepszym uczniem w szkole. Może coś zdziałać tu.

– Zachowujecie się jak dzieciaki, a jesteście pełnoletni! Ja w waszym wieku.. – zaczął swoją historię po raz enty o tym, jak wyglądało jego życie za "młodzieńca" jak sam nazwał.

– Właśnie. Jesteśmy, więc chyba można nam zaufać i dać szansę – powiedział szatyn, stając przed Harrym z założonymi rękoma.

– Dobrze, może masz trochę racji – nauczyciel westchnął. – Pilnuj towarzystwa, Tomlinson – kiwnął na niego głową, odchodząc.

Wszyscy krzyknęli zadowoleni, podnosząc szatyna do góry, przez co ten wybuchł śmiechem. Kiedy poczuł grunt pod nogami, uśmiechał się szeroko do Nialla, który w kółko dziękował mu, mówiąc: "Co bym zrobił bez przyjaciela kujona?". Szatyn wzruszył ramionami, przegryzając wargę i ruszył do swojego pokoju.

– Zawsze masz to, czego chcesz, czyż nie? – usłyszał za sobą, kiedy przebierał w ubraniach, by wybrać coś na dzisiejszy wieczór.

– Słucham? – spytał, odwracając się w stronę współlokatora.

Harry zaśmiał się, podchodząc do Louisa,

– Ta koszulka z tym i tymi spodniami – powiedział, wyciągając z jego torby czerwoną koszulkę i parę czarnych, ciasnych spodni.

Młodszy zarumienił się, kiwając głową i biorąc od niego swoje ciuchy.

– Dzięki. – Wyminął go, idąc w stronę toalety.

Czuł się dobrze przy Harrym, ale nadal było mu dziwnie. Całowali się, obściskiwali, a po chwili rozmawiali normalnie. Za mocno Styles miesza mu w głowie.

Profesor Posey pozwolił im na całkiem wolny dzień dzisiaj, więc Louis przewidział, że Niall wyciągnie go wcześniej do lasku, by znaleźli dobre miejsce na ognisko i imprezę. Szatyn westchnął cicho, rozglądając się po otoczeniu.

– Może tutaj! – zawołał Irlandczyk. Rzeczywiście znalazł dobre miejsce na rozpalenie ogniska. Było dużo przestrzeni wokół i nie było nigdzie błota.

– O t... – zaczął, lecz został pociągnięty w bok.

Louis stał zamurowany, kiedy czyjeś usta przywarły do jego warg, jednak wyczuwając znajomy kształt i smak przymknął oczy i oddał pocałunek, gdy duża dłoń trzymała jego prawy bok. Zamruczał cicho, rozkoszując się chwila. Nie wiedział, dlaczego daje mu możliwość całowania się, kiedy tylko chce. Ale było coś w nim takiego, że inaczej nie mógł.

– Ekhem – usłyszał kaszlnięcie Nialla, obok który przyglądał się sytuacji. Jednak nie był zaskoczony ani trochę.

Szatyn szybko się odsunął, przygryzając wargę i ruszył do hotelu. Był zdziwiony, że Niall się nie rzucił na loczka. Moment później obok niego szedł Harry.

– Dlaczego uciekasz? – spytał, uśmiechając się, chociaż niższy i tak na niego nie patrzył.

– Idę po resztę trzeba zrobić imprezę prawda? – mruknął, wchodząc do środka budynku. Nie miał ochoty rozmawiać z loczkiem.

– Zgaduje, że nie tylko o to chodzi. – Podbiegł, by stanąć przed szatynem i złapać jego wzrok.

Przewrócił oczami, wymijając go. Mógł z nim się całować, ale nie chciał rozmawiać.

– Lou, wszystko okej? – usłyszał za sobą, zanim wszedł na schodki prowadzące na jego piętro.

– Odpierdolisz się kiedyś?! – krzyknął, odwracając się do loczka. – Nie możesz przyjąć tego, że nie jesteś w moim typie? Że cię nie chce?! – dodał, patrząc ze złością na loczka. Nie miał ochoty się przed nim tłumaczyć.

– Kłamiesz! – Styles oburzył się, patrząc w jego oczy. Louis widocznie też chciał tego, co on. Nie rozumiał, dlaczego tego najzwyczajniej na świecie nie przyzna.

– No chyba nie – prychnął, idąc na górę miał dosyć bruneta.

Harry patrzył, jak szatyn znika na schodach i sam poszedł w inną stronę

•••

ɪɴғɪɴɪᴛʏ - Larry ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz